Poświęciłem chwilę, by spojrzeć w górę w kierunku Richmond Park, gdyż zastanawiałem się, jak długo te bardzo stare tereny leśne i stada danieli przetrwały wichry zmiany. Teraz park nie mógł być niczym więcej jak ciemną pustynią, zaludnioną jedynie kaktusami i garstką drzew oliwnych. Poczułem, jak serce się we mnie burzy. Być może ci Morlokowie byli mądrzy i cierpliwi — być może ich wytrwałe dążenia do wiedzy na Sferze należało oklaskiwać — ale to, że zaniedbali starożytną Ziemię, zasługiwało na potępienie!
Dotarliśmy w okolice Park’s Richmond Gate, niedaleko Star and Garter, może pół mili od miejsca, w którym stał mój dom. Na płaskim odcinku ziemi ustawiono prostokątną platformę z miękkiego szkła, która migotała w łaciatym świetle gwiazd. Wydawało się, że zrobiono jaz tej samej cudownej, szklistej substancji co podłogę Sfery; z jej powierzchni wzniesiono rozmaite podesty oraz przegrody, które rozpoznałem jako charakterystyczne konstrukcje Morloków. Teraz były one opuszczone; znajdowałem się tam tylko ja i Nebogipfel. I właśnie tam — na samym środku platformy — zobaczyłem przysadzistą i brzydką konstrukcję złożoną z mosiądzu i niklu, z elementami z kości słoniowej, które lśniły w świetle gwiazd jak wypłowiałe kości, z rowerowym siodłem na środku: to był mój wehikuł czasu, najwyraźniej nietknięty i gotowy zabrać mnie z powrotem do domu!
Poczułem, jak krew napływa mi do mózgu; stwierdziłem, że trudno mi iść spokojnie za Nebogipfelem, tym niemniej szedłem. Wsunąłem ręce do kieszeni marynarki i chwyciłem dwie dźwignie sterownicze. Znajdowałem się już dość blisko wehikułu, by zobaczyć śruby, na których musiałem zamontować dźwignie, aby machina zadziałała. Zamierzałem jak najszybciej uruchomić maszynę i wydostać się z tego miejsca!
— Widzisz — powiedział Nebogipfel — wehikuł jest nie uszkodzony. Przenieśliśmy go, ale nie próbowaliśmy grzebać w jego mechanizmach...
Próbowałem odciągnąć jego uwagę od tego tematu.
— Powiedz mi: jakie odnosisz wrażenie po dokładnych oględzinach wehikułu i wysłuchaniu moich teorii na ten temat?
— Twoja machina to nadzwyczajne osiągnięcie — wyprzedza czasy, w których została zbudowana.
Nigdy nie miałem zbytniej cierpliwości do komplementów.
— Ale to plattneryt umożliwił mi skonstruowanie jej — powiedziałem.
— Tak. Chciałbym dokładniej zbadać ten „plattneryt”. — Założył gogle i przyjrzał się migoczącym prętom kwarcowym przy machinie. — Rozmawialiśmy... trochę... o równoległych historiach, o możliwości istnienia kilku wersji świata. Sam byłeś świadkiem dwóch...
— Historii Elojów i Morloków oraz historii Sfery.
— Musisz traktować te wersje historii jako równoległe korytarze, które się przed tobą rozciągają. Twoja machina pozwala ci przemieszczać się tam i z powrotem wzdłuż korytarza. Korytarze istnieją niezależnie od siebie: patrząc przed siebie z dowolnego punktu, człowiek spoglądający wzdłuż jednego korytarza będzie widział kompletną i spój na historię — niczego nie może się dowiedzieć o innym korytarzu ani korytarze nie mogą na siebie wpływać. Ale w niektórych korytarzach warunki mogą być bardzo odmienne. W niektórych nawet prawa fizyki mogą być różne...
— Mów dalej.
— Powiedziałeś, że działanie twojej machiny zależy od przekręcenia wymiarów przestrzeni i czasu — ciągnął. — Od przemienienia podróży w czasie w podróż przez przestrzeń. Cóż, zgadzam się z tym: rzeczywiście tak funkcjonuje plattneryt. Ale jak to się dokonuje?
— Wyobraź sobie teraz — mówił dalej — wszechświat, inną Historię, w której to przekręcenie czasu i przestrzeni jest bardzo wyraźne.
Opisał mi wariant wszechświata, którego nieomal że nie mogłem sobie wyobrazić: w którym rotacja wpleciona jest w samą strukturę wszechświata.
— Rotacja obejmuje wszystkie punkty czasu i przestrzeni. Obserwator widziałby, że kamień rzucony z dowolnego miejsca na zewnątrz leci po spirali: jego bezwładność działałaby jak kompas, wirując wokół punktu startowego. Niektórzy nawet uważają, że być może nasz wszechświat poddany jest takiej rotacji, ale odbywa się to niezwykle powoli: jeden pełny obrót trwa tysiąc milionów lat... Koncepcja obracającego się wszechświata przedstawiona została po raz pierwszy kilkadziesiąt lat po twojej epoce... Właściwie, jej twórcą jest Kurt Gödel.
— Gödel? — Chwilę trwało, nim przypomniałem sobie to nazwisko. — Ten, który wykaże nieskończoność matematyki?
— Ten sam.
Obeszliśmy wehikuł, a ja ściskałem sztywnymi palcami dźwignie. Zamierzałem ustawić się w najdogodniejszym miejscu, by dotrzeć do wehikułu.
— Powiedz mi, w jaki sposób to wyjaśnia działanie mojego wehikułu.
— Jest to związane ze skręceniem osi. W obracającym się wszechświecie możliwe jest podróżowanie przez przestrzeń i docieranie przy tym do przeszłości lub przyszłości. Nasz wszechświat obraca się, ale tak wolno, że taka trasa miałaby długość stu tysięcy milionów lat świetlnych, a jej pokonanie zabrałoby bez mała milion milionów lat!
— A zatem to niezbyt praktyczne.
— Ale wyobraź sobie wszechświat o gęstości większej od naszego: wszechświat, który wszędzie byłby tak gęsty jak jądro atomu materii. Wówczas pełen obrót trwałby zaledwie kilka ułamków sekundy.
— Ale my nie jesteśmy w takim wszechświecie. — Machnąłem ręką w pustej przestrzeni. — To oczywiste.
— Być może jednak ty jesteś! Przez ułamki sekund dzięki twojej machinie, lub przynajmniej jej plattnerytowemu składnikowi. Moja hipoteza jest taka, że z powodu jakiejś właściwości plattnerytu twój wehikuł czasu przemyka do tego ultragęstego wszechświata i wyskakuje z niego, i przy każdym przejściu wykorzystuje to skręcenie osi rzeczywistości, aby przemieszczać się wzdłuż serii pętli w przeszłość lub przyszłość! Tak więc poruszasz się spiralnie przez czas...
Rozważyłem te koncepcje. Były naprawdę niezwykłe! Wydawało mi się jednak, że nie bardziej niż trochę nieprawdopodobne wnioski, które wysnułem z moich pierwszych myśli o przeplataniu się czasu i przestrzeni oraz płynności ich osi. Ponadto moje subiektywne wrażenia dotyczące podróżowania w czasie wiązały się z uczuciem skręcania — rotacji.
— Te hipotezy są zaskakujące — powiedziałem Nebogipfelowi. — Przypuszczam jednak, że oparłyby się nawet wnikliwej analizie.
Spojrzał na mnie.
— Wykazujesz imponującą elastyczność umysłu jak na człowieka z twojej rewolucyjnej ery.
Prawie nie usłyszałem jego końcowej uwagi. Znajdowałem się teraz dość blisko wehikułu. Nebogipfel ostrożnie dotknął palcem poręczy machiny. Pojazd zamigotał i delikatnie zadrżał, przecząc swojej masie, i wietrzyk zmierzwił włosy na ramieniu Nebogipfela. Morlok szybko cofnął rękę. Spojrzałem na śruby, powtarzając w myśli prostą czynność, która polegała na wyjęciu dźwigni z kieszeni i zamontowaniu ich na śrubach. To potrwa niespełna sekundę! Czy zdążę to zrobić, nim Nebogipfel za pomocą swoich zielonych promieni pozbawi mnie przytomności?
Otaczała mnie ciemność, a odór Morloka był silny. Za chwilę, pomyślałem w przypływie niepohamowanej energii, może ucieknę od tego wszystkiego.
— Czy coś się stało?
Nebogipfel obserwował mnie swoimi wielkimi, ciemnymi oczami, a jego ciało było wyprostowane i naprężone. Najwyraźniej coś podejrzewał! Czy się zdradziłem? Wiedziałem, że w otaczających mnie ciemnościach już uniesiono w moim kierunku lufy niezliczonych karabinów, miałem zaledwie kilka sekund, by uciec śmierci!
Читать дальше