Odprowadził wzrokiem Harry'ego, który zniknął po drugiej stronie szalupy „Kraba”. Pojazd, cylindryczna bryła metalu wciąż jeszcze oszroniona lodowatym chłodem kosmosu, był na tej łące równie nie na miejscu co pocisk na obrusie ołtarza.
— Mój Boże — wykrzyknął Harry.
Poole podążył w ślad za ojcem. Harry stał wsparty dłońmi na biodrach, przyglądając się potrzaskanej szalupie, którą dostrzegli z „Kraba”.
Szalupa została rozpłatana niczym dojrzały melon. Cięcia lasera na kadłubie były tak precyzyjne, jakby dokonano ich brzytwą — niemal atrakcyjne w swej dokładności i elegancji. Poole widział zwęglone i nadtopione wnętrze pojazdu, zniekształcone wskutek gorąca i powyginane ku ziemi przegrody.
— No, zwyczajny wrak to to nie jest — zauważył Harry. — I spójrz tylko tutaj — Wskazał na nietkniętą płytę poszycia. Widzisz numer identyfikacyjny?
— Pochodzi z „Cauchy”. Harry, to szalupa Miriam, na pewno. — Bezradna panika ogarnęła go nagłym strumieniem. — Co do cholery jej zrobiono?
— Nic, Michael. Nic mi nie jest, widzisz?
Poole okręcił się w miejscu, słysząc ten niski, odrobinę ochrypły i boleśnie znajomy głos. Ujrzał całą jej postać jak przez mgłę — wesołą twarz, krótko przystrzyżoną grzywę włosów, nabiegające łzami oczy. Nie wiedząc jakim sposobem, poczuł ją w swych ramionach. Miriam była o parę cali wyższa od Michaela, jej szczupłe ciało w szorstkim, różowym skafandrze zesztywniało na moment, choć ramionami objęła go za szyję. Potem odprężyła się nagle i całym ciałem przycisnęła do niego. Skrył twarz w miękkim cieple jej szyi.
Kiedy potrafił już to zrobić, wypuścił ją z objęć, chwycił za ramiona i spojrzał prosto w oczy.
— Mój Boże, Miriam, myślałem, że zginęłaś. Kiedy ujrzałem szalupę…
Jej wąskie usta wykrzywił uśmiech.
— Niezbyt gościnnie z ich strony, prawda? Ale mi nie zrobili niczego złego. Mikę. Po prostu — teraz na jej twarzy ponownie zagościło napięcie — po prostu powstrzymali mnie przed zrobieniem pewnych rzeczy. Może zaczynam się do tego przyzwyczajać. Miałam na to cały rok…
— A podróż w czasie? Jak było?
Jej twarz jakby obwisła na moment, zanim z powrotem zapanowała nad swoją mimiką.
— Przeżyłam — odparła.
Poole odsunął się od niej z zakłopotaniem. Był świadom obecności Harry'ego u swego boku, lecz starannie unikał spojrzenia w jego kierunku. Miał dwieście lat i wolałby, by go szlag trafił, byle tylko nie musiał doświadczać kolejnych objawów ojcowskich uczuć z jego strony. Nie w tej chwili.
Zauważył teraz, że Miriam towarzyszyła druga kobieta, równie wysoka, odrobinę wychudzona, o wąskiej, kościstej twarzy, wyglądającej młodo i ładnie — z wyjątkiem gładko wygolonej głowy, od której Poole nie mógł początkowo oderwać oczu. Kobieta spoglądała na niego nieruchomym wzrokiem. Spojrzenie jej bladych oczu było nieco irytujące. Poole dostrzegł w nich naiwność młodości pokrytą warstwą jakby tępej obojętności.
Harry zrobił krok w kierunku dziewczyny, rozkładając szeroko ramiona.
— Cóż, Michael miał swoje powitanie, co ze mną?
Michael jęknął w głębi ducha.
— Harry…
Dziewczyna obróciła głowę w stronę Harry'ego i zgrabnie cofnęła się o krok.
— Byłoby to miłe, gdyby było możliwe, proszę pana odparła z kamienną twarzą.
Harry uśmiechnął się szeroko i teatralnym gestem wzruszył ramionami.
— Znowu prześwitują mi piksele? Cholera jasna, Michael, dlaczego mi nic powiedziałeś?
Berg pochyliła się do Poole'a.
— Co to za dupek?
— Wyobraź sobie, że to mój ojciec.
Berg ściągnęła twarz.
— Co za wstyd. Czemu go nie wyłączysz? To tylko wirtual.
— Nie według niego.
— Michaelu Poole. — Dziewczyna uwolniwszy się od atencji Harry'ego. zwróciła się teraz w stronę Poole'a. Miała kiepską cerę. podkrążone oczy i zmęczoną twarz. Niedoskonałość tej dziewczyny z przyszłości wydała się Poole'owi na swój sposób atrakcyjna — co za kontrast w porównaniu z superistotami o zaawansowanej technologii, jakie wyobrażał sobie w co dzikszych fantazjach. Nawet jednoczęściowy kombinezon, w jaki była ubrana, podobnie jak Miriam, zrobiony był z grubego, tanio wyglądającego, sztucznego tworzywa.
— Jestem Poole — powiedział. — Mojego ojca już poznałaś.
— Mam na imię Shira. Spotkanie ciebie to dla mnie zaszczyt. — Jej akcent brzmiał współcześnie, choć neutralnie. — Twoje osiągnięci a są nadal sławne w moim czasie — powiedziała dziewczyna. — Oczywiście nie znaleźlibyśmy się tutaj i nie moglibyśmy się z tobą spotkać bez twego Projektu Złącze… Berg przerwała jej ostrym tonem:
— Czy to dlatego pozwoliliście im wylądować zamiast ich zestrzelić?
— Nie uczynilibyśmy czegoś takiego, Miriam Berg — odparła Shira lekko urażonym głosem.
— Zgoda. Ale mogliście użyć swego napędu superprzestrzennego, by im uciec, tak jak to zrobiliście z poprzednimi statkami…
Ta nazwa uderzyła Poole’a niczym policzek.
— Naprawdę mają napęd superprzestrzenny?
— Pewnie — odparła kwaśno Berg. — A teraz poproś ją, żeby pozwoliła ci go obejrzeć.
Harry przepchnął się do przodu i przysunął swą młodą twarz blisko dziewczyny.
— Dlaczego przybyliście tutaj, do naszego czasu? Dlaczego reszta Układu Słonecznego odebrała z tego statku zaledwie jedną wiadomość?
— Zadajesz wiele pytań — odparła Shira, unosząc przed sobą ręce, jakby opędzając się od Harry'ego. — Będzie czas na to, by wyczerpująco na nie odpowiedzieć. Lecz proszę was, jesteście tu naszymi gośćmi. Musicie pozwolić nam, byśmy mogli okazać wam naszą gościnność.
Harry wskazał ręką na rozpłatany wrak szalupy z „Cauchy”.
— Ciekawie rozumiecie pojęcie gościnności.
— Nie bądź durniem, Harry — skarcił go zirytowany Poole. — Posłuchajmy, co mają do powiedzenia. — Odwrócił się do dziewczyny i powiedział uprzejmym tonem — Dziękujemy ci, Shiro.
— Zaprowadzę was do mojego domu — oznajmiła Shira. — Proszę za mną.
Potem odwróciła się i powiodła ich ku centralnej części ziemiostatku.
Poole, Harry i Berg szli parę kroków za Shira. Kiedy zagłębili się w luźny labirynt parterowych, szarych budynków pokrywający centralną część pojazdu, wirtualne oczy Harry'ego bezustannie strzelały na wszystkie strony.
Poole przez cały czas walczył z dziecinną pokusą dotknięcia Berg, porwania jej raz jeszcze w ramiona.
Podczas marszu Poole miał dziwne wrażenie, jak gdyby natrafiał na swej drodze płytkie zagłębienia w trawiastej ziemi. Mimo to podłoże wyglądało na gładkie, jeśli mógł to ocenić. Dołki wydawały się mieć około jarda średnicy. Ukradkiem obserwował Shirę prowadzącą ich przez, tę niewielką osadę. Kroczyła z wdziękiem, lecz, jak zauważył, ona także odchylała się o parę stopni w przód i w tył od pionu, jakby pokonując niewidoczne pofałdowania terenu.
Harry. oczywiście, unosił się ułamek cala ponad trawiastym podłożem.
Harry przysunął się do Berg i wyszeptał:
— Wygląda na dwadzieścia pięć lat. Ile ma naprawdę?
— Około dwudziestu pięciu.
— Nie żartuj sobie ze mnie.
— Mówię poważnie — Berg przesunęła dłonią przez sztywne jak drut włosy. — Utracili technologię desenektyzacyjną… a raczej została im ona odebrana. Przez qaxów.
Harry wyglądał tak, jakby nie mógł w to uwierzyć.
— Co takiego? Jak to się mogło stać? Wyobrażałem sobie, że ci ludzie będą nas wyprzedzać pod wieloma względami… Na tym przecież zasadzała się część podniecenia płynącego z eksperymentu Michaela ze złączem czasowym.
Читать дальше