— Zgadzam się z tobą. Mnie też to niepokoi.
— Cudnie, że sobie z tego zdajesz sprawę. Czy nie należałoby jednak energiczniej przeciwdziałać potęgowaniu się tego… afektu?
Udała, iż nie dostrzega ironii.
— Robię, co mogę… Ale to nie takie proste, jak ci się zdaje. Dlatego też, proszę cię, unikaj takich… „ozdobników” jak przed chwilą. On nie rozumie, że to żarty. Wszystko bierze dosłownie. Staram się, aby mnie traktował jak zwykłego człowieka. Aby zrozumiał, że tak jest. Proszę cię, pomagaj mi w tym, a nie przeszkadzaj!
— Zastosuję się w pełni do twych światłych zaleceń! — zaśmiał się i skinął dłonią na pożegnanie.
— A więc za godzinę wracam.
— Powiedzmy; za półtorej, jeśli łaska…
— Dobrze. Za półtorej godziny.
Balicz otworzył drzwi do sali lekcyjnej i wszedł. Zakonnik siedział w fotelu i szeptał słowa modlitwy.
— Ciemno tu trochę — zauważył od progu lekarz. — A ja chciałbym ci pokazać pewien dokument.
— Jeśli trzeba, panie… — Münch sięgnął do przełącznika i rozjaśnił ściany.
Balicz usiadł obok niego w fotelu, otworzył płaską teczkę i wyjął z niej oprawiony w przezroczysty plastyk arkusz pergaminu.
— Co ty na to? Powiedz, bracie Modeście! — zapytał podając arkusz zakonnikowi.
Münch chwilę przyglądał się pergaminowi, potem położył ostrożnie na pulpicie i przeżegnał się.
— To heretycki list, panie. Albo i nawet… układ z szatanem, odwrotnym pismem pisany…
Kto nieświadomy — nie odczyta. Trzeba lustra.
— Wiem— skinął głową Balicz. Sięgnął do teczki i wyjął fotokopię dokumentu. — To rzeczywiście cyrograf. Masz tu odwróconą odbitkę. Data wskazuje, że był on sporządzony w 1639 roku. Przeprowadzona analiza potwierdza tę datę. Dokument pochodzi z nieco późniejszego niż „twój” okresu, ale to nie ma znaczenia w kwestii, o którą mi chodzi. Czy ty, jako fachowiec od tych spraw, jesteś pewny, że to prawdziwa umowa z diabłem?
Münch z uwagą przyjrzał się odbitce i przezwyciężając odrazę sięgnął po pergamin.
Długo, skrupulatnie porównywał oryginał z kopią, odcyfrowywał podpisy.
— Prawdziwy— odrzekł z najwyższą powagą. — Tu, na końcu napisano: „Jako zawarowane zostało w umowie niniejszej, będzie on, niżej podpisany Joachim von Gruenstein przez trzydzieści pięć roków szczęśliwie żył na ziemi wśród ludzi, a zatem przybędzie do nas, aby z nami pospołu Boga przeklinać”. A jeszcze niżej: „W piekle na diabelskiej radzie zatwierdzono”. I podpisy: Belzebub, Lucyfer, Astharoth…
A tu widzisz, panie — wskazał palcem — potwierdzenie. Własną ręką Joachima Gruensteina dokonane. Że służyć będzie Lucyferowi przez całe życie, po wsze czasy…
— Widziałeś, Mod, w twoich czasach podobne cyrografy?
— Widziałem. Dwa razy. Rzadko się zdarza. Nie z każdym Szatan umowę spisuje.
Niewielu pisać potrafi… A nawet jak potrafi… nie zawsze spisuje. Jakiś możniejszy pan… albo alchemik… A i to trudno znaleźć. Ten, co duszę diabłu zaprzeda, nie chce ukazać dowodu.
— Skąd więc w posiadaniu sądu inkwizycyjnego mogły znaleźć się takie dokumenty?
Münch uśmiechnął się pobłażliwie.
— Nie wiesz, panie? Są sposoby. Kto świadom, to wie… Czasem wśród ksiąg i listów się znajdzie. Czasem ukryte… w tajnym schowku. Szukać trzeba… Albo i instygator przyniesie…
Jako dowód, że prawdę mówi.
— Kto?
— Instygator! Ten, co oskarżeniem proces wznieca.
— Aha. Ale skąd taki dokument w rękach oskarżyciela?
— Różnie bywa. Czasem przypadkiem znajdzie… Czasem i wykradnie wszetecznikowi…
— Czy były przypadki, że oskarżony wskazał sam miejsce ukrycia cyrografu? Czy możesz podać jakiś przykład?
Modest zastanawiał się chwilę — Nie. Nie przypominam sobie. Ale zdarzało się… czasem. Rzadko… ale zdarzało.
Słyszałem…
— W jaki sposób sprawdzałeś, czy taki cyrograf nie jest sfałszowany? Przecież podpis oskarżonego mógł być podrobiony?
— Ja widziałem prawdziwy— zaakcentował, patrząc z napięciem w oczy Balicza. — Henryk von Bulendorf podpisywał. Sam się w końcu przyznał.
— W końcu… — powtórzył Balicz.
Münch nie zauważył ironii w jego głosie.
— Długo zaprzeczał. Zatwardziałym był wielce. Ale w końcu wyznał… Wszystko! Jak to spotkał się z wysłannikiem samego księcia piekieł… Jak mu ten dziesięć tysięcy funtów złota i długie życie przyobiecywał… Część tego złota znaleziono.
— A czy nigdy ci nie przyszło do głowy, że dowody takie mogły być celowo, sztucznie spreparowane przez tych, którym zależało na śmierci oskarżonego? W celu zagarnięcia jego majątku, albo i zemsty osobistej? Tego Henryka kto oskarżył?
Niepokój pojawił się w oczach mnicha.
— Kto? — powtórzył retorycznie. — Imię instygatora tajemnicą przysięgi świętej otoczone…
— I cyrograf też przekazano pod warunkiem zachowania tajemnicy, kto go dostarczył?
— Tak, panie.
— Ale ty wiedziałeś, kto był właściwym oskarżycielem?
— Wiedziałem… Osoba… ze wszech miar zaufania godna.
— Rzeczywiście! — zaśmiał się sarkastycznie Balicz.
Oczy Müncha napełnił strach.
— Panie… dlaczego… śmiejesz się? Ty myślisz, że ja… kłamię?… Ale ja prawdę mówię.
— Chcesz mi wmówić, że każdy donos był prawdziwy? Że nie fałszowano dowodów?!
— Czasem… było i tak… Wiele zła w człowieku… Nawet czasem wśród tych, którzy Bogu służbę ślubowali… Ale najwięcej wśród pospólstwa bywało….Z chciwości… albo z zawiści.
Nieraz takiego fałszywego donosiciela sądom przekazywałem. Wierz mi jednak, panie, kiedym czarownicę pytał, zawsze dojść mogłem… kto, ona prawdziwie.
— W jaki sposób?
— Są różne sposoby… Spisano je też… w księgach… ojciec Alfonso de Spina w Twierdzy wiary, Joan Beaudin w Demonomanii czarownic, Jakub Sprenger… Jan Nieder… UIryk Molitor…
— Młot na czarownice.
— Tak, panie. Słyszę, że znasz tę księgę. Przez profesorów i doktorów, ojców naszego zakonu, pisana…
— Więc twierdzisz, że ten dokument — Balicz wskazał na pergamin wracając do tematu — jest rzeczywiście umową z Szatanem?
— Tak, panie. Sam mówisz, że tyle lat liczy… Dziwi cię, że tego plugastwa razem z owym czarownikiem nie spalono? Ale widać zostawiono w aktach… jako dowód i ostrzeżenie… dla innych.
— Możliwe. Nie o to jednak chodzi. Ten dokument spisany został na pergaminie, z którego wywabiono dawny tekst. Z wyjątkiem podpisu Joachima von Gruensteina.
Balicz sięgnął do teczki i wydobył dwa zdjęcia.
— Przyjrzyj się— podał zdjęcia zakonnikowi. — Są sposoby umożliwiające odczytanie zatartych napisów. Tu masz oba pisma, jedno na drugim. A tu samo tylko pismo pierwotne.
Podpis pozostał nienaruszony. Dlatego też nie jest odwrócony. Przyjrzyj się temu, co było napisane przed zatarciem tekstu, jest to list Gruensteina skierowany do…
— To diabelska sztuczka! — zawołał Münch zrywając się gwałtownie z fotela.
Zdjęcia upadły na podłogę.
Balicz pochylił się. Podniósł odbitki, potem podszedł wolno do zakonnika i ujął go za ramię.
— Uspokój się. Możesz mi wierzyć, że w sposobie sporządzenia tych odbitek nie ma niczego cudownego ani tym bardziej diabelskiego, i Münch trochę się zmieszał, lecz nie zamierzał zrezygnować.
— Szatan mógł specjalnie użyć listu do przeora…
Читать дальше