Drzwi się zamknęły. Czekałem w — napięciu. Może na krzyk kogoś, kto nie ruszał się dość szybko i zaskoczyło go nagłe wypompowywanie powietrza? Nic nie wskazywało, że będę świadkiem czegoś dramatycznego. Jeśli nawet ktoś wybrał takie rozwiązanie, nie było to w żaden sposób widoczne.
— Na mój rozkaz — szczeknął głos z głośników pod sufitem — wykonacie zwrot w prawo i pójdziecie powoli gęsiego tak daleko, jak się da. Dojdziecie w ten sposób do specjalnego promu, który przewiezie was na powierzchnię. Zajmiecie miejsca poczynając od przodu statku, nie zastawiając wolnych. Pasy macie zapiąć natychmiast po zajęciu miejsc.
Usłyszałem jakieś pomruki ze strony współtowarzyszy niedoli, po których natychmiast. rozległ się syk i krótki, ale ostry promień światła wystrzelił ze ściany. Nie mierzył w ludzi, ale w podłogę obok ich stóp. Podskoczyli w miejscu, reagując w ten sposób na tę demonstrację siły. Pomruki i szepty nie powtórzyły się więcej.
Głos, który przerwał na chwilę, ponownie podjął przekazywanie poleceń, nie wspominając ani słowem o incydencie. Zresztą po co?
— Wprawo zwrot… ruszaj ! — rozkazał, a my wypełniliśmy ten rozkaz. — Maszerować powoli do promu, zgodnie z moją instrukcją.
Szliśmy w milczeniu, ale bez pośpiechu. Metalowa podłoga była cholernie zimna; rzeczywistości całe to otoczenie było niezbyt przyjemne; w każdym razie U porównaniu z promem.
Okazał się on zaskakująco wygodny i nowoczesny, chociaż fotele nie były dostosowane do nagich ciał. Znalazłem miejsce jakieś trzy rzędy od końca, zapiąłem pasy i czekałem na pozostałych. Zauważyłem, że moja wstępna ocena dotycząca liczby więźniów była bliska rzeczywistości. Prom mógł pomieścić dwadzieścia cztery osoby, nas natomiast było jedenaścioro, w tym tylko trzy kobiety.
Klapa wejściowa zamknęła się automatycznie, rozległ się syk świadczący o wyrównywaniu ciśnienia. Potem nastąpiło gwałtowne szarpnięcie, które oznaczało, że odcumowaliśmy ad statku i znajdujemy się w drodze na powierzchnię planety.
Wahadłowiec był zbyt komfortowy i nowoczesny, by służyć jedynie jako transportowiec dla więźniów. Musiał więc być jednym z tych statków, które utrzymują regularną łączność pomiędzy planetami Rombu Wardena.
Głośniki nad naszymi głowami zatrzeszczały i rozległ się przyjemny kobiecy głos. To wyraźna zmiana na lepsze.
— Witamy na Charonie — oznajmił głos tonem, który brzmiał zupełnie szczerze. — Jak wam bez wątpienia wyjaśniono, Charon jest ostatecznym celem waszej podróży i waszym nowym — domem. I chociaż nie będziecie już mogli opuścić systemu Wardena, przestaniecie automatycznie być więźniami, a staniecie się obywatelami Rombu Wardena. Władza Konfederacji skończyła się w momencie waszego wejścia na prom, który jest wspólną własnością Diamentów Wardena i częścią ich floty powietrznej, złożonej z czterech wahadłowców i szesnastu transportowców. Rada Systemu jest uważana przez Konfederację za ciało niezależne i ma nawet swoje miejsce w Kongresie Konfederacji. Każdy z czterech światów posiada osobną administrację, a rząd każdej planety jest niezawisły i niezależny. Bez względu na to, kim byliście i co robiliście w przeszłości, teraz jesteście obywatelami Charona i niczym więcej. Wasze czyny należą do przeszłości, której nikt wam nie będzie pamiętał i która nigdzie nie zostanie zarejestrowana. Istotne będzie jedynie to, co będziecie robić jako obywatele Charona, w systemie Wardena.
Głos przerwał, zostawiając nam trochę czasu na przetrwanie tej informacji. Kontrast pomiędzy stosunkiem do nas i tonem, jakim się obecnie do nas zwracano, a tym, czego poprzednio doświadczyliśmy, był ogromny. Jeśli jednak oczekiwano po mnie, iż uwierzę, że władze Charona nie znają naszej przeszłości, to uważano mnie za naiwnego głupca.
— Za około pięć minut wylądujemy w porcie w Honuth — kontynuował głos. — Czekają tam na was osoby, które dostarczą wam odzienia i zabiorą was do centrum informacyjnego, gdzie uzyskacie odpowiedzi na wszystkie interesujące was pytania. Proszę być przygotowanym na upalną i wilgotną pogodę, a także na niższy poziom technologii od tego, jaki znaliście dotychczas. Jest to ciągle świat pogranicza, a jego ograniczenia są większe niż na tym pograniczu, które znacie. Nie przejmujcie się tym. Charon ma również swoje dobre strony. Witamy na Charonie.
Chociaż napięcie w dużym stopniu ustąpiło, przez pozostałą część podróży nikt się nie odezwał. Częściowo był to rezultat tresury, jaką przeszliśmy jako więźniowie, ale głównym powodem były nerwy.
W drodze na powierzchnię planety nie obyło się bez kilku podskoków i wstrząsów, szczególnie wówczas, kiedy już znaleźliśmy się w atmosferze, ale ogólnie rzecz biorąc, podróż była gładka i przeprowadzona fachowo. W pewnym momencie nastąpiło wyrównanie statku do poziomu, potem powolne opadanie i podejście do dokowania.
Po kilkudziesięciu sekundach od wylądowania usłyszałem dźwięk mechanizmów śluzy, a strzałka na jej wskaźniku przesunęła się z pola czerwonego na pomarańczowe, by zatrzymać się na zielonym. Rozległ się ponownie syk powietrza i właz się otworzył.
Przez krótki moment nikt się nie poruszył. Wreszcie ci, którzy znajdowali się najbliżej wyjścia podnieśli się i ruszyli w jego kierunku. Westchnąłem i poszedłem w ich ślady.
Teren dokowania był niewielki, ale urządzony nowocześnie i wyposażony w klimatyzację. Idąc przezroczystym rękawem miałem okazję po raz pierwszy rzucić okiem na Charona. To, co zobaczyłem za bardzo nie podniosło mnie na duchu. Lało jak z cebra i praktycznie nic nie było widać.
Terminal był mały; nie była to jednak drewniana chata, jakiej się spodziewałem. Klimatyzacja chłodziła aż do przesady. Czekało na nas dwoje zwyczajnie wyglądających ludzi — mężczyzna i kobieta. Oboje ubrani byli w czarne koszule i szorty, a na stopach mieli sandały z grubymi, gumowymi podeszwami. Wyglądali na parę, którą deszcz przegonił z plaży, a nie na oficjalnych przedstawicieli rządu planety.
— Witamy na Charonie — odezwała się kobieta i natychmiast rozpoznałem głos z promu. Najwyraźniej wszystko sterowane było zdalnie z powierzchni ziemi. — Proszę podejść do stołu, wybrać ubrania i sandały odpowiednich rozmiarów i włożyć je instruowała nas obojętnym tonem.
Część mojego osobistego instruktażu dotyczyła, co prawda, rozmiarów Parka Lacocha, ale szybko przekonałem się, że wszystko jest dla mnie za duże i że muszę przejść do stołu dla kobiet, by wybrać coś dla siebie. Nie było to zbyt istotne — wszystkie ubrania wyglądały tak samo — ale zaczynałem rozumieć, skąd u Lacocha wzięły się jego okropne kompleksy i problemy z tożsamością.
Zmodyfikowany strój plażowy wydawał się standardowy, przynajmniej tutaj — to znaczy właściwie gdzie? Aha, miejsce zwało się Honuth. Miałem nadzieję, że strój ten okaże się także wodoodporny.
Ubrałem się i stałem sobie, czekając na pozostałych, kiedy nagle dotarła do mej świadomości brutalna rzeczywistość. Jestem na Charonie… W tym samym momencie, w którym uderzyło we mnie klimatyzowane, miejscowe powietrze, rozpoczęła się systematyczna inwazja wiadomych mikroorganizmów w głąb mego ciała. Jestem na zawsze więźniem Charona.
Po ubraniu naszych nowych strojów, zebraliśmy się w maleńkim terminalu wokół przysłanej na nasze powitanie pary.
— A teraz posłuchajcie — zawołał mężczyzna, głosem niemal zagłuszonym przez ulewę uderzającą z całą siłą o dach budynku. — Za chwilę pojedziemy do miasta, gdzie znajdują się wasze tymczasowe kwatery. Macie trzymać się blisko nas, bowiem Charon jest światem, który może uśmiercić nowicjusza w ciągu sekund. W mieście nie wolno używać pojazdów mechanicznych i dlatego pojedziemy dwoma powozami, które czekają na nas przed wejściem. Nie przestraszcie się zwierząt pociągowych, po prostu wsiadajcie bez zbędnej zwłoki.
Читать дальше