— Co to znaczy? — zapytał Nevis.
— Że ktoś pragnie nawiązać z nami łączność — wyjaśnił kupiec, po czym pochylił się nad konsoletą i dotknął mocno już wytartego przycisku.
Gwiazda śmierci znikła z ekranu, jej miejsce zajął zaś mężczyzna w średnim wieku, siedzący w obszernym pomieszczeniu będącym chyba centralą łączności. Miał zmęczoną, pooraną głębokimi bruzdami twarz, gęste czarne włosy i błękitnoszare oczy o znużonym spojrzeniu. Ubrany był w mundur jak z historycznego filmu, na głowie zaś miał czapkę z długim daszkiem, opatrzoną złocistą literą teta.
— Tu „Arka” — oznajmił. — Weszliście w naszą strefę obronną. Natychmiast podajcie tożsamość albo zostaniecie zniszczeni. To pierwsze ostrzeżenie.
Haviland Tuf wcisnął przycisk nadawania.
— Tu „Róg Obfitości Znakomitych Towarów po Nadzwyczaj Niskich Cenach” — powiedział głośno i wyraźnie. — Mówi Haviland Tuf, dowódca statku. Jesteśmy pokojowo nastawionymi, nieuzbrojonymi kupcami z ShanDellor. Prosimy o zgodę na przycumowanie.
— Tam są ludzie! — wykrztusiła ze zdumieniem Celise Waan. — Nie wierzę własnym oczom!
— Rzeczywiście, fascynujące — mruknął Jefri Lion, skubiąc broję. — Albo mamy do czynienia z potomkami pierwszej załogi, albo zastosowano pętle czasową! Tak, oni byli do tego zdolni. Wyobraźcie sobie tylko: pętla czasowa!
— Chcesz mi powiedzieć, że oni żyją już ponad tysiąc lat? — zapytał z niedowierzaniem Kaj Nevis. — I co my poczniemy z tym fantem?
Obraz na ekranie zamigotał, po czym mężczyzna w mundurze Sił Zbrojnych Imperium i czapce z emblematem Inżynierskiego Korpusu Ekologicznego powiedział:
— Tu „Arka”. Nadajecie niewłaściwym kodem. Znajdujecie się wewnątrz naszej strefy obronnej. Natychmiast podajcie tożsamość albo zostaniecie zniszczeni. To drugie ostrzeżenie.
— Szanowny panie, jestem zmuszony stanowczo zaprotestować! — odparł Tuf. — Nie mamy broni ani żadnych systemów obronnych. Nie mamy także złych zamiarów. Jesteśmy pokojowo nastawionymi kupcami, uczonymi i podróżnikami. Przybywamy w pokoju, a nawet gdyby było inaczej, i tak w żaden sposób nie zdołalibyśmy zagrozić okrętowi tak potężnemu jak „Arka”. Czym zasłużyliśmy sobie na tak wrogie przyjęcie?
Obraz ponownie zamigotał.
— Tu „Arka”. Naruszyliście naszą strefę obronną. Natychmiast podajcie tożsamość albo zostaniecie zniszczeni. To trzecie i ostatnie ostrzeżenie.
— Nagranie! — zawołał Kaj Nevis. — Oczywiście! Żadna hibernacja, żadna pętla czasowa! Tam nikogo nie ma. Jakiś przeklęty komputer odtwarza stare nagranie.
— Obawiam się, że ma pan rację — powiedział Haviland Tuf. — W związku z tym musimy sobie odpowiedzieć na następujące pytanie: jeżeli ów komputer został zaprogramowany, żeby witać zbliżające się statki takim nagraniem, to co jeszcze może on uczynić?
— Kody! — wykrzyknął Jefri Lion i palnął się w czoło otwartą dłonią. — Oczywiście. Kody Sił Zbrojnych Imperium! Mam je wszystkie w kryształach pamięci w moim bagażu. Zaraz je przyniosę.
— Doskonały pomysł — zgodził się Tuf. — Niestety, nie jest pozbawiony pewnych wad. Obawiam się mianowicie, że może nam zabraknąć czasu na odszukanie i zastosowanie właściwego szyfru. — Spojrzał na boczne ekrany. — Nawet na pewno nam go zabraknie, ponieważ „Arka” właśnie otworzyła do nas ogień. — Wyciągnął rękę ku różnobarwnym przyciskom. — Włączam napęd gwiezdny — oznajmił, ale w chwili, kiedy musnął klawisze czubkami palców, statek zatrząsł się gwałtownie. Celise Waan wrzasnęła przeraźliwie i runęła na podłogę, Jefri Lion zatoczył się na Anittasa, nawet Rica Dawnstar straciła na chwilę równowagę i musiała chwycić się oparcia fotela. Zaraz potem zgasły wszystkie światła. — Chyba pospieszyłem się z zapowiedzią — rozległ się w kompletnej ciemności głos Havilanda Tufa — albo, co chyba jest bliższe prawdy, spóźniłem się z działaniem.
Długo, bardzo długo czekali w ciszy i ciemności na drugie uderzenie, które miało oznaczać ich koniec. Mijały jednak minuty, a nic się nie działo. Wreszcie ekrany wypełniły się bladoszarym blaskiem, a różnokolorowe światełka i przyciski zaczęły niepewnie migotać, budząc się do życia.
— Trafienie nie uszkodziło wszystkich systemów — oznajmił Haviland Tuf. Siedział wyprostowany w fotelu i przesuwał długimi palcami po konsolecie. — Niebawem otrzymam szczegółowy raport. Być może jednak uda nam się uciec.
Z gardła Celise Waan wydobywało się przejmujące, histeryczne zawodzenie. Antropolog wciąż leżała na podłodze, milkła na chwilę dla nabrania oddechu, po czym znowu zaczynała jęczeć.
— Zamknij się, cholerna krowo! — wrzasnął Kaj Nevis i kopnął ją w bok. Jęk zamienił się w płaczliwy bełkot. — Tkwimy tu jak kaczki na strzelnicy. Następny strzał rozwali nas na kawałki. Tuf, do stu diabłów, rusz wreszcie tę przeklętą skorupę!
— Poruszamy się przez cały czas — odparł kupiec. — Trafienie, które otrzymaliśmy, nie wpłynęło na zmniejszenie naszej prędkości, zmieniło za to nieco trajektorię lotu. Być może właśnie dlatego systemy obronne „Arki” wstrzymały ostrzał. — Przez chwilę wpatrywał się w rząd jasnozielonych liczb i liter przesuwających się przez jeden z mniejszych ekranów. — Obawiam się jednak, iż mój statek doznał na tyle poważnych uszkodzeń, że nie będzie możliwe włączenie napędu gwiezdnego. Uszkodzeniu uległ również system podtrzymywania życia. Według najnowszych obliczeń za około dziewięć godzin standardowych zabraknie nam tlenu.
Kaj Nevis zaklął soczyście, Celise Waan zaczęła łomotać pięściami w podłogę.
— Mogę się wyłączyć — zaproponował Anittas. — W ten sposób zaoszczędzimy trochę powietrza.
— Powinniśmy jak najprędzej pozabijać koty! — wykrzyknęła Celise histerycznym tonem.
— Czy utraciliśmy sterowność? — zapytała Rica Dawnstar.
— Silniki manewrowe są w pełni sprawne, ale bez napędu gwiezdnego potrzebowalibyśmy około dwóch lat na dotarcie do Hro B’rana. Czworo z nas ma szansę na ocalenie w skafandrach próżniowych; powietrze krąży tam w obiegu zamkniętym, wzbogacane w tlen przez kolonie zmutowanych wirusów.
— Nie mam najmniejszego zamiaru tkwić przez dwa lata w skafandrze próżniowym! — stwierdziła stanowczo Celise Waan.
— To nawet dobrze się składa — odparł Tuf — ponieważ jest nas sześcioro, skafandry zaś tylko cztery. Pani szlachetne poświęcenie budzi mój najszczerszy podziw, zanim jednak wprowadzimy ten plan w życie, powinniśmy chyba rozważyć jeszcze jedną możliwość.
— Jaką? — zapytał Nevis.
Tuf odwrócił się razem z fotelem i przyjrzał się kolejno pięciorgu pasażerom.
— Gdyby okazało się, że kryształ pamięci, o którym był uprzejmy wspomnieć Jefri Lion, zawiera właściwe kody, być może udałoby nam się połączyć z „Arką”, nie narażając się na dalszy ostrzał.
— Kryształ! — wykrzyknął Lion. W półmroku panującym w sterowni był prawie niewidoczny, ponieważ jego maskująca bluza przybrała głęboki szarobury odcień. — Zaraz go przyniosę!
Co sił w nogach popędził do mieszkalnej części statku.
Muchomor wyłonił się z ukrycia, bezszelestnie przeszedł przez pomieszczenie i z zadziwiającą lekkością wskoczył Tufowi na kolana. Kiedy ten przesunął ręką po długim szarym futrze, kocur zaczął głośno mruczeć. Przyjemny, niski dźwięk podziałał na wszystkich uspokajająco. Może jednak uda się znaleźć wyjście z pozornie beznadziejnej sytuacji?
Читать дальше