Krąg utworzono bardzo szybko, jednak nie ruszyliśmy natychmiast. Koncentracja niezbędna do połączenia wa tylu potężnych umysłów była ogromna. Darva, Kira i ja sam rozglądaliśmy się nerwowo. Obydwie kobiety zastanawiały się, dlaczego nie zostaliśmy jeszcze zaatakowani przez niewidocznego nieprzyjaciela. Ja bez trudu domyśliłem się przyczyny. Korytarz wejściowy kończył się ślepo po jakichś dwudziestu metrach i należało skręcić albo w prawo, albo w lewo. Z planów pamiętałem, iż musimy skręcić w lewo, by dojść tam, dokąd dojść zamierzaliśmy… ale to. samo dotyczyło również obrońców. Mając za sobą szyb od windy; żołnierzy na wszystkich dolnych piętrach i blokady bezpieczeństwa na górnych, nie mogliśmy się wycofać, nie mogliśmy iść w górę czy w dół, nie mogliśmy również pozostać dłużej na miejscu, bowiem winda mogła powrócić w każdej chwili przywożąc prawdziwie nieprzyjemne i niebezpieczne niespodzianki. Każdy obrońca woli raczej urządzać zasadzki na drodze, którą napastnik musi się poruszać, niż atakować w ograniczonej przestrzeni, szczególnie wówczas, kiedy ten napastnik dysponuje sporą siłą — ognia.
— Jest jedno wa — zaintonował Karil.
— Jest jedno wa — pozostali powtarzali za nim te słowa, wielokrotnie aż do pełnej synchronizacji.
Było to dość niesamowite. Choć z drugiej strony, pamiętaliśmy przecież Tullyego Kokula, czarta zaledwie kategorii IV; lub V, zmieniającego kierunek promieni lasera mierzących wprost w niego. A ta grupa czartów była nieskończenie potężniejsza — połączona wola i moc najlepszych ludzi Charona poza Synodem. Zdałem sobie nagle sprawę z tego, iż Synod był właśnie czymś podobnym i że to był powód, dla którego wszyscy ci czarty znaleźli się tutaj. Oni utworzą przecież nowy Synod… O ile przeżyjemy nawałę ognia i tego, co tam jeszcze nas czeka, i o ile dotrzemy do samego Synodu, oczekującego niewątpliwie naszego przybycia na następnym piętrze.
Nawet ja byłem w stanie wyczuć ogromną moc stworzoną przez Korila i jego towarzyszy. Otaczała rias ściana wa, działająca na zasadzie odpychania magnetycznego. Mogliśmy wszyscy dostrzec jej skuteczność… Zaczęliśmy bowiem poruszać się do przodu.
Naturalnie w obydwu korytarzach czekali na nas żołnierze. Ledwo skręciliśmy w lewo, po czym od razu w prawo, trzymając się blisko siebie, żołnierze z prawego skrzydła natychmiast zajęli pozycje za nami. Muszę przyznać, że zachowywali się spokojnie i profesjonalnie. Pozwolili nam przejść jakieś dziesięć metrów w głąb tego długiego, siedemdziesięciometrowego, prostego korytarza, zanim otworzyli do nas ogień. Oboje z Darvą zastygliśmy w tym momencie, o mało nie powodując śmierci nas wszystkich… krąg bowiem posuwał się równo naprzód.
Wystrzelono tak ogromną ilość tych prymitywnych, ale śmiertelnie niebezpiecznych pocisków z dalszej odległości i z pozycji wzdłuż korytarza, że farba i tynk fruwały wokół, w ścianach ukazały się setki dziur, a powietrze stało się gęste jak woda. My jednak parliśmy do przodu; wyglądało na to, że żaden z pocisków nie jest w stanie w nas uderzyć, czy to bezpośrednio, czy rykoszetem.
Krąg, zachowujący się jak jedna osoba, zatrzymał się mniej więcej w połowie korytarza. Tworzący go czarty znajdowali się w stanie przypominającym trasns i najwyraźniej nie zauważali nawet tej potwornej nawałnicy ognia, która na nas spadła. Natomiast nasza trójka znajdująca się we wnętrzu kręgu nie mogła się powstrzymać od drgnięć i uników, a całą siłę woli skupiła na dostosowaniu swoich ruchów do ruchów wykonywanych przez krąg.
Wkrótce stało się jasne, dlaczego się zatrzymaliśmy. Potężna ściana siły wa, mająca swe źródło w kręgu rozszerzyła się we wszystkich kierunkach na zewnątrz. Była ona oślepiającą i ogłuszającą siłą i mocą — mocą potężniejszą od wszystkiego, czego dotychczas doświadczyłem. Była nieomal żywą, jak wicher tabar, ale jednocześnie całkowicie niewidoczną dla kogoś, kto nie był w stanie wyczuwać wa. Uderzyła ona w tych, którzy dzierżyli broń, poszerzyła swój płomień i zakres działania, dotknęła broni i przejęła nad nią kontrolę.
Kiedyś być może dowiem się, jakie prawa fizyczne leżały u podstaw tego, co czynili, zasadniczo jednak zrobili oni z bronią to, co mogło się przydarzyć Darvie i mnie, gdybyśmy spróbowali w sposób znaczący zredukować gwałtownie naszą masę po ostatniej transformacji. Reakcja była bardzo podobna i wytworzyła się przy tym duża ilość ciepła… a w broni palnej amunicja zawsze zawiera jakiś materiał wybuchowy.
Jedna po drugiej, kiedy ta moc do niej dotarła i objęła nad nią kontrolę, broń zaczęła wybuchać. Żołnierze wrzeszczeli z bólu, a kilku spośród nich zaatakowało nas w ślepej furii z nadzieją przerwania kręgu samą swą masą i siłą fizyczną. Nasza broń jednak nie została zneutralizowana. Celując uważnie pomiędzy ramionami tworzących krąg czartów, powaliliśmy atakujących. Nie pozostało ich zresztą zbyt wielu po tych dwóch atakach, z przodu i z tyłu. Żeby nie mieć żadnych problemów z czarami, wszyscy użyliśmy pistoletów laserowych. Z tej odległości nawet Darva nie mogła chybić, a wydawała się ona teraz szczególnie dumna z siebie, bo nawet w którymś momencie puściła do mnie szelmowskie oko. Zerknąłem na Kirę. Była opanowana i zachowywała się w pełni profesjonalnie. Do diabła z nią! Cóż z tego, że jest się w czymś bardzo dobrym, jeśli nie ma żadnej przyjemności z wykonywanej pracy?
Znów zaczęliśmy się poruszać; teraz już jednak wiedzieliśmy, jak się zachowywać. My, wewnątrz kręgu, pilnowaliśmy, by mieć wolne pole ostrzału, nie tylko dlatego, że mogliśmy się spodziewać dalszych furiackich ataków, ale również dlatego, iż mijaliśmy stanowiska ogniowe i biura. Ktoś znajdujący się blisko nas mógł bowiem wskoczyć bezpośrednio do wnętrza kręgu.
Nikomu się to jednak nie udało. Dotarliśmy do opuszczonego stanowiska ogniowego, umieszczonego na platformie u podnóża szerokiej klatki schodowej. Szerokiej… ale nie na tyle szerokiej, by pomieścić krąg tych rozmiarów, co masz, i ze schodami tak stromymi, że nie byliśmy w stanie dostrzec tego, co się znajduje na następnym piętrze. Ten, który zaprojektował to miejsce, włożył w swą pracę wiele wysiłku.
Sięgnąłem do swego bagażu i wyjąłem cztery małe, srebrzyste kule, z których każda owinięta była pośrodku cienkim, metalowym pierścieniem. Prawie jak na komendę, krąg rozpadł się, a czarty zajęli pozycje obronne na końcu korytarza, ledwie przed chwilą bronionego przez żołnierzy. Musieli nawet odsunąć na bok ich ciągle dymiące zwłoki. Prawie w tej samej chwili schodami w dół zbiegł żołnierz i otworzył ogień. Usłyszałem jakieś krzyki, jednak Kira zareagowała z oszałamiającą szybkością, przecinając nieszczęśnika niemal na pół. Jego martwe ciało padło zakrwawione na schody i zsunęło się na podest.
Nie oglądając się na ewentualne ofiary, dopadłem pierwszego stopnia, przekręciłem pierścień na pierwszej kuli i rzuciłem ją na szczyt schodów. Nie czekając na rezultat postąpiłem tak samo z drugą kulą. Pierwsza wybuchła, nim uporałem się z trzecią. Wywołała taki huk i taką falę uderzeniową, że o mało nie zwaliła mnie z nóg. Nie ryzykowałem już rzucenia trzeciej, nim druga nie wybuchła, a czwartej pozbyłem się, kiedy odzyskałem ponownie równowagę. Dopiero wówczas rozejrzałem się wokół siebie.
Mima iż byli czartami kategorii I, to byli przecież także i ludźmi, a ten żołnierz ich zaskoczył. Kaigh był bez wątpienia martwy, a Krugar przyciskała dłonie do zakrwawionego boku. Pozostało nas teraz siedmioro… W tym tylko czworo dobrych czartów, ale czy, do diabła, mieliśmy jakiś wybór?
Читать дальше