— Mam wiele pytań — powiedział. — A te strzępy informacji, jakie zebrała Miriam, jedynie zwiększyły ich ilość. Wiem, że niechętnie dzielicie się swoją wiedzą, ale…
— Nie zaprzeczę temu — odparła Shira z pewnym wdziękiem. W jej oczach zapłonął ciepły blask. — Ale ty jesteś naukowcem. Michaelu Poole, a sztuka bycia naukowcem kryje się w umiejętności zadawania właściwych pytań. Ruchem ręki wskazała wnętrze tipi, swoją cząstkę świata. — Po tym, co dzisiaj ujrzałeś Jak brzmi według ciebie właściwe pytanie? Zadaj je, a ja postaram się udzielić ci na nie odpowiedzi.
Harry, plama pikseli, wymruczał:
— Właściwe pytanie? Ale jak…
Poole wyłączył Harry'emu głos i postarał się skupić, odnaleźć klucz do tego oceanu obcości, drogę prowadzącą do dziwacznego świata Shiry.
— W porządku — powiedział. — Shira, z czego zbudowane są ściany tego tipi?
Shira skinęła głową, na jej wąskich wargach pojawił się uśmiech.
— Z materiału konstrukcyjnego xeelee — odparła.
— A kim — zapytał ostrożnie Poole — są ci xeelee? Shira pociągnęła łyk wina i starannie dobierając słowa, odpowiedziała mu.
Xeelee byli właścicielami wszechświata.
Gdy ludzie opuścili Układ Słoneczny, wlekąc się w ślimaczym tempie prędkości podświetlnej na pokładach swych pierwszych statków fazowych, znaleźli się w skomplikowanym wszechświecie, zamieszkałym przez wiele inteligentnych ras. Każda z nich podążała za swymi celami, powodowała się własnymi motywami.
Gdy ludzie mieli do czynienia z innymi ludźmi, w czasach poprzedzających loty międzygwiezdne, w tle nieustannie obecne było poczucie podświadomej więzi: koniec końców, wszyscy należeli do tego samego gatunku. Zawsze pozostawała nadzieja, że pewnego dnia dojdzie do porozumienia, wymiany informacji, utworzenia obustronnie zadowalającego systemu rządów.
Ras napotkanych przez ludzkość, z podziwem i przestrachem penetrującą swój zaułek galaktyki, nie łączyło nic: żadna więź, żadne prawo, z wyjątkiem jedynie brutalnych praw ekonomii.
Mniej niż dwieście lat po czasach Poole'a Ziemia została opanowana i zaprzęgnięta do pracy w gospodarczej machinie zbiorowego umysłu wodnych stworzeń zwanych sąueemami.
— Widzę, że otwarty kosmos to nie przelewki — gwizdnął Harry.
— Zgadza się — potwierdziła z powagą Shira. — Lecz powinniśmy traktować wszystkie rasy młodsze, takie jak squeemowie — a nawet i qaxowie — jako równe nam. W owych pierwszych latach ekspansji przewaga squeemów nad nami opierała się na jednym: technologii superprzestrzennej.
Lecz napęd superprzestrzenny, jak wiele innych kluczowych składników technologicznych lokalnej, wielogatunkowej cywilizacji — jeżeli w tym przypadku określenie to jest adekwatne — pochodził w ostatecznym rozrachunku od xeelee.
Obojętnie, w którym kierunku się spojrzało, ludzie i rasy, z którymi utrzymywano kontakty, napotykali na xeelee, oznajmiła Shira. Podobnych bogom, wyniośle trzymających się z dala od innych: wszechmocnych, beznamiętnych, zajętych swymi ambitnymi działaniami i tajemniczymi projektami.
— Jakimi projektami? — zapytał Poole.
Według Shiry tego nie wiedział nikt O absolutną pewność było trudno, ale wyglądało na to, że ta niewiedza właściwa była wszystkim młodszym rasom.
— Czy w takim razie xeelee w ogóle istnieją? zapytała Berg, pochylając się ku Shirze.
— O, tak — odparła bez cienia zawahania Shira.
Xeelee zachowywali się wyniośle… lecz byli też odrobinę niestaranni. Tu i ówdzie pozostawiali odłamki swych technologii, skwapliwie zbierane przez młodsze rasy.
— Podejrzewamy, że dla samych xeelee są to przedmioty całkowicie trywialne — powiedziała Shira. — Ale pojedynczy artefakt wystarczy, by ożywić gospodarkę całej rasy — czasem nawet i dać jej znaczącą przewagę nad sąsiadami. Jej twarz w nierówym blasku unoszących się bezszelestnie sfer wyglądała na jeszcze bardziej zmęczoną i ściągniętą. — Michael, my, ludzie, jesteśmy nowicjuszami w tej grze. a inne gatunki nie udzielają odpowiedzi na pytania o te sprawy. Sądzimy jednak, że stoczona została niejedna wojna — popełnione akty ludobójstwa — o posiadanie przedmiotów, które dla xeelee są zapewne drobiazgami bez większego znaczenia.
Shira opisała mu kilka przykładów.
Napęd superprzestrzenny. Na samą tę myśl Poole'owi zabłysły oczy.
Materiał konstrukcyjny: monomolekularne arkusze, prawie niezniszczalne, które poddane działaniu energii promienistej samoistnie powstawały z przedmiotów wielkości ludzkiej pięści, tak zwanych „kwiatów xeelee”.
Natychmiastowa łączność, oparta na nierozdzielności kwantowej…
— Nie — zaprotestował Poole. — To niemożliwe. Nie można przesyłać informacji kanałami nierozdzielności kwantowej.
— Powiedz to xeelee — uśmiechnęła się Shira.
Badania naukowe wśród młodszych ras właściwie nie istniały, jak dowiedział się Poole. Powszechnie uważano, że stanowią jedynie stratę czasu, próbę wymyślenia czegoś, co xeelee zapewne wynaleźli miliard lat wcześniej. A poza tym, ryzykowne było wydawanie swych zasobów na badania nad jakąś technologią, podczas gdy najbliższy sąsiad zapewne zużywał swoje na zakup pirackiej wersji tej samej technologii wykradzionej xeelee, by któregoś dnia skąpać w ogniu twój macierzysty system…
Potem Shira nakreśliła dalszą historię ludzkości.
Lekkie, mało wydajne jarzmo squeemów zrzucone zostało z łatwością (oczywiście spoglądając na te wydarzenia z perspektywy czasu) i ludzkość ponownie zapuściła się w głąb galaktyki na nowych statkach wykorzystujących technologię napędu superprzestrzennego… wykradzioną pierwotnym złodziejom, squeemom.
Wtedy ludzie napotkali qaxów. I zostali zmuszeni do pogodzenia się raz jeszcze ze starością.
— A wy znaleźliście się tutaj jako uciekinierzy przed qaxami?
Shira bezgłośnie zamknęła usta. Było oczywiste, że Poole zbliżał się do granic wiedzy, jaką Shira gotowa była im udostępnić.
— W takim razie — powiedział waszym zamiarem jest zapewne znalezienie sposobu na obalenie ich władzy na Ziemi.
Shira uśmiechnęła się.
— Jesteś inteligentnym człowiekiem, Michaelu Poole. Na pewno jest dla ciebie jasne, że nie zamierzam odpowiadać na takie pytania. Mam nadzieję, że nie zmusisz mnie do bycia nieuprzejmą…
Berg prychnęła i splotła ramiona na piersiach.
— Niech to szlag, oto ten sam mur, na który pakowałam się raz za razem, odkąd ten kawałek ziemi pojawił się na kursie „Cauchy”. Shira, dla mnie jasne jest to, że trafiliście tu, by pozbyć się qaxów. Ale dlaczego do jasnej cholery nie chcecie naszej pomocy? Możemy wydawać się wam prymitywni, ale, szanowna pani, umiemy się bić.
— Już o tym rozmawialiśmy — odparła cierpliwie Shira.
— Niemniej jednak. Miriam ma trochę racji — wtrącił Poole. — Możemy przynajmniej zaoferować wam technologię desenektyzacyjną. Nie musicie się zestarzeć, Shira, pomyśl tylko o tym.
Wyraz twarzy Shiry nie uległ najmniejszej zmianie.
— Wątpię, żebyście mi uwierzyli, ale to naprawdę nie ma znaczenia.
Harry jakby zadygotał.
— Ta dziewczyna napawa mnie strachem — powiedział niewyraźnie.
— Wierzę ci — stwierdził cierpliwie Poole. — Rozumiem, że są rzeczy ważniejsze od życia paru ludzi… Ale jednak Miriam tną słuszność. Co macie do zyskania, odtrącając potencjał gospodarczy Układu Słonecznego?
— Może po prostu nie ufają naszym zapewnieniom o chęci pomocy — zastanawiał się na głos Harry. Może bylibyśmy niczym szympansy pracujące u boku fizyków jądrowych… a może boi się paradoksu czasowego.
Читать дальше