Nagle wszystko się uspokoiło i był w środku. Widok wnętrza komety jak zawsze przyprawiał go o zawrót głowy. Wkrótce po ukończeniu pierwszych prac wydrążoną skorupę napełniono ruchomą maszynerią — wielkim zagnieżdżonym mechanizmem zegarowym pędzących kół, najbardziej przypominającym fantastycznie skomplikowaną sferę armilarną.
Clavain spoglądał na militarną twierdzę swego ludu — na Matczyne Gniazdo.
Zbudowano je z pięciu warstw. Cztery wewnętrzne zaprojektowano tak, by symulowały ciążenie wzrastające skokowo o pół g. Każda warstwa składała się z trzech pierścieni o niemal równych średnicach; płaszczyzna każdego pierścienia odchylała się o sześćdziesiąt stopni od płaszczyzny swego sąsiada. W dwóch węzłach trzy pierścienie przechodziły obok siebie i zanurzały się w sześciokątnej konstrukcji. Konstrukcje te wykorzystywano do transportu między pierścieniami, umieszczono tam również sterowniki całej warstwy mechanizmów. Każdy pierścień wślizgiwał się przez szczeliny w konstrukcjach węzłowych, utrzymywany przez beztarciowe pola magnetyczne. Same pierścienie wyglądały jak ciemne taśmy usiane miriadami okienek i gdzieniegdzie większymi oświetlonymi przestrzeniami.
Najbardziej zewnętrzna trójka pierścieni miała średnicę dziesięciu kilometrów i generowała ciążenie dwóch g. W odległości kilometra ku ich centrum obracała się mniejsza trójca pierścieni, symulując półtora g. Dalszy kilometr ku środkowi układu zajmowała trójca z ciążeniem jednego g, złożona z najgrubszych i najgęściej zaludnionych pierścieni; to tu głównie spędzali czas Hybrydowcy. W tej trójcy była zagnieżdżona trójca z połową g, otaczająca z kolei nieruchomą centralną kulę. Kulę — rdzeń z zerowym ciążeniem, uszczelnioną bańkę o średnicy trzech kilometrów, napakowaną zielenią, lampami słonecznymi i rozmaitymi niszami — mikrohabitatami. Właśnie tam bawiły się dzieci i tam starsi Hybrydowcy przychodzili, by umrzeć. W tym miejscu większość czasu spędzała Felka.
„Nocny Cień” wyhamował i zatrzymał się względem najbardziej zewnętrznej trójcy. Z wirujących pierścieni wyłaniały się już pojazdy obsługujące. Clavain czuł wstrząsy, gdy holowniki przypinały się do kadłuba „Nocnego Cienia”. Kiedy już zejdzie z pokładu, jego statek zostanie odholowany do stoczni, na ścianach komory. Stało tam już wiele statków — wydłużone, czarne sylwetki, zaczepione w labiryncie maszyn wspomagających i systemów naprawczych, przeważnie mniejsze od statku Clavaina. Nie było tam pojazdów naprawdę dużych.
Clavain opuścił statek jak zwykle z lekkim niepokojem, że nie wykonał należycie zadania. Minęło wiele lat, zanim sobie uświadomił, skąd się bierze takie poczucie: powodowało je zachowanie bliźnich Hybrydowców. Opuszczali statek, nic do siebie nie mówiąc, choć czasami spędzali razem miesiące w niebezpiecznej misji.
Zrobotyzowany prom zabrał go z jednej z kadłubowych śluz. Prom był pionowym pudłem z dużymi oknami, przycupniętym na prostopadłościennej podstawie z mnóstwem rakiet i wirnikowych dmuchaw. Clavain wsiadł, obserwując, jak z sąsiedniej śluzy odlatuje większy prom. Zobaczył w nim Remontoire’a z dwoma innymi Hybrydowcami i więźniem z okrętu Demarchistów. Świnię, bezwładnego i nie stawiającego oporu, można było z daleka wziąć za więźnia — człowieka. Przez chwilę Clavain sądził, że świnia wykazuje chęć współpracy, ale nie rozpoznał błysku korony pacyfikacyjnej owiniętej wokół czaszki więźnia.
Świnię przetrałowali w drodze powrotnej do Matczynego Gniazda, ale nie dowiedzieli się nic szczególnego. Wspomnienia świni zostały silnie zablokowane — nie na modłę Hybrydowców, lecz prymitywnie, na czarnym rynku. Tę praktykę, powszechną wśród kryminalnego podziemia Chasm City, stosowano po to, by do obciążających wspomnień nie dotarli ferrisvillscy stróże prawa: syreny, kosy, drylerzy czy wywabiacze. Clavain nie wątpił, że blokady te można rozmontować przy użyciu technik śledczych, którymi dysponowało Matczyne Gniazdo. Jednak dotychczas dowiedział się tylko, że wpadł im w ręce drobny świni-przestępca ze skłonnościami do gwałtu, prawdopodobnie związany z większymi świńskimi gangami, operującymi w obszarze wokół Yellowstone i Pasa Złomu. Gdy złapali go Demarchiści, świnia nie robił nic godnego pochwały, ale świnie często łamały prawo.
Clavain nie miał do hiperświń jakiegoś szczególnego stosunku emocjonalnego. Spotkał ich wiele i wiedział, że mają równie złożoną moralność jak ludzie, którym w założeniu miały służyć, i że każdą świnię należy osądzać indywidualnie. Świnia z przemysłowego księżyca Ganeśa trzykrotnie ocaliła mu życie podczas kryzysu kordonowego Siva — Parwati w 2358 roku. Dwadzieścia lat później na księżycu Irravela, krążącym wokół Fand, grupa świń — zbójów pojmała jako zakładników ośmiu żołnierzy Clavaina, a kiedy ci odmówili ujawnienia sekretów Hybrydowców, porywacze zjedli ich żywcem. Tylko jeden z Hybrydowców uciekł, a Clavain przyswoił sobie jego bolesne wspomnienia. Nosił je teraz w sobie, ukryte w najbardziej zamkniętej partycji umysłu, by nie mogły zostać przypadkowo odblokowane. Ale nawet te wydarzenia nie wywołały u niego nienawiści do świń jako gatunku.
Nie był pewien, czy to samo dotyczyło Remontoire’a. Głęboko w przeszłości Remontoire’a tkwiły jeszcze straszliwsze i dłuższe epizody: został wzięty do niewoli przez świńskiego pirata Siódemkę. Siódemka był jednym z najwcześniejszych hiperświń i jego umysł pokrywały psychotyczne blizny wadliwych ulepszeń neurogenetycznych. Schwytał Remontoire’a i izolował go od umysłowej wspólnoty innych Hybrydowców. Już samo to było wystarczającą torturą, ale Siódemka nie omieszkał zastosować innych, starszych rodzajów tortur i robił to wprawnie.
W końcu Remontoire uciekł, a świnia umarł. Clavain wiedział jednak, że jego przyjaciel nadal nosi w umyśle głębokie rany, które od czasu do czasu dawały o sobie znać. Clavain obserwował bardzo uważnie Remontoire’a, gdy ten wstępnie trałował świnię. Miał pełną świadomość, że sama ta procedura może łatwo stać się rodzajem tortury. I choć Remontoire nie zrobił absolutnie nic niewłaściwego — w istocie swoje śledztwo prowadził niemal delikatnie — Clavain miał złe przeczucia.
Patrzył na oddalający się prom z przekonaniem, że jeszcze usłyszy coś o świni i że konsekwencje schwytania świni jeszcze go dosięgną. Potem zganił się za te głupstwa. Przecież to tylko świnia.
Wydał neuralne polecenie prostej podosobie promu: nastąpił wstrząs, oddzielili się od ciemnego, wielorybiego kadłuba „Nocnego Cienia”. Prom pośpiesznie zwoził go do wnętrza. Mknęli przez wielki pędzący mechanizm wirówkowych pierścieni ku zielonemu sercu bezgrawitacyjnego rdzenia.
Tę twierdzę — Matczyne Gniazdo — zbudowano dopiero niedawno. Zawsze istniał pewien rodzaj Matczynego Gniazda, lecz we wczesnych fazach wojny było to tylko największe z wielu zakamuflowanych obozowisk. Dwie trzecie Hybrydowców mieszkały w mniejszych bazach rozsianych po całym układzie. Wiązały się z tym specyficzne problemy. Godziny świetlne rozdzielały poszczególne grupy i linie komunikacyjne między nimi były narażone na podsłuch. Nie można było rozwinąć strategii w czasie rzeczywistym, stan umysłu grupowego też nie dał się rozciągnąć na parę gniazd. Hybrydowcy, rozczłonkowani i nerwowi, podjęli decyzję wchłonięcia mniejszych gniazd w jedno wielkie Matczyne Gniazdo, mając nadzieję, że korzyść z centralizacji przeważy niebezpieczeństwa z nią związane.
Z perspektywy czasu decyzję należało ocenić jako ogromny sukces.
Читать дальше