Przygotowała roztwór i poleciła Dalii i Hortowi spryskiwać nim małą. Potem zdjęła rękawiczki, włożyła maskę z powrotem do sterylizatora i stanęła przy oknie. Sądziła, że jej nierozpoczęta kariera lekarska skończyła się już dawno temu, a tu nieoczekiwanie ma pierwszego i prawdopodobnie zarazem ostatniego pacjenta i musi szukać w pamięci świadomie zapomnianych terminów i danych, gorączkowo powtarzając sobie w myśli wszystko, co zrobiła, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie popełniła jakiegoś fatalnego błędu i czy nie pominęła jakichś istotnych czynności.
Na zewnątrz budynku tubylcy, którzy przynieśli Dabbi, a wraz z nimi Fornri, siedzieli na ziemi kołem zamyśleni, jakby się modlili. Żadnemu z nich nie drgnął nawet jeden mięsień. Zapadł już zmierzch i wuj Talithy, przechodząc z biura do kantyny, musiał ich okrążyć. Nie zwrócił uwagi na tubylców, ich zaś uwaga koncentrowała się na nieskończoności.
Talitha wróciła do swej pacjentki, ujęła rękę Dabbi i obserwowała jej małą, pokrytą wypiekami twarzyczkę. Spryskiwacze syczały nieprzerwanie, ale gorączka nie spadała. Wydawało się, że dziecko oddycha z większym trudem niż przedtem. Bez wątpienia spóźnili się, a jednak…
Całym sercem pragnęła, żeby to dziecko żyło.
Dotarło do niej jak objawienie, że ta mała istotka nie była na pół ludzkim stworzeniem z najmniej cywilizowanego ze światów. Należała do jednego, wielkiego świata dzieci — nigdzie przecież żadne chore dziecko niczym szczególnym nie różniło się od innych chorych dzieci.
Patrząc na udręczoną twarz Dalii, Talitha zaczęła nagle zastanawiać się, czy nie istnieje również jeden wielki świat ludzi.
W pokoju robiło się coraz ciemniej, więc Hort wstał i włączył oświetlenie, nastawiając je na niewielką jasność. Kiedy nadeszła noc, Dalię w końcu zmorzył sen i legła na podłodze obok łóżka. Na koniec Hort poszedł w jej ślady. Kiedy ostatecznie udało się opanować gorączkę, Talitha wyłączyła spryskiwacze i lekko okryła Dabbi. W dalszym ciągu czuwała, opuszczając swą pacjentkę tylko po to, żeby przejść się po pokoju, by nie zasnąć. Za każdym razem, gdy wyglądała przez okno, widziała, że tubylcy siedzą bez ruchu kołem, ledwo dostrzegalni w bladym świetle sączącym się z pokoju chorej.
O świcie, zdrzemnąwszy się na krześle, obudziła się nagle i zatrwożona pochyliła nad Dabbi. Oczy dziewczynki były otwarte. Oszołomiona, rozglądała się po pokoju, próbując usiąść.
Z krzykiem obudziła się Dalia, a Hort skoczył na równe nogi. Równocześnie otworzyły się drzwi i do pokoju wpadł Fornri. Wszyscy w napięciu obserwowali Talithę, która badała małą.
Opuchlizna na nodze jakimś cudem zmniejszyła się i dziecko już nie gorączkowało. Hort wykrzyknął z niedowierzaniem:
— A więc — wyzdrowieje!
Talitha z niepokojem patrzyła na kardiograf. W końcu odsunęła zestaw lekarski na bok. Dabbi usiadła, uśmiechnęła się, a Dalia pochyliła się nad nią i przytuliła do siebie. Fornri patrzył na nie rozpromieniony.
— Akcja jej serca jest nierówna. — Talitha rzekła cicho do Horta. — Zanim podałam jej lekarstwo, powinnam była coś poczytać. Połączenia lekarstw mogą być strasznie niebezpieczne. Czy ma pan jakiś komputer lekarski?
— W biurze — powiedział Hort — ale jest mały i nie ma w nim danych o mieszaniu antybiotyków. Proszę mi wierzyć, sprawdziłem wszystkie dostępne mi informacje co do joty. Sądziłem, że mogę ryzykować, bo i tak pacjenci byli skazani na śmierć. A co jest z jej sercem?
— Nie wiem — rzekła Talitha.
Czuła się zmęczona, tak nieprawdopodobnie zmęczona. Walczyła o życie dziecka, a teraz nie wiedziała, co robić, z trudem powstrzymując łzy.
— Tak czy inaczej, wezmę ten komputer — powiedziała. — Nie, nie, pójdę sama. Jeśli nie rozruszani się trochę, padnę.
Zwróciła się do Dalii.
— Niech będzie okryta, żeby się nie przeziębiła, chociaż właściwie nie mam pojęcia, jak to wygląda w przypadku tutejszych wirusów.
— Nikt tego nie wie — mruknął Hort.
Tubylcy już nie siedzieli kołem. Podnieceni zaglądali przez okna. Powłócząc nogami, Talitha poszła do budynku biurowego, znalazła komputer i zaczęła zadawać mu pytania. W końcu opadła na krzesło i zamknęła oczy. Być może pytania były zbyt skomplikowane jak na program tego komputera lub też mieszanie antybiotyków było tak dużym błędem w sztuce lekarskiej, że programista nie uważał za stosowne wspominać o tym.
Ukryła twarz w dłoniach i załkała bez łez — płakała z wyczerpania i bezsilności. Potem z nagłą determinacją wstała lodowato spokojna i ruszyła z powrotem do pokoju chorej. Gdy była już prawie u drzwi, usłyszała przeraźliwy krzyk Dalii.
Dalia klęczała przy łóżku z twarzą ukrytą w kocach i łkała. Fornri stał z opuszczoną głową. Kiedy Talitha wchodziła, Hort odwrócił się do niej z wyrazem bezbrzeżnego smutku na twarzy.
Talitha podbiegła do łóżka i pochyliła się nad Dabbi. Potem wyprostowała się, kiwając głową.
— To serce — powiedziała gorzko — lekarstwo ją zabiło.
Talitha i Aric Hort siedzieli przygnębieni naprzeciwko siebie przy stole w jadalni ambasady. W pobliżu pojawił się automatyczny kelner, ale nic z tego, co mógł im tego ranka zaoferować, nie wzbudziło ich zainteresowania.
W końcu Talitha wypaliła ze złością:
— Każde laboratorium biologiczne w parę godzin opracowałoby specyfik na te choroby. Reakcja Hona była równie gorzka.
— Niestety, nie mam ze sobą takiego laboratorium.
— Zwykły wykwalifikowany lekarz przeszkolony w zakresie analizy biologicznej…
— Jeśli spotka pani jakiegoś na plaży, proszę go tu przysłać, a ja go zagonię do roboty.
— Czy choroba ta powoduje wiele zgonów?
— W tym miesiącu Dabbi była trzecim przypadkiem.
W ciągu poprzednich dwóch miesięcy nie było żadnego, ale jeszcze miesiąc przedtem było ich osiem. W porównaniu z liczbą ludności — niewiele. Chorobę wywołują oczywiście bakterie i przy tym trzeba się dość głęboko zranić. Jeśli oba te czynniki występują łącznie, śmiertelność jest stuprocentowa.
Wszedł Wembling. Wesoło skinął im głową, a kiedy nie odpowiedzieli, nagle sobie przypomniał.
— Dziecko zmarło?
Żadne z nich nie odpowiedziało.
— Szkoda — powiedział. — Należy żałować, że nie mają pojęcia o medycynie.
Podszedł do automatycznego kelnera, przejrzał menu śniadaniowe, nacisnął odpowiednie guziki i otrzymał tacę z parującym daniem. Przy niósł tacę do ich stolika i dosiadł się, a kiedy brał do ust pierwszy kęs, zauważył, że oni nie jedzą.
— Już po śniadaniu? — spytał.
— Może już nigdy nie będę mogła jeść — odpowiedziała Talitha.
Weszli pozostali członkowie personelu, przywitali ich chórem głosów i otoczyli automatycznego kelnera.
— Chyba najwyższy czas, żebyś zmienił jego program — rzekła Sela Thillow do Renolda. — Wszystko zaczyna smakować jednakowo i samo menu też jest parszywe.
— Spróbuj, może uda ci się wymanić od niego kawałek kolufa — powiedział Hirus Ayns.
Zanieśli swe tace do drugiego stołu. Talitha odezwała się do wuja:
— Czy widziałeś kiedykolwiek na własne oczy śmierć dziecka? Patrzył na nią zdziwiony.
— Taka śmierć jest absolutnie niepotrzebna — kontynuowała.
Wembling kiwnął głową.
— Oczywiście. Zdrowie jest zawsze problemem tam, gdzie medycyna jest na niskim poziomie. Życie na takiej planecie jest niebezpieczne — coś takiego mogło się przydarzyć każdemu z nas.
Читать дальше