— Po obaleniu władz okupacyjnych? — zapytał pospiesznie Poole. — Parz. co pan wie na ten temat? Parz uśmiechnął się z rozmarzeniem.
— Tylko tyle, ile wyjawił mi gubernator okupowanej Ziemi… to jest drugi gubernator. To, co opowiedział mi o przyszłości, kiedy był przekonany, że umrę, zanim ujrzę innego człowieka.
Poole poczuł krew pulsującą szybko w tętnicach szyjnych.
— Jasoft, pierwszy raz naprawdę się cieszę, że uratowałem pana z tej paranoicznej gałki ocznej.
Parz odwrócił się. Wymachując rękoma, podpłynął do fragmentu ściany żołądka w pewnej odległości od rejonów naruszonych przez „Kraba”. Zatrzymał się przy metalowym pojemniku, skrzyni w kształcie trumny przytwierdzonej do cielistej ściany siecią metalowych nici.
— Co to jest? — zapytał Poole. — Znalazł pan coś? Niezgrabnie przedostał się przez opustoszałą przestrzeń komory i dołączył do Parza.
Obaj pochylili się nad skrzynką, luminosfera zawisła tuż nad nimi. Niewielka otaczająca ich plama światła nadała tej scenie dziwnie intymnego charakteru. Parz szybko przesunął wprawnymi dłońmi po skrzynce, czubkami palców muskając ekrany dotykowe, które, jak dostrzegł Poole, nie chciały się uaktywnić. Michael doskonale widział jego twarz, lecz nie potrafił niczego odczytać z miny Parza.
— „Spójrzcie na me dzieło, o potężni, i zapłaczcie” — powiedział Parz.
— Co takiego?
— To jest qax — uderzył w skrzynkę okrytą rękawicą dłonią. — Gubernator Ziemi. Martwy, nieszkodliwy…
— Jak to?
— Qaxowie woleli kierować splińskimi statkami bezpośrednio przy użyciu swej świadomości towarzyszącej świadomości splina.
— Raczej niezbyt przyjemne dla samego splina — zmarszczył się Poole.
— Splin nie miał wiele do powiedzenia w tej sprawie odparł Parz. — To skuteczna metoda pilotażu. Ale nie pozbawiona ryzyka. Gdy zderzenie z pańskim statkiem zniszczyło wyższe funkcje nerwowe splina. qax być może mógł jeszcze się rozłączyć. Ale nie uczynił tego. Powodowany nienawiścią — i zapewne zadufaniem, aż do samego końca — pozostał zamknięty wewnątrz ośrodka zmysłów splina. Więc kiedy statek umarł, qax umarł wraz z nim.
Poole w zamyśleniu przesunął palcami po metalowej siatce.
— Ciekawe, czy tego splina dałoby się jeszcze jakoś uratować. Koniec końców, sam napęd superprzestrzenny wart jest stuleci badań. Może udałoby się nam podłączyć sztuczną inteligencję „Kraba” do pozostałości funkcji nerwowych splina.
— Lecz jeśli metoda stosowana przez qaxów może posłużyć za wzorzec — zmarszył się Parz — od pańskiej strony potrzebna byłaby skomplikowana, świadoma istota, coś, co potrafiłoby połączyć się z resztkami… osobowości splina. Pojmuje pan?
Poole pokiwał głową, uśmiechając się.
— Tak sądzę. I znam świadomą istotę, która doskonale by się do tego nadawała.
Parz milczał przez chwilę. Niemalże czule gładził palcami w rękawicy powierzchnię metalowego pojemnika, wydawał się kołysać w przód i w tył w gęstym, jelitowym powietrzu. Poole przysunął się, usiłując zinterpretować wyraz jego twarzy. Jednak ukryte w półcieniu oblicze, przykryte zamrożoną przez desenektyzację maską starości, było beznamiętne jak zawsze.
— Jasoft? O czym rozmyślasz?
Parz podniósł na niego wzrok.
— A co? — zapytał z nutką zaskoczenia w głosie. — Chyba go opłakuję.
— Opłakujesz qaxa? I dodał w myślach: Istotę, której pobratymcy zamienili ziemskie miasta w szklane tafle — która, gdyby tylko nieco bardziej się jej poszczęściło, starłaby ludzkość z powierzchni wszystkich planet Układu Słonecznego, zanim większość jego mieszkańców zdążyłaby poznać nazwę swych niszczycieli — i która zamieniła Parza w kolaboranta, człowieka niezdolnego nawet do stawienia czoła swej prawdziwej naturze… — Jasoft, oszalał pan?
Parz powoli pokręcił głową. Przezroczysty skafander sfałdował się na jego karku.
— Poole, pewnego dnia ludzie spowodują zniszczenie macierzystej planety qaxów. Niemal doprowadzimy do zagłady całego gatunku. Każdy z nich jest unikalny. Istnieje ich — zawsze istniało zaledwie kilkuset. A jednak w każdym z nich tkwi zalążek nieśmiertelności potencjał długowieczności umożliwiającej oglądanie gwiezdnych resztek świecących wskutek rozpadu protonów. Poole, to drugi qax. którego śmierć dane mi było oglądać Parz pochylił głowę nad metalową skrzynią, jakby chciał zajrzeć do środka. Tak — powiedział. Tak, opłakuję go.
Poole pozostał u jego boku w milczącym wnętrzu martwego splina.
Miriam Berg w towarzystwie Jaara wkroczyła do zdewastowanego centrum Stonehenge.
Ziemia została rozdarta, zbita w grube bruzdy; trawa trzymała się przeoranej gleby niczym włosy ciała. Starożytne głazy natomiast zostały pokruszone, obrócone w drobny gruz pieszczotliwymi muśnięciami grawitonowych promieni gwiazdołamaczy.
Jarr dotknął jej ramienia i wskazał na niebo, w stronę kręgu Jowisza.
— Spójrz tam — powiedział.
Miriam z wytężeniem powiodła wzrokiem wzdłuż linii wyznaczonej przez jego długie ramię, mrużąc oczy z wysiłku. Dostrzegła cień: sylwetkę nierównego kwadratu na tle wesołego różu Jowisza, obracającą się powoli w miarę oddalania się od ziemios tatku.
— Ostatni głaz kręgu — stwierdziła.
— Cóż. przynajmniej jeden z tych starych kamieni ocalał. Być może przez następne sto tysięcy lat wędrować będzie wokół Jowisza.
Berg potrząsnęła głową.
— Cholera. Chyba powinnam odczuwać większą radość. Uratowaliśmy gatunek ludzki! Ale za jaką cenę.
Jaar schylił głowę w jej stronę z niezgrabną czułością.
— Miriam. sądzę, że pierwsi budowniczowie tego starego kręgu — gdyby potrafili to sobie wyobrazić — byliby szczęśliwi, że pozostawili po sobie taki pomnik jak ten orbitujący menhir.
— Być może.
Miriam rozejrzała się po tym, co pozostało z ziemiostatku. Budynki Przyjaciół z materiału xeelee zostały spłaszczone niczym namioty podczas wichury. Ujrzała Przyjaciół w przygnębieniu przetrząsających ruiny. Choć podstawowe urządzenia utrzymujące na powierzchni znośne warunki ocalały w sali warstwy osobliwości, wiedziała, że większość osobistych drobiazgów Przyjaciół została porzucona tutaj w chwili ataku: pamiątki po rodzinach i miejscach zagubionych piętnaście stuleci w przyszłości większość z tego. co nadawało sens codziennemu życiu, gdy był już czas na troski mniej poważne niż losy wszechświata.
Berg zadrżała. Jej pierś i płuca które nie miały okazji należycie się zagoić po skoku w górne warstwy atmosfery w trakcie ataku pulsowały tępym, złowieszczym, nieustępliwym bólem. Na powierzchni atmosfera była już zauważalnie rzadsza. Osłabienie pola grawitacyjnego ziemiostatku wytwarzanego przez zdewastowaną warstwę osobliwości było znaczne. W niektórych miejscach ludzie właściwie nie mogli już przebywać na powierzchni. Według ostatnich szacunków Przyjaciół równe czterdzieści procent zasobów osobliwości zostało wystrzelone albo utracone, gdy gwiazdołamacze splina przedarły się przez warstwę ochronną pojazdu niczym palce przez papier. Wiele osobliwości wystrzelonych, zanim Berg przedostała się pod kopułę, trafiło w swój pierwotny cel. Wyglądało na to, że Jowisz zapłodniony został wystarczającą liczbą osobliwości, by wywołać implozję, i — pewnego dnia, po upływie wielu stuleci — w miejscu największej z planet znajdować się będzie pojedyncza, wirująca osobliwość. Lecz ani jej wielkość, ani prędkość obrotowa, ani też inne tajemnicze kryteria wyznaczone przez Przyjaciół nic będą miały wartości pozwalających na sukces ich projektu. Teraz zaś pozostało im za mało osobliwości, by dokończyć dzieła.
Читать дальше