Pojękując zapadliśmy w fotele, z uczuciem jak byśmy przepracowali cały dzień, podczas gdy faktycznie niewiele zrobiliśmy tego dnia. Napięcie poczęło ustępować miejsca zwyczajnemu zmęczeniu.
— Normalnie to miejsce jest holem miejskiego hotelu — powiedziała nasza przewodniczka. — Zarekwirowaliśmy go na kilka dni, żeby ułatwić wam aklimatyzację. Zarezerwowaliśmy także dla was pokoje na piętrze, chociaż niestety w większości są to pokoje dwuosobowe. Te na parterze muszą służyć normalnym gościom, którzy i tak już są lekko stłoczeni. Goście hotelowi i ludzie z miasta nie będą mieli tutaj dostępu tak długo, jak długo my tutaj będziemy.
W pierwszy m okresie waszego instruktażu również tutaj będziemy jadali posiłki. Radziłabym też, by w trakcie całej tej serii pogadanek unikać miejscowych, których być może napotkacie gdzieś na schodach czy w toaletach. Nie musicie być niegrzeczni, po prostu nie rozpoczynajcie z nimi rozmów i nie wdawajcie się w żadne dyskusje. Większość z nich to tubylcy, którzy nie będą rozumieć waszego braku orientacji w sprawach Charona, nie ma więc sensu wpadać w jakieś tarapaty, zupełnie nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Kilka osób pokiwało głowami, godząc się z jej słowami.
— A jak się mamy pozbyć tych mokrych ubrań? spytałem.
— Wszyscy mamy mokre ubrania — odparła. Postaramy się o suche, jak tylko zorientujemy się w waszych rozmiarach, tymczasem jednak musicie zadowolić się tym, co macie.
Ładna młoda kobieta z naszej grupy lekko wzdrygnęła się, jakby ją przeszedł dreszcz i rozejrzała się wokół.
— Czy mi się tylko wydaje, czy też wieje skądś zimne powietrze?
— Tak naprawdę, to nie jest ono zimne — odpowiedział jej mężczyzna. — Ale owszem, mamy tu system rur, przez które nawiewane jest chłodniejsze powietrze spod ziemi, gdzie znajdują się naturalne jaskinie z rzekami podziemny mi, a także takie jaskinie, które zbudował człowiek. System nawiewu napędzany jest wiatrakami, umieszczonymi na szczycie budynków i chroni nas on przed usmażeniem czy też uduszeniem się w tym stojącym powietrzu.
Musiałem przyznać, iż było to wielce pomysłowe rozwiązanie, choć jednocześnie zastanawiał mnie kompletny brak urządzeń automatycznych. Przecież terminal w porcie kosmicznym, choć malutki, był bardzo nowoczesny, z elektrycznością, klimatyzacją i całą resztą. Stosowanie technologii nie jest więc na Charonie niemożliwe, ona po prostu była zakazana . Przez kogo? Matuze? Nie, nie była wystarczająco długo u władzy, by mogło to być rezultatem jej działań. To miasto i ta kultura, jeśliby sądzić po słowach naszego przewodnika, istniały od dawna. Aha, oczywiście, przez Władcę Cerbera, i to bardzo dawno temu. Miałoby to więc jakiś sens, gdyby ten zakaz dało się narzucić w skali całej planety. Gdyby więc Władca Cerbera i ci, których on czy ona wyznaczyli, mieli dostęp do technologii i umiejętność jej użycia, posiadaliby kontrolę absolutną.
— Pójdziecie teraz do swoich pokoi — mówiła kobieta. — Są tam ręczniki i inne rzeczy, więc będziecie się mogli trochę osuszyć. Znajdziecie też szlafroki, w których zapewne będzie wam znacznie wygodniej. Proszę wybrać sobie pokoje na piętrze, a także współmieszkańców. A później, powiedzmy za godzinę, proszę zejść na dół na posiłek. Wiem, że nie macie zegarków, ale dopilnujemy, żeby wam dano znać w odpowiednim czasie.
Udaliśmy się na tyły holu hotelowego, gdzie odkryliśmy alkowę z kręconymi, drewnianymi schodami. Zza zamkniętych drzwi dolatywał zapach gotowanego jadła i dochodziły nas głosy rozmawiających. Bar? Restauracja? Cóż, nie miało to większego znaczenia. Przynajmniej na razie.
Zostałem trochę z tyłu za innymi. Doszedłem do wniosku, że aby zapewnić sobie miejsce w pokoju jednoosobowym, należy zjawić się jako ostatni. Było nas jedenaścioro, akurat nie do pary.
Nie miałem jednak szczęścia. Ten potężny i marudny facet, autor tych wszystkich złośliwych komentarzy, wybrał sobie jedynkę, i jakoś nikt nie miał ochoty dyskutować z nim na ten temat. Kiedy znalazłem się gna górze, wszyscy już dobrali się parami i pozostała tylko jedna osoba — ta ładna kobieta, która wcześniej pytała o system nawiewu powietrza. Zobaczyłem, że stoi na końcu korytarza. Była zmartwiona, a na jej twarzy malowało się zdumienie. Otworzyła ostrożnie drzwi, zajrzała do środka, po czym odwróciła się i patrzyła jak nadchodzę. Widać było, że nie jest zachwycona.
— Wygląda na to, że jesteśmy skazani na siebie zauważyłem.
Milczała przez chwilę, po czym westchnęła.
— Trudno… cóż to zresztą za różnica?
— Wielkie dzięki — powiedziałem kwaśno i wszedłem do pokoju. Był zaskakująco obszerny. Stały w nim dwa duże łóżka, z materacami i wszystkim, co potrzeba. W ścianie znajdowała się niewielka szafa na ubrania, a w kącie zlew i kran z zimną wodą. Zdziwiło mnie to, bo spodziewałem się, że trzeba będzie chodzić po wodę gdzieś do studni. Łóżka nie były posłane, ale leżała na nich złożona, czysta pościel, ręczniki, a także — jak obiecano — szlafroki.
Dziewczyna wahała się. Zachowywała się nerwowo. Zrobiło mi się jej żal.
— Słuchaj — powiedziałem — jeśli masz jakieś moralne skrupuły, to mogę skorzystać z szafy. Ktoś o moich rozmiarach mógłby tam spokojnie mieszkać.
— Nie, nie! Nie ma takiej potrzeby. Jakby nie było, na promie wszyscy byliśmy nadzy.
Skinąłem głową, lekko odprężony, ściągnąłem mokre łachy i powiesiłem je na wieszaku do ręczników, żeby wyschły. Następnie wziąłem ręcznik i cały porządnie się wytarłem, włącznie z włosami, które były w kompletnym nieładzie, po czym przymierzyłem szlafrok. Tak jak przypuszczałem, był o wiele za duży. Tyle warta jest ta cała standaryzacja. Musiałem sobie jednak z nim jakoś radzić, uważając, żeby się nie potknąć i nie złamać karku.
Przez cały ten czas ona stała tylko i bacznie mnie obserwowała. Zacząłem się zastanawiać, czy przypadkiem nie wie, z kim przyszło jej dzielić pokój.
— Czy coś nie w porządku? — spytałem.
Przez chwilę milczała, jakby nie usłyszała pytania i jakbym w ogóle dla niej w tym momencie nie istniał. Zaczynałem ją podejrzewać o jakąś chorobę, ale ocknęła się nagle i spojrzała wprost na mnie.
— Prze… przepraszam bardzo, ale ten ostatni okres był dla mnie wyjątkowo trudny. Myślałam, że to jakiś senny koszmar, z którego się kiedyś przebudzę. Pokiwałem ze współczuciem głową.
— Doskonale cię rozumiem. Nie możesz się jednak poddać. Musisz sobie uzmysłowić, że ciągle jeszcze żyjesz, że ciągle jesteś sobą, i że to nie jest jakiś psychotyczny sen, i że masz przed sobą początki zupełnie nowego życia. Wcale nie jest tak źle.
Oczywiście było źle. W końcu dziewczyna pochodziła ze światów cywilizowanych i prawdopodobnie nigdy navret nie widziała osiedla z pogranicza. Jej świat, świat który nie tylko kochała, ale i uważała za coś oczywistego, przeminął bezpowrotnie.
Mówiąc prawdę, mój też.
Podeszła do łóżka i usiadła na samym brzeżku.
— Och, to nie ma najmniejszego sensu. Wydaje mi się, że śmierć byłaby lepsza od tego .
— Nie, śmierć nigdy nie jest lepsza od życia. Poza tym musisz wziąć pod uwagę to, iż jesteś dla Konfederacji kimś szczególnym. Jest nas tutaj ledwie jedenaścioro spośród ilu? Setek?… skazanych w tym samym czasie. Dojrzeli w nas coś, czego nie chcieli zmarnować. W pewnym sensie dają nam do zrozumienia, że jesteśmy lepsi od większości mieszkańców Konfederacji.
Читать дальше