Alastair Reynolds - Przestrzeń Objawienia
Здесь есть возможность читать онлайн «Alastair Reynolds - Przestrzeń Objawienia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2002, ISBN: 2002, Издательство: Mag, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Przestrzeń Objawienia
- Автор:
- Издательство:Mag
- Жанр:
- Год:2002
- Город:Warszawa
- ISBN:83-89004-20-8
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Przestrzeń Objawienia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przestrzeń Objawienia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Przestrzeń Objawienia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przestrzeń Objawienia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Powiedziałaś, że to było miliard lat temu — rzekła Pascale. — A przecież od tamtego czasu przeszliśmy całą drogę od jednokomórkowców do homo sapiens. Czy to znaczy, że wymknęliśmy się przez oka sieci?
— Tak, ponieważ sieć zaczęła się rwać — odparła Volyova.
Khouri skinęła głową.
— Po całej galaktyce Inhibitorzy rozsiali maszyny, których zadaniem było wykrywanie powstającego życia i niszczenie go. Długo wydawało się, że wszystko działa zgodnie z planem — dlatego obecnie galaktyka nie jest rojna, choć ma korzystne warunki wstępne do rozwoju życia. — Pokręciła głową. — Mówię, jakbym rzeczywiście na pewno to wiedziała.
— Może wiesz — rzekła Pascale. — W każdym razie chcę usłyszeć, co masz do powiedzenia. Wszystko.
— Dobrze, dobrze. — Khouri wierciła się w fotelu akceleracyjnym; bez wątpienia usiłowała zrobić coś, co Volyova robiła od godziny — nie urazić siniaków, których się nabawiła. — Ich maszyny dobrze funkcjonowały przez kilkaset milionów lat — wyjaśniała. — Ale potem zaczęły się psuć. Działały zawodnie, nie tak skutecznie, jak powinny. Pojawiły się inteligentne kultury, które przedtem zostałyby zduszone w zarodku.
Widać było, że do Pascale coś właśnie dotarło.
— Jak Amarantinowie… — powiedziała.
— Tak jak Amarantinowie. — Wyjaśnienia podjęła teraz Volyova. — Nie była to jedyna cywilizacja, której udało się wyślizgnąć przez oka sieci, ale tak się akurat złożyło, że znajdowali się blisko nas w galaktyce, i dlatego to, co się z nimi stało, ma taki… wpływ na nas. Może powinno być urządzenie Inhibicyjne, obserwujące Resurgam, ale albo go nigdy nie rozmieszczono, albo przestało działać na długo przedtem, nim Amarantinowie ukształtowali się jako istoty rozumne. Stworzyli więc cywilizację, a potem wydali podgatunek, potrafiący odbywać podróże kosmiczne. I przez ten cały czas nie przyciągnęli uwagi Inhibitorów.
— Złodziej Słońca.
— Tak. Zabrał ze sobą Wygnanych w kosmos, zmieniał ich biologicznie i mentalnie, aż tylko język i przodkowie łączyli ich z Amarantinami, którzy zostali w domu. Oczywiście penetrowali kosmos, sięgnęli w swój układ słoneczny, a potem na jego krańce.
— Gdzie znaleźli… — Pascale wskazała na obraz Hadesa i Cerbera. — O to chodzi?
Khouri skinęła głową i zaczęła opowiadać resztę historii.
Sylveste spadał i spadał, i niemal nie zwracał uwagi na upływ czasu. Dotarł do punktu, gdzie nad głową miał ponad dwieście kilometrów szybu, a pod stopami zaledwie parę jego kilometrów. Migające w dole światła układały się w konstelacje i przez chwilę Sylveste’owi wydało się, że zabrnął znacznie dalej, niż to możliwe, i tamte światełka to gwiazdy, a on właśnie ostatecznie opuszcza Cerbera. Wrażenie tylko przelotne, gdyż układ świateł był zbyt regularny, nieco zbyt celowy, nosił ślady rozumnej kompozycji.
Wypadł z szybu w pustkę i jak wcześniej, gdy wyprysnął z przyczółka, spadał przez wielką komorę, która jednak wydawała się znacznie większa niż przestrzeń bezpośrednio pod skorupą. Nie widział wyrastających z kryształowego podłoża sękatych pni, podtrzymujących sklepienie, i podejrzewał, że żadnych takich pni nie ma bezpośrednio za krzywizną horyzontu. A przecież poniżej znajdowała się podłoga, więc nic nie wspierało sufitu, który rozciągał się nad całą planetą-w-planecie, sufit wisiał tylko dzięki ogromnej przeciwrównowadze swego własnego grawitacyjnego zapadania albo dzięki jakiemuś innemu zjawisku, którego Sylveste nie potrafił sobie wyobrazić. W każdym razie teraz opadał ku rozgwieżdżonej podłodze, znajdującej się dziesiątki kilometrów poniżej.
Bez trudu odnalazł skafander Sajakiego. Jego własny, nadal funkcjonujący skafander robił to, co należało — ustawił się na charakterystyki spadającego towarzysza (zatem jakaś jego część musiała przeżyć), a potem pokierował opadaniem Sylveste’a. Lądowanie nastąpiło parędziesiąt metrów od miejsca upadku Sajakiego. Triumwir musiał uderzyć z dużą prędkością — to było jasne. Zresztą niewiele opcji wchodziło w grę, zważywszy na niekontrolowany spadek z dwustu kilometrów. Częściowo wrył się w metalowe podłoże, potem odbił się i padł twarzą w dół.
Sylveste nie spodziewał się, że znajdzie Sajakiego żywego, ale zaszokował go widok rozbitych szczątków — skafander kojarzył mu się z porcelanową lalką, na której wyładowało swą wściekłość rozzłoszczone dziecko; był rozpruty, podarty, odbarwiony. Uszkodzenia powstały prawdopodobnie podczas bitwy i spadania, gdy Sajaki, spychany siłami Coriolisa, wielokrotnie uderzał o ściany szybu.
Sylveste przekręcił go na plecy, pomagając sobie wzmacniaczami własnego skafandra. Spodziewał się nieprzyjemnego widoku, ale musiał go znieść, by kontynuować wyprawę. To jakby zamknięcie w umyśle pewnego jej rozdziału. Do Sajakiego czuł głównie antypatię, złagodzoną wymuszonym, szacunkiem dla jego sprytu i ogromnego uporu, z jakim Triumwir szukał Sylveste’a przez tyle dziesięcioleci. Nie było w tym ani krzty przyjaźni, jedynie zawodowy podziw dla fachowo zrobionego przyrządu, który znakomicie wykonał swą robotę. To właśnie Sajaki, pomyślał Sylveste, dobrze naostrzone narzędzie, świetnie przystosowane do jednego, jedynego celu.
Na przedniej szybie skafandra zobaczył szeroką na kciuk szczelinę. Coś go zmusiło, by uklęknąć i zbliżyć twarz do głowy martwego Triumwira.
— Żałuję, że tak się to skończyło — powiedział. — Nie twierdzę, Yuuji, że kiedykolwiek byliśmy przyjaciółmi… Chciałem jednak, żebyś zobaczył to, co znajduje się przed nami, tak jak sam pragnąłem to zobaczyć. Myślę, że doceniłbyś to.
I wtedy się zorientował, że skafander jest próżny i że zawsze był jedynie pustą powłoką.
Oto co wiedziała Khouri.
Wygnańcy dotarli na skraj układu słonecznego tysiące lat po tym, jak wygnano ich z głównego nurtu amarantinskiej kultury. Z natury rzeczy ich postęp był powolny nie tylko dlatego, że musieli zmagać się z ograniczeniami technicznymi. Musieli też pokonać równie nieustępliwe ograniczenia własnej psychiki.
Początkowo Wygnańcy zachowywali instynkt stadny swych braci. Ewolucyjnie stali się społeczeństwem zależnym od komunikacji wizualnej. Byli zorganizowani w wielkie zbiorowości, w których jednostka liczyła się mniej od kolektywu. Pozbawiony miejsca w stadzie, pojedynczy Amarantin zapadał na pewnego rodzaju psychozę, odpowiednik deprywacji sensorycznej. Przystanie do małej grupy osobników nie zmniejszało tego koszmaru. Dlatego kultura Amarantinów była nadzwyczaj stabilna, odporna na wewnętrzne spiski i zdrady. Równocześnie oznaczało to, że z powodu swej izolacji Wygnańcy skazani byli na swoiste szaleństwo.
Pogodzili się z tym. Zmienili się, stali się kulturowymi socjopatami. W ciągu zaledwie kilkuset pokoleń przestali być stadem; podzielili się na kilkadziesiąt wyspecjalizowanych klanów, każdy ze specyficzną odmianą szaleństwa. Przynajmniej ci, co zostali w domu, postrzegaliby to jako szaleństwo.
Zdolność funkcjonowania w mniejszej grupie umożliwiła Banitom sondowanie rejonów oddalonych od Resurgamu, poza bezpośrednim zasięgiem komunikacji, która była naturalnie ograniczona przez prędkość światła. Najbardziej psychotyczne jednostki dotarły jeszcze dalej i znalazły Hades wraz z poruszającą się wokół niego niepokojącą planetą. Do tego czasu Wygnańcy przeszli taki sam cykl dedukcji, o jakim Volyova i Pascale w skrócie opowiedziały Khouri. O ile ich sposób rozumowania był prawidłowy, galaktyka powinna być znacznie bardziej zaludniona niż jest. Wniosek: rozumowanie prawdopodobnie nie było prawidłowe. Nasłuchiwali głosów innych kultur w zakresie fal radiowych, optycznych, grawitacyjnych i neutrino, ale nic nie usłyszeli. Najwięksi poszukiwacze przygód — ktoś by powiedział „najbardziej szaleni” — zupełnie opuścili układ i nie znaleźli żadnej ważnej informacji, godnej przesłania do domu: gdzieniegdzie nieco tajemniczych ruin, a na paru wodnych planetach zagadkowe szlamowate organizmy, które mogłyby wskazywać na bardziej skomplikowaną organizację — te sprawiały wrażenie, że je tam umieszczono.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Przestrzeń Objawienia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przestrzeń Objawienia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Przestrzeń Objawienia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.