Trzy kontynenty — jeden górzysty i pustynny, pozbawiony znaczących opadów; za to dwa pozostałe — pokryte tropikalną dżunglą, gdzie deszcze praktycznie nie przestawały padać. Pomyślałem sobie, iż nie jest to zachęcające miejsce i przypomniało mi się, że stary Warden nazwał je po prostu piekłem.
Cóż, będę musiał polubić tę planetę, będzie moim domem, chyba że popełnię samobójstwo.
— Charon jest jedynym spośród światów Rombu; którego Władcą jest kobieta — kontynuował Krega. Nie spodziewaj się jednak, iż twój niewątpliwy urok oczaruje Aeolię Matuze. Jest ona geniuszem polityki, twardym i cynicznym. Kiedyś zasiadała w Radzie Konfederacji i wielce prawdopodobne, że mnóstwo informacji, dotyczących naszej struktury politycznej i militarnej, obcy uzyskali właśnie od niej. Jej przestępstwem było coś, co moglibyśmy nazwać przerostem ambicji; tak umiejętnie manipulowała całymi rządami i poszczególnymi, kluczowymi członkami tych rządów, że niewiele brakowało, by poprzez zamach stanu zyskała całkowitą kontrolę nad Konfederacją i zastąpiła Radę. Nie śmiej się… była bardzo bliska celu. Oczywiście miała takie układy, że zesłano ją na Romb, gdzie po piętnastu latach pobytu, cztery lata temu, przejęła władzę. Jej poprzednik rzekomo przeniósł się na emeryturę, ale na pewno Matuze maczała w tym palce. Nie lekceważ jej! W innych czasach niż obecne pewnie oddawalibyśmy jej cześć jako bogini.
Aeolia Matuze. Pamiętałem ją z odległej przeszłości i z sesji indoktrynacyjnych. Z tego, co sobie przypominałem, umarła, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. A teraz dowiedziałem się prawdy o niej i muszę przyznać, że prawda ta była fascynująca. Zaiste groźny przeciwnik. Zastanawiałem się, czy ta arystokratyczna uroda, jaką miałem w pamięci, jest nadal, po dziewiętnastu latach spędzonych na Charonie, tak uderzająca.
Pozostałe informacje były czysto rutynowe. Po zakończeniu przekazu podniosłem się z sedesu i umieściłem go na powrót wewnątrz ściany. Usłyszałem odgłos spłukiwania i kiedy następnym razem korzystałem z toalety odkryłem, iż moje odchody nie były jedyną rzeczą, która stamtąd zniknęła. Bezpośrednia transmisja danych trwała mniej niż minutę, a upakowano w tej minucie mnóstwo informacji. Nadzwyczaj kompetentni są ci chłopcy z ochrony, mruknąłem do siebie. Nawet wiecznie czujni strażnicy, znajdujący się po drugiej stronie soczewek i mikrofonów, nie przypuszczali, iż mógłbym być kim innym.
A jeśli chodzi o to, kim byłem, to pierwszy obraz samego siebie uzyskałem podczas tego krótkiego przekazu i instruktażu. Moje odczucie, że jestem drobny, potwierdziło się — miałem zaledwie 157 centymetrów wzrostu i ważyłem 46 kilogramów. Fizycznie — musiałem przenieść się do dzieciństwa, by znaleźć właściwe określenie — wyglądałem jak elf. Niewysoki, szczupły, żylasty, z poważną twarzą, z nazbyt dużymi uszami i gęstą, czarną czupryną ostrzyżoną na pazia. Pozbawiony byłem zarostu na twarzy i na ciele. Z wyjątkiem ciemnych brwi w kształcie litery V. Prawdę mówiąc, gdyby mnie ubrać w jakiś nieokreślony rodzaj odzienia, wyglądałbym raczej na jedenastoletnią dziewczynkę, a nie na dojrzałego dwudziestosiedmiolatka, o jakim informowało moje dossier. Może na tym polegał problem prawowitego właściciela tego ciała?
Ciało należało do Parka Lacocha, „Rzeźnika z Bonhomme”. Pamiętałem jego sprawę z najnowszych raportów prasowych — najnowszych przynajmniej dla oryginalnego mnie. Rzeczywiście miał coś przeciwko kobietom i był postrachem pogranicza.
Zaskakujące było to, że był kolonialnym administratorem okręgu — i dlatego tak długo nie można go było schwytać. Między innymi, do jego obowiązków należał nadzór nad lokalną policją, która usiłowała go złapać, a poza tym dysponował też komputerami i laboratoriami naukowymi całego okręgu. Zgodnie ze sprawozdaniami, był świetnym administratorem. Sam czar i urok. Jego problemem było to, iż lubił zabawiać się z paniami w sposób ogólnie nie aprobowany. Potrafił je uprowadzić z rolniczych terenów pogranicza; zabierał je do prywatnego laboratorium i w sposób systematyczny doprowadzał torturami do śmierci. Dokonał tego siedemnaście razy w ciągu jednego roku i dopiero ciężka praca jednego z jego kolegów, sprowadzonego zresztą na jego własne życzenie, doprowadziła do wytropienia i ujęcia sprawcy.
Wręcz podręcznikowy przypadek dewiacji psychicznej. Mając taki wygląd, był zapewne celem okrutnych żartów w okresie dorastania i trudno mu było zmusić innych, by traktowali go poważnie. Posiadał jednak bystry umysł i ukończył studia z administracji z pierwszą lokatą. Niemałe osiągnięcie dla kogoś urodzonego na pograniczu i nie będącego uwarunkowanym genetycznie i kulturowo mieszkańcem światów cywilizowanych. Zwrócił na siebie uwagę wyjątkową kompetencją w swoich działaniach. Przyczyny, dla których stał się „Rzeźnikiem” stanowiły szerokie pole spekulacji dla prasy, ale były one zapewne bardziej skomplikowane niż te, o jakich mówiła popularna psychiatria. Zbrodnie jego były tak odrażające, tak sprzeczne ze wszystkimi standardami kulturalnego zachowania, iż jedynie śmierć lub zesłanie na Romb Wardena wydawały się, politycznie rzecz biorąc, do zaakceptowania. Stał się na tyle znany w całej Konfederacji, że nie mógłby w niej pozostać nawet po całkowitym wypraniu mózgu.
Z tych powodów, a także z powodu swej wielkiej inteligencji, był idealnym kandydatem do zsyłki. Byłaby to też doskonała przykrywka dla jego działalności, choć jednocześnie minusem mógłby tutaj być fakt, iż był tak szeroko znany. Do diabła, ja sam co prawda lubiłem kobiety w sposób bezsprzecznie bardziej normalny niż on, ale na pewno trudno mi będzie zaprzyjaźnić się z którąkolwiek, jeśli tylko zna ona historię kryminalną Lacocha. Cóż, być może wymyślę jakąś sensowną historyjkę, która w razie czego postawi mnie w lepszym świetle.
Położyłem się na pryczy i wprawiłem w lekki trans. Przebiegałem w myślach nowe informacje, sortowałem je i usiłowałem zapamiętać. Dane dotyczące życia i pracy Lacocha były szczególnie ważne, bo tutaj istniało największe prawdopodobieństwo popełnienia jakichś gaf i pomyłek. Przeanalizowałem również jego manieryzmy, przyzwyczajenia i tym podobne. Próbowałem wczuć się w sytuację takiego drobnego„ zniewieściałego typa w dużym i groźnym świecie.
Muszę być doskonały w swoim zachowaniu i odruchach, nim dotrę na Charona. Byłem pewien, że Lacoch — ja — będzie miał jeszcze jedną żeńską ofiarę na koncie, zanim to wszystko się skończy, ale ani przez sekundę nie zamierzałem lekceważyć Aeoli Matuze.
Z wyjątkiem regularnych posiłków, nie było nic innego, co mogłoby wskazywać na tempo upływu czasu, a była to niewątpliwie długa podróż.: — Nie marnowano pieniędzy na przewożenie więźniów najszybszą z możliwych tras, to pewne.
W końcu jednak zacumowaliśmy do statku — bazy, który krążył w odległości jakiejś jednej trzeciej roku świetlnego od systemu Wardena. Wiedziałem o tym nie dzięki jakimś szczególnym wrażeniom i odczuciom, po prostu towarzysząca mi od dłuższego czasu wibracja ustała. Poza tym niewiele się zmieniło. Podejrzewam, że czekano na tak duży kontyngent skazanych ze wszystkich stron galaktyki, który uczyniłby lądowanie operacją opłacalną. Mogłem więc jedynie siedzieć na koi i po raz setny w myślach analizować dostępne mi dane, od czasu do czasu przetrawiając fakt, iż prawdopodobnie jestem zupełnie blisko mojego starego ciała (w takich już kategoriach zacząłem o nim myśleć). Zastanawiałem się też, czy on sam przypadkiem nie przychodził tutaj raz na jakiś czas, żeby sobie na mnie popatrzeć, ot tak, ze zwykłej ciekawości — na mnie i gna trzech pozostałych, którzy prawdopodobnie również byli w pobliżu.
Читать дальше