W ciągu tygodnia pani Winters zajmowała się szyciem i oglądaniem seriali. Czasami grała z przyjaciółmi w brydża. Poza domem nigdy nie pracowała. Jej praca to mąż i dzieci. Była troskliwą i cierpliwą matką, która bardzo dbała o swoje potomstwo i niezmordowanie przez lata ich dorastania kierowała ich rozlicznymi zajęciami.
W szkole średniej Yernon uprawiał wszelkie sporty: football i koszykówkę dlatego, że tego od niego oczekiwano; baseball — bo lubił. We wszystkich dziedzinach sportu był ponadprzeciętny. — Aktywność jest bardzo ważna, zwłaszcza sportowa — często mawiał do niego z aprobatą bankier Winters. — Uczelnie bardziej na to zwracają uwagę, aniżeli na stopnie. — Jedyna poważna decyzja, jaką Yernon musiał podjąć w pierwszych osiemnastu latach swego życia, to wybór którejś z wojskowych uczelni. (Pan Winters, jako człowiek przewidujący, gotów był Yernonowi zapewnić wstęp na każdą z akademii. Mocno nalegał na Yernona, by na wszelki wypadek pomyślał o zgłoszeniu swej kandydatury na wszystkie trzy). W pierwszych latach szkoły średniej Yernon poddał się testowi uzdolnień szkolnych (SAT) i osiągnął tak wysoki wynik, że było oczywiste, iż będzie mógł sobie pozwolić na wybór tej, która mu się podoba. Zdecydował się na Annapolis, a o powody go nie pytano. Gdyby zapytano, odpowiedziałby, że po prostu podoba się sobie w mundurze Marynarki.
Lata młodzieńcze Yernona upłynęły wybitnie spokojnie, zwłaszcza jeżeli zważyć, że przypadły na czas wielkiego społecznego zamętu w Stanach. Rodzina Wintersów catymi godzinami modliła się wspólnie po zabójstwie Kennedy’ego, martwiła się o miejscowych chłopaków, którzy byli na wojnie w Wietnamie, niepokoiła się, kiedy trzech wyróżniających się w szkole uczniów klas starszych odmówiło obcięcia włosów, za co zostali wyrzuceni ze szkoły. Uczęszczała także na kościelne mityngi protestując przeciw klęsce marihuany. Te wszystkie niepokoje nie zakłócały jednak harmonii codziennego życia rodziny Wintersów. Muzyka Beatlesów i Rolling Stonesów przenikała do ich tradycyjnej kultury. Na gramofonie stereofonicznym Yernona puszczano nawet niektóre protestsongi Boba Dylana i Joan Baez. Jednak ani Yernon, ani jego siostra Linda nie zwracali większej uwagi na tekst.
Wiedli beztroskie życie. Najbliżsi przyjaciele Yernona pochodzili z rodzin takich samych jak jego. Matki nie pracowały, ojcowie byli bankierami, prawnikami czy biznesmenami, w większości zwolennikami republikanów (do przyjęcia byli patriotycznie nastawieni demokraci) i żarliwie wierzyli w Boga, w kraj i całą tę litanię, która kończy się na szarlotce. Z Yernona był „dobry chłopak”, nawet
„wyjątkowy”, który najpierw zwrócił na siebie uwagę swoimi występami w dorocznych kościelnych widowiskach na Boże Narodzenie i Wielkanoc. Pastor ich kościoła gorąco wierzył, że misterium narodzin i ukrzyżowania Chrystusa w wykonaniu dzieci stanowiło skuteczny sposób na odrodzenie obywateli miasta. I nie mylił się. Widowiska Kościoła Prezbiteriańskiego w Columbus zaliczały się do corocznych miejscowych atrakcji. Gdy kościelna kongregacja i jej zwolennicy patrzyli, jak ich własne dzieci grają role Józefa, Marii, wreszcie Chrystusa, uczuciowo włączali się w przedstawiane zdarzenia, czego naprawdę nie można było osiągnąć w inny sposób.
Wielebny Pendleton miał dwie obsady do każdego z widowisk tak, by mogło w nich uczestniczyć więcej dzieci.
Niemniej gwiazdą zawsze był Yernon. Gdy miał jedenaście lat, po raz pierwszy zagrał Chrystusa w Wielkanocnym widowisku. Po czym na religijnej kolumnie miejscowej gazety pisano, że dźwigany przez niego krzyż męki „zawierał wszelkie ludzkie cierpienie”. Był Józefem na Boże Narodzenie i Jezusem na Wielkanoc przez cztery lata z rzędu, zanim nie wyrósł i tym samym przestał nadawać się do widowisk. Przez ostatnie dwa lata, gdy Yernon miał trzynaście, czternaście lat, rolę Dziewicy Marii w obsadzie
„A” grała córka pastora, Betty. Yernon i Betty dość często uczestniczyli we wspólnych próbach, a obie rodziny były zachwycone. Cała czwórka rodziców nie taiła, że ogólnie rzecz biorąc wyraziliby zgodę, gdyby — „zakładając, że tego życzy sobie Bóg” — przyjaźń Yernona i Betty ewentualnie dojrzała do czegoś bardziej trwałego.
Yernonowi spodobało się to zainteresowanie, jakim się cieszył z powodu widowisk. Mimo że Betty głęboko przeżywała jedynie religijne aspekty ich występów (szczerze oddawała się Bogu, bez chwiejności, we wszystkim), to jego radość po każdym przedstawieniu łaknęła pochwały i pomnażali ją dumni z niego rodzice. W szkole średniej, naturalną koleją rzeczy, zbliżył się do małych form teatralnych i co roku grał główną rolę w szkolnym przedstawieniu. Matka popierała to, mimo umiarkowanych sprzeciwów ojca. (— Poza tym, mój drogi — mawiała — nie sądzę, by ktoś naprawdę mógł pomyśleć, że Yernon jest zniewieściały, skoro uprawia aż trzy sporty), także dlatego, że sama pośrednio zbierała pochwały.
W lecie 1968 roku, tuż przed wstąpieniem do Annapolis, Yernon pracował przy kukurydzy u swojego wuja. W tym samym czasie, w odległym o niewiele ponad sto mil Chicago doszło do zamieszek podczas Konwencji Partii Demokratycznej. Yernon jednak spędzał letnie wieczory w Columbus, z Betty, rozmawiał z kumplami i pił korzenne piwo w „A nad W Drivein”. Państwo Winters od czasu do czasu grali z Yernonem i z Betty w minigolfa albo w kanastę. Byli zachwyceni i dumni, że mają „dobre, porządne dzieciaki”, które nie są ani hippisami, ani ofiarami narkomanii. Ogólnie rzecz biorąc ostatnie lato Yernona w Indianie było poukładane, przyzwoite i bardzo przyjemne.
W Annapolis był, jak należało oczekiwać, wzorowym studentem. Wytrwale studiował, przestrzegał regulaminów, uczył się tego, co przekazywali mu profesorowie i marzył, że zostanie komandorem na lotniskowcu albo na atomowym okręcie podwodnym. Nie licytował się z chłopcami z wielkiego miasta, którzy — jak na niego — sprawiali wrażenie za bardzo doświadczonych i zawsze czuł się nieswojo, gdy przypadkiem rozmawiali o seksie. Był dziewicem, czego się nie wstydził, ale i nie widział potrzeby, aby to rozgłaszać po całej Akademii Marynarki. Parę razy w miesiącu miał randki z Joanną Carr z Uniwersytetu Maryland, nic szczególnego, właściwie tylko wtedy, gdy wymagała tego sytuacja: po wieczorku zapoznawczym na wstępnym roku studiów, po którym spotkał się z nią i jeszcze kilka razy. Przez jeden weekend, gdy w Filadelfii odbywał się mecz armiamarynarka, była jego dziewczyną.
(Przez cały okres studiów Yernon przyjeżdżał do domu, do Indiany dwa razy do roku: w lecie i na Boże Narodzenie. Widywał się wtedy zawsze z Betty Pendleton, która skończyła szkołę średnią i rozpoczęła studia nauczycielskie na pobliskim stanowym uniwersytecie. Takie szczególne okazje jak rocznica ich pierwszego pocałunku albo Nowy Rok w jakimś sensie celebrowali ofiarowując sobie z Betty czułości: namiętne pocałunki i pieszczoty. Żadne z nich nigdy nie dążyło do zmiany tego utrwalonego na dobre stanu rzeczy.)
Vernon i Joanna stali się parą na weekend za sprawą innego aspiranta, najbliższego kolegi, jakiego Yernon miał w Marynarce, którego jeszcze nie całkiem można było nazwać przyjacielem, Duane’a Ellera i jego dziewczyny z Columbii, niezwykle hałaśliwej i energicznej Edith. Yernon nigdy nie spędzał zbyt wiele czasu w towarzystwie dziewczyn z Nowego Yorku, a Edith wydała mu się zupełnie nieznośna. Była zażarcie antynixonowska i antywietnamska, i niejako wbrew temu, że jej chłopak na weekendy miał zostać wojskowym, była także antymilitarna.
Plany na ten weekend były pierwotnie jak najbardziej przyzwoite, nawet jeżeli zważyć, że był rok 1970 i przypadkowy stosunek nie stanowił niezwykłego zjawiska na uniwersyteckim kampusie. Yernon i Duane zamieszkali razem w jednym hotelowym pokoju, a obie dziewczyny w drugim.
Читать дальше