Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada

Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Przełęcz. Osada» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Год выпуска: 2005, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Przełęcz. Osada: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Przełęcz. Osada»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To jedne z najsłynniejszych dylogii SF Kira Bułyczowa. Historia załogi statku kosmicznego, który rozbija się na obcej planecie i traci kontakt z Ziemią. Rozbitkowie powoli zapominają, skąd pochodzą, a nowe pokolenie jest już zżyte z otaczającym światem. Są jednak tacy, którzy interesują się utraconym dziedzictwem…Wspaniałe dwie powieści mistrza rosyjskiej fantastyki, przeznaczone dla czytelnika w każdym wieku, wzruszają, bawią, przenoszą nas w niezwykłą i groźną rzeczywistość obcej planety, na której rozbija się ziemski statek badawczy. Wielka wyobraźnia Bułyczowa oszałamia, a akcja trzyma w napięciu dosłownie do ostatniego zdania.

Przełęcz. Osada — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Przełęcz. Osada», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Rozejrzała się zdezorientowana dokoła i zobaczyła ślad na śniegu, biegnący w dół ku skale, ślad taki, jakby ktoś ciągnął po ziemi coś ciężkiego. Od razu wyobraziła sobie coś straszliwego, że to zwierzę zostawiające beczkowate tropy, ciągnie obu mężczyzn. A winno temu było tylko ona, bo pobiegła ratować kozę i zapomniała o ludziach, o chorych ludziach w śnieżnej pustyni, czego robić nie wolno, nie wolno, nie wolno, I wszystko wyszło okropnie i głupio, bo nie dopędziła Dicka i nie znalazła kozy, tylko przestraszyła się samotności wśród dzikich skał, zlękła się, że nie znajdzie drogi powrotnej do obozowiska, zlękła się o Tomasza i Olega, którzy zostali sami i bezbronni, popędziła z powrotem, ale spóźniła się, spóźniła.

Marianna ruszyła wolniutko w dół, pociągając nosem i powtarzając płaczliwie:

— Mamusiu, mamusiuuu…

Na śniegu nie wiadomo czemu leżał postronek. Oleg się rozwiązał?

Obeszła szary głaz i zobaczyła, że na krawędzi urwiska leży związany Oleg, a Tomasza nigdzie nie ma.

— Oleg! Oleg! — krzyknęła. — Żyjesz?

Oleg nie odpowiedział. Spał. Ludzie zawsze zasypiają, kiedy kończy się atak. Był sam, ale ślad, jaki zostawiło jego ciało, ciągnął się dalej, ku urwisku i kiedy Marianna spojrzała w dół — zobaczyła, że tam, niedaleko, o jakieś pięć metrów niżej, leży Tomasz. Tomasz leżał w spokojnej, jakby nawet rozluźnionej pozie i dlatego dziewczyna nie od razu zrozumiała, że Tomasz już nie żyje. Pojęła to dopiero wtedy, kiedy pospiesznie zeszła na dół i długo tarmosiła go, starając się obudzić. Zrozumiała, że Tomasz spadł ze skały i zabił się. Oleg, który ocknął się, usłyszał dobiegający z dołu hałas i lamenty Marianny, zapytał:

— Marianna, co się stało?

Zupełnie nie pamiętał, jak zepchnął Tomasza w dół, chociaż potem, według śladów i urywkowych majaczeń Olega, zdołali sobie odtworzyć całą sytuację, zrozumieć, co się wydarzyło, i domyślić się, dlaczego umarł.

* * *

Dick wrócił do obozowiska po dalszych dwóch godzinach. Nie dopędził kozy i stracił jej trop na wielkim piarżysku. W drodze powrotnej napotkał ślady wielkiego nieznanego zwierzęcia i ruszył za nim. Postanowił ustrzelić zwierzynę, bo uznał, że kiedy przyjdzie do obozu z łupem, to będzie mógł powiedzieć, że umyślnie zostawił kozę w spokoju, żeby zrobić przyjemność Mariannie. I święcie uwierzył w to, że zrobiło mu się żal Marianny, bo nie znosił żadnych niepowodzeń.

Kiedy dowiedział się, co zaszło w obozie pod jego nieobecność, zachował się o wiele trzeźwiej i spokojniej niż pozostali. Powiedział do Olega:

— Nie gadaj głupstw. Nie jesteś przecież smarkaczem! Nikogo nie zabiłeś i niczemu nie jesteś winien. Przecież nie wiedziałeś, że spychasz Tomasza. Powinieneś mu być wdzięczny, że się starał ciebie uratować na skale. Może nic nie zdążył zrobić i pewnie tak było, ale jednak chciał cię uratować. Może nawet dobrze się stało, bo Tomasz był bardzo chory i mógł w każdej chwili umrzeć, a chciał iść na przełęcz. Trzeba by go nieść i przez to wszyscy by zginęli. Nikt nie doszedłby do przełęczy i nikt by nie wrócił.

— Chcesz uspokoić Olega — powiedziała zapłakana Marianna. Chcesz uspokoić Olega, a winni jesteśmy my oboje. Zostawiliśmy ich na pastwę losu. Gdybyśmy nie polecieli za kozą, Tomasz by żył.

— Racja — odparł Dick. — Nie powinnaś lecieć za mną. To była głupota. Kobieca głupota.

— Czyżbyś nie miał sobie nic do zarzucenia? — zapytała Marianna.

Tomasz leżał między nimi z kocem zaciągniętym na twarz i jakby uczestniczył w tej rozmowie.

— Nie wiem — powiedział Dick. — Poszedłem za kozą dlatego, że potrzebujemy mięsa. Potrzebujemy go, żeby dojść. Wszyscy go potrzebujemy. Ja najmniej, bo jestem z was najsilniejszy.

— Nie chcę więcej z nim rozmawiać — zatkała Marianna. — On jest zimny jak ten śnieg.

— Chcę być sprawiedliwy — powiedział Dick. — Lamenty i narzekania nic już nie zmienią. Tracimy czas. Południe już dawno minęło.

— Oleg jest jeszcze za słaby, żeby iść — odpowiedziała Marianna.

— Nie jest tak źle — odezwał się Oleg. — Mogę ruszać. Trzeba tylko wziąć od Tomasza mapę i licznik promieniotwórczości. Mówił mi, że jeśli coś mu się stanie, trzeba wziąć te rzeczy.

— Nie trzeba — powiedział Dick.

— Dlaczego?

— Dlatego, że wracamy — powiedział Dick spokojnie.

— Ty tak postanowiłeś? — zapytał Oleg.

— To jedyna doga ratunku. Pojutrze będziemy w lesie, a tam coś upoluję. Doprowadzę was do wioski, obiecuję.

— Nie — odparł Oleg. — Idziemy dalej.

— Głupio gadasz — powiedział Dick. — Teraz nie mamy szansy na pokonanie przełęczy.

— Mamy mapę.

— Dlaczego jej wierzysz? Mapa jest stara. Wszystko mogło się zmienić. I nikt nie wie, jak długo trzeba jeszcze iść o głodzie po tym nagim śniegu.

— Tomasz powiedział, że szliśmy bardzo szybko, że został nam jeszcze tylko dzień drogi.

— Tomasz się mylił. Chciał tam dojść i dlatego mógł nas oszukiwać.

— Tomasz nas nie oszukiwał. Powiedział, że tam jest dużo jedzenia i że będziemy uratowani.

— On chciał w to wierzyć, ale był chory i nie bardzo rozumiał, co mówi. A ja wiem dobrze. Jestem pewien, że przeżyjemy tylko wtedy, kiedy zawrócimy.

— Ja pójdę na przełęcz — powiedział Oleg. Powiedział to patrząc na ciało przykryte kocem, jakby zwracał się do Tomasza, obiecywał mu pójść i dojść.

— Ja też pójdę — powiedziała Marianna. — Czy ty tego nie rozumiesz.

— Marianna! — wykrzyknął Dick i rąbnął pięścią w kamień. — Mogę jeszcze zrozumieć Olega, któremu Stary zawrócił w głowie. Zawsze mu powtarzał, że jest mądrzejszy i lepszy od nas, że jest niezwykły. On nie mógł być lepszy od nas w wiosce i w lesie. Zawsze nam ustępował, nawet tobie. Jemu ta bajka o przełęczy i gadanina o dzikusach, którymi nie mamy prawa się stać, jest bardzo potrzebna. A ja nie czuję się dzikusem. Nie jestem głupszy od niego. Jeśli Oleg jest tak pewien swego, to niech idzie sam. A ciebie nie puszczę i zabiorę na dół.

— Idiota! — wrzasnęła Marianna. Wysłała nas wioska. Czekają na nas i bardzo liczą, że nam się uda.

– Żywi przyniesiemy więcej pożytku.

— Idziemy — powiedział Oleg i wyciągnął rękę w stronę koca, żeby wyjąć spod niego mapę i licznik. Potem powiedział wolno: — Wybacz, Tomaszu, że przeze mnie nie doszedłeś. Wybacz, że zabieram ci cenne przedmioty i — odrzucił koc. Tomasz leżał z zamkniętymi oczami, twarz mu zbielała, a wargi zapadły się. Oleg nie potrafił zmusić się do dotknięcia zimnego ciała.

— Poczekaj, ja sama — powiedziała Marianna, — Poczekaj…

Dick wstał, podszedł do skały, podniósł z ziemi manierkę, odkręcił ją i wylot resztkę koniaku na śnieg. Ostry, nieznajomy zapach zawisł w mroźnym powietrzu. Po chwili Dick zakręcił pokrywkę i przewiesił manierkę przez ramię. Nikt nie odezwał się nawet słowem. Marianna podała Olegowi złożoną we czworo mapę i licznik promieniotwórczości, a potem jeszcze nóż Tomasza.

— Nie damy rady go zakopać — powiedział Dick. — Trzeba zanieść go pod skałę i przysypać kamieniami.

— Nie! — powiedział Oleg.

Dick uniósł w zdumieniu brwi.

— A co proponujesz?

Głupio byłoby mu odpowiedzieć, że na Tomasza nie wolno rzucać kamieni. Przecież Tomaszowi to teraz całkiem obojętne — jest martwy.

Wszystko zrobił Dick. Oleg z Marianną tylko trochę mu pomogli, O niczym więcej już nie rozmawiali. Oleg i Marianna w milczeniu przygotowali się do drogi, zarzucili na plecy całkiem lekkie worki — nawet drzewa zostało najwyżej na dwa ogniska — rozdzielili na trzy części skrawki wędzonego mięsa, a potem Marianna odniosła Dickowi jego porcję. Dick bez słowa wsunął mięso do kieszeni. Potem Marianna i Oleg wstali i nie oglądając się ruszyli w górę, ku przełęczy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Przełęcz. Osada»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Przełęcz. Osada» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Przełęcz. Osada»

Обсуждение, отзывы о книге «Przełęcz. Osada» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x