— Co tam oglądasz? — spytał, zerkając na ścienny ekran, gdzie powoli obracał się dziwny torus drony.
— Nie poznajesz? — zapiszczał Flere-Imsaho, wyrażając w ten sposób zdumienie. — Sądziłem, że poznasz. To model Rzeczywistości.
— Rze… ach, tak. — Gurgeh kiwnął głową i znów spojrzał na ekran. Cesarskie okręty zbombardowały grupę asteroidów, by zdławić powstanie. — Cztery wymiary itepe. — Przełączył kanały i znalazł programy poświęcone grze. Na Ea nadal odbywały się mecze drugiej ligi.
— W zasadzie siedem istotnych wymiarów w przypadku samej Rzeczywistości. Jedna z tych linii… ale czy ty mnie słuchasz?
— Cooo? Tak.
Rozgrywki na Ea dobiegały końca. Nadal analizowano pomocnicze mecze z Echronedal.
— …jedna z tych linii w Rzeczywistości reprezentuje nasz cały wszechświat. Z pewnością uczono cię tego.
— Hmmm — potwierdził Gurgeh.
Nigdy szczególnie nie interesował się teorią przestrzeni, hiperprzestrzeni czy hipersfer. Po co mu ta wiedza, skoro i tak nie wpływała na jego sposób życia? Istniały gry, które najlepiej się rozumiało w czterech wymiarach, jednak Gurgeh zajmował się zasadami poszczególnych gier, a ogólne teorie zajmowały go tylko o tyle, o ile dawały się zastosować do konkretnej gry. Nacisnął tester, wywołał kolejną stronę na małym ekranie… i stanął oko w oko z sobą. Jeszcze raz wyrażał żal, że odpadł z rozgrywek, życzył ludziom i Imperium Azad wszystkiego najlepszego oraz dziękował wszystkim za zaproszenie. Na tle jego cichnącego głosu komentator oznajmił, że Gurgeh wycofał się z drugiej serii na Echronedal. Gurgeh uśmiechnął się niewyraźnie, obserwując, jak oficjalna rzeczywistość, w której współtworzeniu brał udział, stopniowo przekształca się w akceptowalny fakt.
Spojrzał na ekranowy torus i przypomniał sobie coś, co zastanawiało go wiele lat temu.
— Jaka jest różnica między hiperprzestrzenią a ultraprzestrzenią? — spytał dronę. — Statek wspomniał raz o ultraprzestrzeni, ale nie potrafiłem zrozumieć, o co mu chodziło.
Flere-Imsaho próbował wyjaśnić, korzystając z holograficznego modelu Rzeczywistości. Był to zbyt szczegółowy wykład, ale Gurgeh w zasadzie pojął jego sens.
Flere-Imsaho irytował go tego wieczoru; trajkotał w marain o wszystkim i niczym i choć początkowo Gurgehowi wydawało się to niepotrzebną komplikacją, z przyjemnością znów słuchał macierzystego języka i odkrył, że miło jest się nim posługiwać, jednak wysoki, piskliwy głos drony zmęczył go po pewnym czasie. Flere-Imsaho umilkł dopiero podczas zwyczajowej — tym razem dość przygnębiającej i bez pozytywnych wyników co do gry — rozmowy ze statkiem, również w marain.
Od dnia polowania Gurgeh nie spał tak dobrze jak tej nocy. Rano obudził się z nadzieją — nie potrafił jednak wyjaśnić jej przyczyn — że jest szansa odwrócenia biegu gry.
Podczas przedpołudniowej sesji stopniowo zaczął ogarniać plan cesarza i gdy wreszcie go zrozumiał, zaparło mu dech w piersiach.
Nicosar zamierzał pokonać nie tylko Gurgeha, lecz całą Kulturę. Tylko w ten sposób dawało się wyjaśnić jego strategię użycia figur, kart i terytorium. Swój obszar gry traktował jak Cesarstwo, jak obraz samego Azad.
Z równą siłą uderzyło Gurgeha inne odkrycie: jedna z interpretacji — może nawet najlepsza interpretacja — stylu gry, któremu zawsze hołdował, była taka, że grając odtwarza Kulturę. Gdy przemieszczał figury, gdy konstruował swoje terytoria, zwykle tworzył coś na kształt społeczeństwa — sieć, równomierny układ sił i wzajemnych relacji, pozbawiony wyraźnej hierarchii, bez określonego przywództwa, system początkowo całkowicie i głęboko pokojowy.
We wszystkich rozgrywanych grach to walka przychodziła do Gurgeha po pewnym czasie. Wcześniej myślał o tym wstępnym okresie, jako o przygotowaniu do bitwy, lecz teraz rozumiał, że gdyby był na planszy sam, postępowałby tak samo. Powoli zagarniał terytoria, stopniowo, spokojnie, ekonomicznie konsolidował siły… oczywiście, nigdy tak nie było — zawsze ktoś atakował, a kiedy już rozpoczął bitwę, rozwijał ten konflikt tak całkowicie i z tym samym uporem, z jakim wcześniej starał się ustawić wzorce i potencjał, gdy figury były niezagrożone, a terytoria nie kwestionowane.
Wszyscy inni gracze, z którymi rywalizował nieświadomie, próbowali się dostosować do tego nowego stylu, stosując jego własne elementy, i doznawali ogromnej porażki. Nicosar niczego podobnego nie próbował. Wybrał inną drogę: uczynił z plansz swoje Imperium, kompletne i dokładne we wszystkich detalach struktury, w najwyższym stopniu, w jakim dopuszczała to skala gry.
Gurgeh był jak ogłuszony. Świadomość tego faktu wybuchła w nim niczym jakiś leniwy wschód słońca przemieniający się w nową, jak strumyczek zrozumienia stający się strumieniem, rzeką, przypływem, tsunami. Następne posunięcia wykonał automatycznie; posunięcia odruchowe, nie wynikające z porządnie obmyślanej strategii, posunięcia, jak się wydawało, ograniczone i nieodpowiednie. Usta mu zaschły, ręce się trzęsły.
Oczywiście! Tego właśnie nie zauważył: to był ukryty aspekt, tak jawny i rzucający się w oczy, że aż właściwie niewidzialny — zbyt oczywisty, by opisać go słowami, by go pojąć. Cechował się prostotą i elegancją, zdradzał zawrotną ambicję, a równocześnie pragmatyzm; mówił również wiele o tym, co Nicosar wyraźnie uważał za istotę gry.
Nic dziwnego, że rozpaczliwie pragnął zagrać z tym człowiekiem z Kultury, jeżeli właśnie taki plan miał od początku.
Nawet informacje o Kulturze, które w Imperium znali tylko Nicosar i garstka innych, informacje o jej rzeczywistej wielkości i rzeczywistym zasięgu zostały włączone i przedstawione na planszy. Prawdopodobnie jednak były nierozpoznawalne dla tych, którzy nie znali ich już wcześniej; Nicosarowe planszowe Imperium było kompletne, ukazane w pełni, natomiast założenia o siłach przeciwnika niejasno wyrażono w terminach drobnych ułamków czegoś znacznie większego.
Widziało się także okrucieństwo, z jakim cesarz traktował figury przeciwnika i własne, okrucieństwo, które Gurgeh odbierał jako niemal obelżywe, jako taktykę mającą na celu wytrącenie go z równowagi. Cesarz wysyłał figury na zniszczenie z jakąś radosną bezwzględnością, w sytuacjach gdy Gurgeh by się cofnął, spróbował przygotować i zgromadzić siły. Tam gdzie Gurgeh przyjąłby poddanie i przejście na swoją stronę, Nicosar siał spustoszenie.
Pod pewnymi względami ta różnica była nieznaczna — po prostu żaden dobry gracz nie trwoni figur ani urządza masakry dla samej radości tego czynu — ale był tam zawsze jakiś ślad stosowanej brutalności, jak posmak, jak smród, jak cicha mgiełka wisząca nad planszą.
Gurgeh zauważył, że podejmuje kontrofensywy w takim zakresie, w jakim mógł tego oczekiwać Nicosar, próbuje ocalić figury, wykonywać rozważne, konserwatywne posunięcia i w pewnym sensie ignoruje sposób, w jaki Nicosar ciska swoje figury do bitwy i wydziera mu pasy terytorium, niczym strzępy poszarpanego ciała. Na swój sposób Gurgeh rozpaczliwie usiłował nie przejmować stylu Nicosara; cesarz rozgrywał brutalną, ostrą, dyktatorską i często nieelegancką grę. Założył słusznie, że coś w człowieku z Kultury po prostu nie będzie chciało mieć z taką grą nic wspólnego.
Gurgeh zaczął podsumowywać sytuację wykonując kilka dodatkowych niekonsekwentnych posunięć blokujących, dając sobie w ten sposób czas do namysłu. Celem gry była wygrana; chyba o tym zapominał. Nic więcej się nie liczyło. Nic więcej nie zaważy na ostatecznym wyniku. Gra nie miała znaczenia, dlatego można było pozwolić, by oznaczała cokolwiek, i jedyna bariera, którą musiał pokonywać, została wzniesiona przez jego własne uczucia.
Читать дальше