Podeszła do okna i wyglądając przez nie, stała odwrócona do nich plecami.
— Langri to piękny świat — odezwała się. — Śpiewy i tańce są czarujące, jedzenie wyśmienite i w ogóle jest to przyjemne miejsce na wczasy, a moje się właśnie skończyły. Odlatuję najbliższym kurierem.
— Możesz wyjechać, kiedy ci się tylko spodoba, Tal — powiedział cicho jej wuj.
Odwróciła się do nich. Hort starał się ukryć zakłopotanie. Nagle uświadomił sobie, że w dalszym ciągu trzyma w ręku kieliszek, więc go wychylił. Wembling i Ayns uczynili to samo.
Talitha spojrzała obok nich przez okno po przeciwnej stronie.
— Co się tam dzieje? — zapytała.
Na wysokości ambasady do brzegu dobiła łódź z tubylcami, którzy szli teraz w stronę ambasady, niosąc na kawałku tykwy coś, co przypominało zwinięte koce. Fornri prowadził, a obok noszy szła zapłakana Dalia.
Arie Hort wybiegł im na spotkanie, a za nim popędzili Wembling i Ayns. Po chwili wahania Talitha ruszyła ich śladem. Kiedy w końcu dobiegła do nich, tubylcy już się zatrzymali, a Hort stał pochylony nad noszami.
Odchylił koce i popatrzył na nieprzytomne dziecko.
Dabbi.
Miała zamknięte oczy. Jej mała, ściągnięta twarzyczka pałała, a oddech był płytki i szybki.
Hort odezwał się z niedowierzaniem w głosie, a z każdego jego słowa przebijała ogromna udręka:
— To chyba nie… śmiertelna gorączka?
— Skaleczyła się w stopę — Fornri odpowiedział ze smutkiem. — Na jakiejś ostrej skale, jak przypuszczamy. A teraz…
Głos mu się załamał. Hort odwrócił się i odszedł, ocierając dłonią oczy, a tubylcy ruszyli za nim. Skręcili na ścieżkę prowadzącą do kwatery Horta, który pobiegł przodem, otworzył drzwi i stojąc czekał na nich.
Kiedy Talitha weszła do pokoju jako ostatnia, Hort, który zdążył już rozłożyć łóżko, przekładał na nie chore dziecko. Tubylcy, poza Fornrim i Dalią, podnieśli nosze z tykwy i natychmiast wyszli. Hort ukląkł przy łóżku i delikatnie rozsunął koce, odkrywając nogę Dabbi.
Talitha aż jęknęła. Noga była okropnie spuchnięta — dwa do trzech razy grubsza niż normalnie.
Hort wyprostował się powoli.
— Mogę spróbować czegoś innego — rzekł — co może pozwoli nam nauczyć się czegoś, ale obawiam się, że ona umrze.
Dalia uklękła przy głowach łóżka i dalej bezgłośnie płakała. Fornri, w dalszym ciągu opanowany i uprzejmy pomimo widocznego smutku, powiedział grzecznie:
— Rozumiemy. Śmiertelna gorączka zawsze przynosi śmierć i jesteśmy wdzięczni za wasze wysiłki, by znaleźć lekarstwo. Proszę, zróbcie, co tylko się da.
Pochylił się nad łóżkiem, na chwilę przyłożył dłoń do czoła Dabbi, a potem odwrócił się i wyszedł z pokoju. Wówczas do patrzącego na chore dziecko Horta podszedł Wembling i zaczął z nim rozmawiać.
— Jak długo oni tu pozostaną? — spytał Wembling.
— Tylko do chwili, gdy dziecko umrze. Wembling z rezygnacją wzruszył ramionami.
— Cóż… niech tylko będą cicho. Wyszedł. Hort przysunął krzesło do łóżka i ponownie zaczął badać nogę Dabbi. Teraz cicho podeszła Talitha.
— Dlaczego tak długo z tym czekali? — spytała gniewnie.
Hort podniósł wzrok i popatrzył na nią pustym wzrokiem.
— To stało się prawdopodobnie niewiele ponad godzinę temu.
— A co to za choroba?
— Rodzaj zakażenia krwi. Nasze antybiotyki w ogóle na to nie działają. Próbowałem je mieszać i moja ostatnia kombinacja utrzymała ofiarę przy życiu przez osiem dni, jednak pacjent zmarł tak samo, jakbym zostawił go bez pomocy, ale za to znacznie dłużej cierpiał. Mogę teraz jedynie spróbować większej dawki tej samej mieszanki i zobaczyć, jak dziecko zareaguje.
Talitha uklękła przy łóżku i sama zbadała nogę, ale doszła tylko do wniosku, że infekcja była przerażająco złośliwa.
— Jak pan podaje te swoje antybiotyki? — spytała.
— Doustnie, jeśli pacjent jest przytomny. W przeciwnym razie przez absorpcję. Bałem się używać iniektora.
— Jeśli infekcja dochodzi do takich rozmiarów, jest zbyt późno na podawanie leku doustnie czy absorpcyjnie — powiedziała rzeczowo. — Niech mi pan pozwoli obejrzeć pański zestaw lekarski.
Hort wyciągnął zestaw na kółkach z szafki. Z ulgą stwierdziła, że był dobrej jakości, a jego zawartość odnowiono nie dalej niż rok temu. Szybko wsunęła go z powrotem na miejsce, założyła maskę chirurgiczną, na dłonie natrysnęła sobie rękawiczki i niezwłocznie rozpoczęła dokładne badanie pacjentki. Z dłoni pobrała osmotycznie próbkę krwi i kiedy aparatura zestawu dokonywała jej analizy, do klatki piersiowej Dabbi przyłożyła czujnik kardiografu, obserwując słabnącą pracę serca.
— Co pan podał temu ostatniemu pacjentowi, który przeżył osiem dni? — spytała.
— Kornox Cztery i Cybolithon.
— Dawka?
— Pół na pół normalnej. Pomyślałem sobie, że mieszanie lekarstw to i tak ryzykowny eksperyment, no i że dwie połowy dają jedną całość.
Podczas gdy kardiograf w dalszym ciągu wystukiwał przerażająco nieregularny obraz pracy serca Dabbi, przez ekran monitora przesuwały się wyniki badania krwi: LEUKOCYTY 18440 // ZYN 9+ // W3W 7,5 // BUN 38 // CPK 790 // BROS 1125 // GAMMA GT 2200 // XRX 8,4 // PYA O- // SGOT 57 // RRR 190 // SGPT 55 // EBD // BILIRUBINA 3,5 // MIC 99 // DQS…
Jak przez mgłę pamiętała normy analizy krwi, ale nawet bez czerwonych znaczków ostrzegawczych zorientowałaby się, że otrzymała naukowe potwierdzenie diagnozy Horta: to dziecko umierało. Wyłączyła kardiograf i przycisnęła guzik z napisem „Wykaz antybiotyków”. Z ekranu monitora odczytała dane Kornoxu Cztery i Cybolithonu, potem jeszcze raz i znów. Jej ruchy były pewne i szybkie, ale dotychczas wykonywała tylko wyćwiczone w szkole czynności.
Teraz zaś, mając przed sobą umierającego pacjenta, zmuszona była powziąć decyzję lekarską znajdującą się o całe lata świetlne poza jej kompetencjami, była więc przerażona.
Nie mogła pozwolić sobie na wahanie. Decyzja spóźniona, nawet prawidłowa, mogła mieć takie same skutki jak decyzja błędna.
— Jeśli nie będziemy działać szybko, nie przeżyje godziny — powiedziała cicho do Horta. — Czy istnieje możliwość skontaktowania się z jej rodzicami?
— Jej rodzice nie żyją — rzekł Hort. — Dalia jest jej siostrą. Może się pani z nią porozumieć.
Dalia w dalszym ciągu klęczała u wezgłowia. Talitha uklękła przy niej.
— Jeśli nic nie będziemy robić, ona szybko umrze. Jeśli damy jej zbyt dużo lekarstwa, może wyleczymy chorobę, ale lekarstwo zabije dziecko. Mogę tylko ryzykować i mieć nadzieję. Czy pani chce, żebym spróbowała?
Twarz Dalii była zalana łzami i wyrażała głębokie cierpienie, lecz ona sama nie wahała się.
— Tak. Proszę — powiedziała cicho.
Talitha wysunęła z zestawu iniektor i przyłożyła go do nogi Dabbi, naświetliła ją, ustawiła dozownik na 0,55 obu antybiotyków, zmieszała je, a potem szybkim ruchem przycisnęła przełącznik. Niezwłocznie zbadała nogę Dabbi, by się upewnić, czy iniekcja była prawidłowa, ale opuchnięte ciało było nienaruszone i nawet nie mogła znaleźć wypukłości, znajdującej się zazwyczaj tam, gdzie wstrzyknięto lek. Naświetliła nogę jeszcze raz i odsunęła zestaw na bok.
— Teraz pozostaje nam tylko opanować gorączkę i czekać — oznajmiła Talitha.
— Czy jest coś, co mogłabym zrobić? — spytała Dalia.
— Przygotuję roztwór schładzający. Będziemy musieli spryskiwać nim dziecko, żeby obniżyć temperaturę. Jak nie spadnie, to jeśli macie w waszej religii jakiś przychylnych wam bogów, może pani spróbować pomodlić się do nich. Ja właśnie tak zrobię.
Читать дальше