— Tak, jaśnie panie — powiedział Flere-Imsaho naburmuszony i zanurkował do pokoju. Gurgeh spojrzał na pustą planszę błękitnego nieba i w głowie już układał rozmaite warianty rozgrywki na Planszy Przemiany.
Przed meczem finałowym Flere-Imsaho widział, jak człowiek staje się coraz bardziej skupiony i nieobecny myślami. Prawie nie słuchał, co do niego mówiono, trzeba mu było przypominać o jedzeniu i spaniu. Drona z najwyższym niedowierzaniem dwa razy zaobserwował człowieka wpatrzonego w nicość, z wyrazem bólu na twarzy. Drona przeprowadził zdalne ultrasonograficzne skanowanie i przekonał się, że mężczyzna ma pełny pęcherz; trzeba mu było przypominać nawet o pójściu do łazienki! Spędzał całe dnie ze wzrokiem skierowanym w dal lub gorączkowo studiował nagrania poprzednich partii. Gdy obudził się po długim śnie, był trochę niedonarkotykowany, ale natychmiast uruchomił swe gruczoły i cały czas syntetyzował. Drona monitorował efektorem fale mózgowe gracza i stwierdził, że nawet gdy wydawało się, że śpi, w istocie nie spał; było to raczej wyraziste, sterowane śnienie. Gruczoły narkotyczne cały czas gorączkowo pracowały i po raz pierwszy ciało Gurgeha wykazywało więcej oznak intensywnego używania narkotyków niż ciało jego przeciwnika.
Jak mógł grać w takim stanie? Gdyby to zależało od Flere-Imsaho, maszyna natychmiast powstrzymałaby człowieka przed dalszą grą. Dostała jednak rozkazy. Przydzielono jej rolę i musiała ją odegrać. Teraz mogła jedynie śledzić rozwój wydarzeń.
Rozpoczęcie zmagań na Planszy Przemiany oglądało więcej osób niż dwa poprzednie mecze. Pozostali zawodnicy ciągle usiłowali zrozumieć, co się dzieje na tym etapie skomplikowanej nieprzeniknionej rozgrywki i chcieli zobaczyć, jak potoczą się wydarzenia na końcowej planszy, gdzie cesarz rozpoczynał wprawdzie ze znaczną przewagą, ale wiedziano, że obcy poczyna sobie tutaj szczególnie dobrze.
Gurgeh zanurzył się w walkę jak płaz dwudyszny w gościnne wody. Kilka pierwszych posunięć — pławił się, rozkoszował powrotem do domu, do swego żywiołu, do czystej radości współzawodnictwa, czerpał zadowolenie, gdy ustawiał swe siły, prężył figury, przygotowywał teren. Potem nagły zwrot — zajął się poważnymi działaniami, budował i tropił, tworzył i łączył, niszczył i dzielił, szukał i unicestwiał.
Plansza stała się zarazem Kulturą i Cesarstwem. Teren stworzyli obaj: wspaniałe, piękne, zabójcze pola śmierci, doskonale precyzyjne i subtelne, krwiożercze, wykreowane z przekonań Nicosara i Gurgeha. Obraz ich umysłów; hologram czystej zgodności i spójności, płonący jak fala stojąca ognia nad planszą, idealna mapa krajobrazu myśli i wiary w ich głowach.
Zaczął powolnym ruchem, który był jednocześnie porażką i zwycięstwem, choć on jeszcze wtedy o tym nie wiedział. Na planszy Azad nie widziano nigdy czegoś tak subtelnego, złożonego i pięknego. Wierzył w to. Wiedział. On to realizował.
Gra trwała.
Przerwy, dni, wieczory, rozmowy, posiłki — wszystko to zachodziło gdzie indziej. Twór monochromatyczny, płaski, ziarnisty obraz. On, Gurgeh, był w zupełnie innym miejscu. W innym wymiarze; na zupełnie innej scenie. Jego czaszka była bąblem z planszą w środku, a część osobowości na zewnątrz była tylko dodatkową figurą, przestawianą to tu, to tam.
Nie rozmawiał z Nicosarem, ale przemawiali do siebie w najsubtelniejszy sposób, przekazując sobie nastroje i odczucia za pomocą figur, które poruszali i które z kolei poruszały ich. Pieśń, taniec, poemat doskonały. Codziennie salę wypełniali ludzie pochłonięci tym bajecznym, pogmatwanym dziełem, przybierającym kształt na ich oczach; próbowali czytać ten poemat, głębiej spojrzeć na ten ruchomy obraz, wsłuchać się w symfonię, dotknąć tej żywej rzeźby. Zrozumieć.
Trwa, aż się skończy, pomyślał Gurgeh pewnego dnia, i kiedy dotarła do niego banalność tego stwierdzenia, równocześnie dostrzegł, że to koniec. Punkt szczytowy został osiągnięty. Dokonano, zniszczono, i tyle. To jeszcze nie meta, ale sprawa jest skończona. Ogarnął go niesamowity smutek, trzymał w uścisku jak figurę do gry, kołysał nim, omal nie przewrócił. Gurgeh musiał podejść do stołka i jak starzec podciągnął się na siedzenie.
— Och… — powiedział bezwiednie.
Spojrzał na Nicosara, ale ten jeszcze niczego nie dostrzegł — patrzył na karty żywiołów, próbując znaleźć sposób zmiany terenu przed swym następnym marszem.
Gurgeh nie wierzył własnym oczom. Gra była skończona. Czy nikt tego nie widział? Rozejrzał się z desperacją po twarzach dworskich urzędników, widzów, obserwatorów, Sędziów. Co się z nimi dzieje? Znowu spojrzał na planszę. Może coś przeoczył, może popełnił jakiś błąd i Nicosar nadal ma szansę na korzystny ruch, a ten cały doskonały taniec potrwa jeszcze trochę? Nic — sprawa była skończona. Rzucił okiem na zegar przy tablicy punktowej. Już czas na wieczorną przerwę. Na zewnątrz zapadł zmrok. Gurgeh usiłował sobie przypomnieć, jaki to dziś dzień.
Wkrótce chyba ma nadejść fala ognia. Może dziś w nocy, może jutro. A może już przyszła? Nie, nawet on by ją zauważył. Spojrzał w wielkie, wysokie okna sali zawodów, wysuniętej z bryły zamku. Nieprzysłonięte okiennicami, patrzyły w ciemność, gdzie nadal czekały olbrzymie żagiewnice, ciężkie od owoców.
Koniec, koniec, koniec. Jego — ich — piękna gra jest zakończona, martwa. Co ja zrobiłem? — pytał się, zaciśniętymi dłońmi przysłaniając twarz. Nicosar, ty głupcze! Cesarz złapał przynętę, wszedł do zagrody i wchodził coraz głębiej, by zostać rozdartym obok ambony, w stosie drzazg przed pożogą.
Imperia upadały pod naporem barbarzyńców i na pewno nadal będą upadać. Gurgeh wiedział to od dziecka. Dzieci Kultury uczono takich rzeczy. Barbarzyńcy dokonują inwazji i zostają pokonani. Nie zawsze; niektóre imperia rozpadają się i znikają, lecz często wchłaniają najeźdźców; wiele imperiów przyjmuje barbarzyńców i w końcu ich podbija. Skłania ich, by żyli tak jak ludzie, nad którymi zamierzali panować. Struktura systemu poskramia ich, mami, uwodzi, zmienia, żądając od nich tego, czego przedtem nie mogli dać, lecz powoli są w stanie dostarczyć. Imperium przetrwa, barbarzyńcy przetrwają, lecz nie ma już imperium, a barbarzyńcy gdzieś znikają.
Kultura stała się Imperium — Imperium barbarzyńcami. Nicosar wyglądał jak triumfator, wszędzie figury, adaptują, przejmują, zmieniają i poruszają się, by zadać cios. Ale ta ich przemiana niesie śmierć, nie będą mogły przetrwać w swej postaci. To przecież oczywiste. Staną się pionami Gurgeha lub figurami neutralnymi, on będzie ich akuszerem. Skończone.
Poczuł pod nosem swędzenie. Usiadł, przytłoczony smutkiem z powodu zakończenia meczu. Czekał na łzy.
Nie napłynęły. Stosowna przygana ze strony jego ciała, że tak dobrze używał żywiołów, a wody tak wiele. Utopi ataki Nicosara. Cesarz igrał z ogniem i zostanie zgaszony. Nie ma dla niego łez.
Coś Gurgeha opuściło, odpłynęło, wypaliło się, poluźniło uścisk. W pomieszczeniu panował chłód, czuło się zapach alkoholu, słyszało szelest żagiewnic za wysokimi oknami. Na galeriach cicho rozmawiali ludzie.
Rozejrzał się wokół i na ławkach Kolegium zobaczył Hamina. Stary zasuszony apeks wyglądał jak lalka, zaledwie łupinka tego, czym był przedtem; twarz miał pomarszczoną, ciało zdeformowane. Gurgeh wpatrywał się w niego. Czy to jeden z moich duchów? Czy był tu przez cały czas? Czy nadal żyje? Okropnie stary apeks patrzył w jeden punkt na środku planszy. Gurgeh pomyślał przez chwilę, że starzec jest już martwy i jego wysuszone ciało przyniesiono do sali jako rodzaj trofeum, zadanie ostatecznej hańby.
Читать дальше