Alastair Reynolds - Przestrzeń Objawienia
Здесь есть возможность читать онлайн «Alastair Reynolds - Przestrzeń Objawienia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2002, ISBN: 2002, Издательство: Mag, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Przestrzeń Objawienia
- Автор:
- Издательство:Mag
- Жанр:
- Год:2002
- Город:Warszawa
- ISBN:83-89004-20-8
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Przestrzeń Objawienia: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przestrzeń Objawienia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Przestrzeń Objawienia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przestrzeń Objawienia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Jednak nie mogły nic na to poradzić.
Światłowiec utrzymywał przyśpieszenie sześciu g; odległość między nim a promem stale się zmniejszała i za pięć godzin prom miał się znaleźć w zasięgu rażenia statku. Złodziej Słońca mógł jeszcze bardziej rozpędzić statek i Volyova przypuszczała, że Złodziej bada granice możliwości silnika. Złodziejowi nie zależy specjalnie na przetrwaniu, pomyślała Volyova, ale jeśli Światłowiec zostanie zniszczony, wkrótce ten sam los spotka również przyczółek. I choć Sylveste był teraz wewnątrz planety, może obcy musi się dowiedzieć, czy cel został osiągnięty; przez dłuższy czas potrzebny był mu wyłom w skorupie, by sygnał z wnętrza mógł się wydostać do przestrzeni zewnętrznej. Volyova ani przez chwilę nie miała złudzeń, że Złodziejowi Słońca choć odrobinę zależało na bezpiecznym powrocie Sylveste’a.
— Co takiego pokazała mi Mademoiselle? — spytała Khouri. Po wielogodzinnej fazie przyśpieszania głos miała jak po ciężkim przepiciu. — To w mojej głowie, z czym nie mogłam dojść do ładu. O to ci chodzi?
— Sądzę, że nigdy się tego nie dowiemy w stu procentach — odparła Volyova. — Wiem tylko tyle, co mi pokazał. Wierzę, że to prawda, ale raczej nigdy nie uzyskamy całkowitej pewności.
— Mogłabyś mi to zreferować — zaproponowała Pascale. — Z nas trzech tylko ja nic o tym nie wiem. A potem wy dwie spierajcie się o szczegóły.
Po raz drugi albo trzeci w ciągu ostatnich paru godzin odezwała się konsola, sygnalizując, że skierowany ze Światłowca promień radaru omiótł ich od rufy. Na razie nie były to zbyt cenne dane, gdyż opóźnienie sygnałów elektromagnetycznych między statkiem a promem ciągle wynosiło sekundy, a to wystarczało, by prom, impulsem napędu bocznego, mógł się przemieścić z namierzonej przez radar pozycji. Jednak Volyovą denerwował fakt, że Swiatłowiec ich goni i próbuje uzyskać wystarczająco dokładne dane o ich trasie, by móc otworzyć ogień. Do tego czasu mogą upłynąć godziny, ale złowrogie intencje maszyny wydawały się dość oczywiste.
— Zacznę od tego, co wiem — powiedziała Volyova, biorąc głęboki oddech. — Kiedyś galaktyka była znacznie bardziej ludna niż obecnie: miliony kultur, choć zaledwie paru większych graczy. W zasadzie wszystkie modele prognostyczne przewidywały, że obecnie tak powinna wyglądać galaktyka. Modele uwzględniające częstość występowania gwiazd typu G i planet typu ziemskiego, krążących po takich orbitach, by na ich powierzchni mogła utrzymać się woda w stanie ciekłym. — Volyova uciekała w dygresje, ale Pascale i Khouri nie protestowały. — To był zawsze największy paradoks. Na papierze wszystko wygląda znacznie prościej niż w życiu. Teoretyczne oceny rozwoju kultur posługujących się narzędziami znacznie trudniej sprecyzować, ale wadą tych ocen jest to samo: przewidują istnienie zbyt wielu kultur.
— Stąd paradoks Fermiego — wtrąciła Pascale.
— Co takiego? — spytała Khouri.
— Stara dychotomia: z jednej strony względna łatwość podróży międzygwiezdnych, zwłaszcza realizowanych przez wysłane roboty, a z drugiej zupełny brak takich przybyszów z kultur pozaziemskich. Jedyny logiczny wniosek: nie ma nikogo, kto mógłby coś takiego wysłać, nikogo w całej galaktyce.
— Ale przecież galaktyka jest olbrzymia — rzekła Khouri. — Może istnieją w niej kultury, tylko my o tym jeszcze nie wiemy?
— Nic z tego — stwierdziła Volyova z naciskiem, a Pascale skinęła głową. — Galaktyka jest wielka, ale nie aż tak, a do tego bardzo stara. Gdyby jedna kultura postanowiła wysłać sondy, wszyscy inni w galaktyce dowiedzieliby się o tym w ciągu paru milionów lat. A tak się składa, że galaktyka jest kilka tysięcy razy starsza. Oczywiście, kilka generacji gwiazd musiało żyć i umrzeć, nim pojawiła się wystarczająca ilość ciężkich elementów do budowy życia, ale nawet jeśli kultury budujące maszyny powstały raz na milion lat, miały tysiące okazji, by zdominować całą galaktykę.
— Podawano dwa wyjaśnienia tego paradoksu — wtrąciła Pascale. — Po pierwsze, oni tu są, ale my ich nigdy nie zauważyliśmy. Kilkaset lat temu taki argument był do przyjęcia, ale współcześnie nikt go nie traktuje poważnie. Przecież zmapowano każdy centymetr kwadratowy każdej asteroidy w setce układów.
— Więc może oni nigdy nie istnieli?
— Rozsądny argument. — Pascale skinęła w stronę Khouri. — Ale upadł, od kiedy lepiej poznaliśmy galaktykę, która okazała się podejrzanie sprzyjająca rozwojowi życia, przynajmniej jeśli chodzi o rzeczy najważniejsze. To, o czym wspomniała Volyova: odpowiednie typy gwiazd, odpowiedni rodzaj planet w odpowiednich miejscach. A modele biologiczne nadal przewidywały większą częstotliwość występowania życia z inteligentnymi kulturami włącznie.
— Więc modele okazały się wadliwe — powiedziała Khouri.
— Chyba jednak nie — stwierdziła Volyova. — Gdy wydostaliśmy się w kosmos, gdy opuściliśmy Pierwszy Układ, wszędzie natykaliśmy się na wymarłe kultury. Już milion lat temu żadnych z nich nie było, a niektóre zniknęły znacznie wcześniej. Świadczyły o jednym: galaktyka była w przeszłości znacznie bardziej życiodajna. Więc dlaczego teraz jest tak bezludna?
— Wojna — rzekła Khouri. Na chwilę zamilkły. Ciszę przerwała dopiero Volyova, głosem spokojnym, pełnym szacunku, jakby mówiła o czymś świętym.
— Tak, Wojna Świtu… taką nadano jej nazwę, prawda?
— To akurat pamiętam.
— Kiedy się toczyła? — spytała Pascale i przez chwilę Volyova czuła sympatię do tej kobiety, siedzącej między nimi dwiema, którym pozwolono zerknąć na coś nadzwyczajnego i które były nie tyle zainteresowane uchwyceniem całości, co chciały zbadać to, czego nie wiedziały, usunąć wzajemne wątpliwości i błędne koncepcje. Ale Pascale jeszcze nic o tym nie wiedziała.
— Miliard lat temu — wyjaśniła Khouri. Volyova jej nie przerywała. — Wszystkie te cywilizacje zostały wessane i wyplute w postaci i formie zupełnie innej od tej, jaką miały na początku. Nie rozumiemy, o co chodziło ani kto lub co dokładnie przetrwało… tyle tylko, że bardziej przypominało maszyny niż żyjące istoty, choć tak różniły się od tego, co uważamy za maszyny, jak nasze maszyny różnią się od narzędzi kamiennych. Miały jednak nazwę, czy może nadano im nazwę, szczegółów nie pamiętam. Pamiętam natomiast nazwę.
— Inhibitorzy — powiedziała Volyova.
Khouri skinęła głową.
— Zasługiwali na to.
— Dlaczego?
— Z powodu tego, co zrobili potem — wyjaśniła Khouri. — Nie podczas wojny, ale po jej zakończeniu. Jakby przystali do jakiejś religii — jakby stosowali się do jej bezwzględnego nakazu. Życie inteligentne, organiczne, wywołało Wojnę Świtu. Teraz oni byli czymś innym — można to nazwać życiem postinteligentnym. W każdym razie to im ułatwiło zadanie.
— Czyli co?
— Inhibicję. Dosłownie: zahamowali powstanie inteligentnych kultur w galaktyce, by już nigdy nie zdarzyło się nic podobnego do Wojny Świtu.
— Nie chodziło tylko o zniszczenie istniejących kultur, które mogły przeżyć wojnę. Zaczęli również zakłócać warunki środowiska, by inteligentne życie nigdy więcej się nie odrodziło. Nie stosowali inżynierii gwiazdowej — taki akt stanowiłby zbyt wielką ingerencję, stałby w sprzeczności z ich własnym rygoryzmem. Niszczyli na mniejszą skalę. Mogli to robić — bez manipulowania ewolucją pojedynczej gwiazdy, chyba że w wyjątkowych wypadkach — na przykład zmieniając orbity komet, powodując, że bombardowanie planet trwało znacznie dłużej niż przeciętnie. Prawdopodobnie życie znalazłoby sobie niszę, w której by przetrwało — głęboko pod powierzchnią planety lub przy otworach hydrotermicznych — ale nigdy nie osiągnęłoby poziomu dostatecznej złożoności. Z pewnością nie potrafiłoby zagrozić Inhibitorom.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Przestrzeń Objawienia»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przestrzeń Objawienia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Przestrzeń Objawienia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.