Kirył Bułyczow - Żuraw w garści
Здесь есть возможность читать онлайн «Kirył Bułyczow - Żuraw w garści» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1977, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Żuraw w garści
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1977
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Żuraw w garści: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Żuraw w garści»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Żuraw w garści — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Żuraw w garści», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Spokojnie… — powiedział gajowy. Wyjął z kieszeni mały nabój, nabił ponownie broń i dopiero wtedy, nakazawszy mi gestem ręki pozostanie na miejscu, wyciągnął zza cholewy nóż i wszedł między krzewy.
Teraz to był zupełnie inny, właściwie już trzeci człowiek. Pierwszego — ciężkawego, starzejącego się mężczyznę zobaczyłem na targu w mieście. Drugi — poczciwy, gospodarny i silny został w domu z Maszą. A trzeci okazał się szczupły, zwinny i szybki. Strzelał ten trzeci.
— Kola — zawołał z zarośli. — Chodź tutaj. Zobacz, kogo utłukłem.
Przygniatając swym ciężarem długie łodygi traw leżało na ziemi wielkie, szare zwierzę. Miało nieprawdopodobnie długie nogi, zbyt cienkie jak na swój masywny kadłub, i spiczastą jak u charta, lecz znacznie cięższą, niemal krokodylą paszczękę z wyszczerzonymi kłami.
— Już skończył — powiedział leśnik. — Mieliśmy szczęście, że padł od pierwszego strzału. To paskudztwo jest bardzo żywotne.
— Co to za zwierzę?
— Niekul. One podobno były kiedyś oswojone, jak psy. Później zdziczały, kiedy Sukry zrujnowały pasterzy. Teraz niekule są gorsze od wilków. Znają człowieka i nie lubią go. Polują na ludzi. — Mówiąc to łamał gałęzie i przykrywał nimi ciało zwierzęcia. — Powiem swoim, to później zabiorą. Gdzieś w pobliżu jest legowisko, jeden się już na mnie rzucał, większy od tego.
— Chodzą w pojedynkę?
— Tylko zimą zbierają się w stada… Nie bój się.
Ścieżka wiła się między rzadko stojącymi ostrolistnymi drzewami, potem ominęła rozległą nizinkę porośniętą czerwonawymi cierniami. Spoza nich wyłaniały się końce opalonych belek.
— Tu dawniej mieszkali — powiedział Siergiej Iwanowicz. — No więc jestem człowiekiem, można powiedzieć, zupełnie zwyczajnym. Nie udało się zdobyć wykształcenia, ale za to niejedno się widziało. Przeszedłem całą wojnę, byłem w różnych krajach i rozmaicie życie się toczyło. Więc nie spiesz się z potępianiem mnie. Wydaje ci się, że nie ma nic prostszego: zobaczyłeś dziurę w lesie, za nią coś zupełnie innego, no to leć, powiedz, komu trzeba, mądrzy ludzie dojdą, co i jak. Ale to nie takie proste…
Zeszliśmy do płytkiego jaru, którego dnem płynął wąski strumyczek. Na jego przeciwległy brzeg prowadził prowizoryczny mostek zbity z dwóch pni.
— Deszczu dawno nie było — powiedział leśnik tonem, jakim mówi się o suszy u siebie w domu, we własnej wsi. — Najpierw sam chciałem się zorientować, o co tu chodzi. Przecież nie jestem w mieście, gdzie wystarczy zaczepić pierwszego milicjanta. A więc musiałbym jechać do powiatu, trzydzieści pięć kilometrów drogi, a tam dopiero łazić po różnych biurach, obijać progi. A jak nie uwierzą? Sam bym nie uwierzył, a śmiechu się boję. Dlatego to w ogóle odłożyłem. Zobaczysz dlaczego. Może zrozumiesz. Teraz twoja kolej i ty będziesz musiał zdecydować. Tylko najpierw się przyjrzyj, rozgryź wszystko, a dopiero potem decyduj. Podejrzewam, że to nie jest Ziemia. Rozumiesz? Czego się gapisz, jak wół na malowane wrota?
— Dlaczego pan tak sądzi?
— Gwiazdy nie takie i doba krótsza. O godzinę, ale krótsza. Inne rzeczy się też nie zgadzają… Myśliwi jeszcze wtedy do mnie przyjeżdżali. Nie tyle polować, ile wódę chlać. Jeden wykładowca tam był z nimi, z powiatu, to sobie z nim teoretycznie porozmawiałem. O to go wypytuję, o tamto, ale o dziurze ani mru — mru. Mówię mu: „A gdyby tak i tak?” A on mi na to:,W twoich delirycznych majaczeniach, Siergieju, widziałeś równoległy świat. Jest taka teoria”. Sam pije jak gąbka, a ja, znaczy, mam białą gorączkę… Słuchaj, Mikołaju, słyszałeś coś o równoległych światach? Co nauka o nich mówi?
— Słyszałem. Nauka nic o nich nie mówi.
— Niby taka sama Ziemia, tylko że na niej wszystko jest trochę inaczej. I że takich światów może być nawet sto… Stop. Odejdź no na bok. W krzaki. Bo spłoszysz.
W tym miejscu ścieżka wychodziła na piaszczystą polną dróżkę. Rozległo się skrzypienie kół. Siergiej Iwanowicz wyszedł na drogę i gwizdnął. W odpowiedzi ktoś zawołał półgłosem: „Ej”. Skrzypienie kół ustało.
Żeby tylko jakiś niekul nie domyślił się, że tu stoję sam i bez broni! Gajowy nawet nie zdążyłby dobiec. Kora drzewa była czarna i szorstka. Złoty żuczek z długimi, wytwornie podkręconymi wąsikami zatrzymał się i zaczął nimi obmacywać mój palec, zagradzający mu drogę. Równoległy świat… Nie wiedzieć czemu, interesowała mnie nie tyle istota owego świata, o której będzie można mówić dopiero po pobieżnej chociażby z nim znajomości, ile dziura. Drzwi w bagnie. To jest fakt już w tej chwili oczywisty. Jakie to jest przejście? Czy tak krótkie, jak sam szałas, czy też nieskończenie długie? Skąd bierze się wrażenie upadku, nieprawdopodobnej szybkości? Kotara czy tunel biegnący w przestrzeni? Od natury tych drzwi zależy natura świata, w którym się znaleźliśmy. Jeśli przyjąć, że jest to świat równoległy, to nie ma sensu pytanie o jego lokalizację przestrzenią. Jeśli zaś jest to świat istniejący, powiedzmy, w naszej Galaktyce, to jakie musi być zakrzywienie przestrzeni? Nigdy nie sądziłem, że kiedykolwiek będę musiał sobie łamać głowę nad takimi rzeczami!
— Mikołaju — zawołał gajowy z drogi. — Chodź tutaj.
— Idę,
7
W kłębach kurzu unoszących się nad drogą niczym poranna mgła stała arba, zaprzężona w parę malutkich, wychudzonych do ostateczności nosorożców. Zwierzaki miały niezwykle wystające żebra, karki otarte przez jarzmo i kosmate nogi. Szara, psia sierść obłaziła kłakami. Nad nosorożcami krążyły ślepaki. Koło arby stał mężczyzna w workowatej odzieży z szarego zgrzebnego płótna. Był bosy. Na mój widok podniósł jedną rękę (w drugiej trzymał postronek przywiązany do pysków swojego zaprzęgu) i przyłożył ją do piersi. Rzadka bródka wyglądała jak narysowana przez niewprawnego dzieciaka. Zielone oczy patrzyły czujnie i podejrzliwie.
— Mój kumpel — przedstawił go leśnik. — : Nazywa się Zuj. Powiedziałem mu, że jesteś moim młodszym bratem. Nie obrazisz się?
Zuj przestąpił z nogi na nogę i coś powiedział.
— Mówi, że trzeba się spieszyć. Właź na wóz.
Plecak Siergieja Iwanowicza leżał na brudnej słomie wyściełającej dno arby. Wgramoliłem się do środka i usiadłem na podwiniętych nogach. Nosorożce machały miarowo ogonami, odpędzając ślepaki.
Arba wlokła się niemiłosiernie, porywy wiatru pędziły kurz na nas i wtedy wszystko zniknęło w żółtej mgle. Przejeżdżaliśmy obok nędznego, byle jak uprawionego pola. Na horyzoncie wznosił się słup czarnego dymu.
— Co to? — zapytałem, ale Siergiej Iwanowicz był pochłonięty rozmową z Zujem i nie usłyszał.
Było w tym wszystkim coś z dręczącego koszmaru, kiedy człowiek doskonale rozumie, że śpi, ale nie może się otrząsnąć, oprzytomnieć, i nawet w końcu zaczyna go interesować, jak rozwinie się ta idiotyczna fabuła. W dole, wyłaniając się z kurzu, kołysały się szare grzbiety nosorożców…
— Zuj mówi, że wczoraj Sukry szukały mnie — powiedział gajowy rozgniatając papierosa.
— Sukry? — Już po raz wtóry usłyszałem to słowo.
— Tutejsi strażnicy.
— Czego oni pilnują?
— Potem ci opowiem. Wiedz, Mikołaju, że dla nich wszystkich ja mieszkam za lasem. Niby tam jest inny kraj, do którego nie wolno wchodzić. O drzwiach oczywiście nic nie wiedzą. Nie chciałbym, żeby któryś z Sukrów do nas trafił. Pamiętasz, jak Masza na targu się przestraszyła? Pomyślała z początku, że jesteś stąd.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Żuraw w garści»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Żuraw w garści» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Żuraw w garści» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.