D — U — M — N- Y. Dumny.
Dzieci powtórzyły za nim i wtedy napisał to słowo na piasku. Potem pokazał, co to słowo oznacza, chodząc na kolanach z wypiętą piersią i zadzierając nos do góry. Rozbawione dzieci naśladowały go, śmiejąc się konwulsyjnie.
— Mocny — powiedział Hort.
— Mocny — powtórzyły dzieci. Wembling poklepał Talithę po ramieniu.
— Gotowa, Tal?
Pomógł jej wsiąść do łodzi i wioślarze, młodzi miejscowi chłopcy, odbili od brzegu. Obejrzawszy się zobaczyła, jak Hort, otoczony tłumem dzieci, pokazywał znaczenie słowa „mocny”.
— On jest cudowny! — wykrzyknęła.
— Raczej się wygłupia — Wembling mruknął z powątpiewaniem. Talitha uśmiechnęła się.
— Tak. Oczywiście.
Pływała w łagodnie falującym morzu, wylegiwała się na plaży, a czasem dla zabawy machała ręką jakiemuś nieprawdopodobnie wyglądającemu zwierzęciu, które ostrożnie obserwowało ją z lasu, lub o zmierzchu przemykało brzegiem wody w poszukiwaniu pożywienia. Na Langri zmierzch zapadał zbyt szybko, a rankiem nikt nie leżał długo w łóżku, gdyż świt kładł się feerią barw na krągłych obłokach, na nowo rozpoczynając paradę piękna, ukazującego się z coraz to innej strony.
Piasek na plaży był tak miałki, jakiego nigdy jeszcze nie widziała. Przesypywała go jak puder z ręki do ręki i ze zdumieniem zauważyła, że on też, jak cały ten świat, składa się z niezliczonych drobin koloru.
Słońce, które dawało ciepło, ale nie paliło, rozleniwiło ją do tego stopnia, że siłą woli musiała bronić się przed zaśnięciem.
Arica Horta widywała z rzadka. Całymi dniami uczył dzieci i wzbogacał swą wiedzę, a kiedy czasem miała okazję go spotkać, nie mogła powstrzymać się od drwin z jego zaangażowania tutejszymi, błahymi dla niej sprawami. Pasjonował się na przykład tym, że jakiś starzec przypomniał sobie czasy, gdy jeszcze nie było metalowych grotów, albo swoją nową teorią, że przyczyną braku ceramiki na Langri jest zarówno niska jakość gliny, jak i łatwy dostęp do wszelkiego rodzaju tykw w każdej ilości, lub też faktem, że sto siedemnaście słów w miejscowym języku świadczy o jakichś międzyplanetarnych kontaktach przed co najwyżej siedemdziesięcioma laty, natomiast Talitha nie uważała, by odkrycia te mogły wstrząsnąć galaktyką.
Ale w miarę upływu czasu, kiedy zaczęła odczuwać przesyt urodą planety, nawet langryjskie błahostki pozwalały jej jakoś zabijać nudę i niekiedy korzystała z zaproszenia Horta, by obejrzeć to i owo, co jego zdaniem było godne uwagi.
Wracając kiedyś po kąpieli morskiej, zatrzymała się przy budynku ambasady i zobaczyła, że wuj prowadzi jakąś tajemniczą rozmowę z Hirusem Aynsem. Chciała się wycofać, żeby im nie przeszkadzać, ale wuj gestem zaprosił ją do środka.
— A więc, Tal — powiedział — widzę, że znajdujesz sobie zajęcie.
— Takie jak każda turystka — odrzekła z goryczą. — Plaża do znudzenia, trochę zwiedzania, póki nie mam tego dość. Jutro Arie zabiera mnie do lasu, żebym obejrzała jakieś podobno fascynujące tykwy. Ma to być niebezpieczna wycieczka. Jutro wieczorem mają nas zabawiać i karmić tubylcy; będą tańce i śpiewy, wyszukane przysmaki, od których zrobi mi się niedobrze, bo widziałam, skąd się biorą. A wszystko absolutnie autentyczne i nie skażone. Przypomina mi to moje wakacje na Mallorr. Tam również mi się nie podobało.
— Kiedy spróbujesz ich jedzenia, zapomnisz o tym, co widziałaś, a tańczą i śpiewają przepięknie — powiedział Wembling.
Podszedł do okna i wyjrzał, błądząc myślami gdzieś daleko. Widocznie miał jakieś sprawy do rozważenia, więc już nic więcej nie powiedziała.
— Tubylcy to bardzo dobrzy ludzie — oświadczył w końcu wuj — ale chciałbym, żeby nie byli tak piekielnie uparci. Uważam, że chyba powinienem wywalić Horta, wywalić naprawdę. On ich popiera.
Wyjął kapsułkę do palenia, wydmuchnął chmurę lawendowego dymu i skierował się ku drzwiom.
— Idę zobaczyć, czy Sella odszyfrowała już te depesze — rzeki do Aynsa. Talitha popatrzyła za nim ze współczuciem.
— Biedny wuj. Największy interes jego życia, a ci głupi tubylcy odmawiają współpracy. A propos, co to za wielki interes?
Ayns przyjrzał się jej badawczo. Kiedy była młodsza, takie spojrzenia onieśmielały ją, ale obecnie wiedziała, że on na wszystkich patrzy w ten sposób.
— Ambasada na Binoris — rzekł. Wyprostowała się, zaskoczona.
— Ale bomba! To się nazywa interes! Ale w jaki sposób ambasador na nic nie znaczącej planecie może uzyskać przeniesienie na najważniejszą z niepodległych planet w galaktyce?
Ayns odchylił się w tył i przeniósł wzrok na sufit.
— To delikatna sprawa — powiedział w zamyśleniu. — Nawiasem mówiąc, w dzisiejszych czasach zdobycie nominacji na ambasadora gdziekolwiek jest sprawą delikatną. Jak już w to wdepnęliśmy, pozostaje tylko kwestia, jak to wykorzystamy.
— Wiedziałam, że wuj nie tylko „odgrywa ambasadora”. Ayns skinął głową.
— Mamy poparcie w kołach politycznych, ale to nie wystarcza, przynajmniej w służbie dyplomatycznej, a z całą pewnością nie w przypadku tak lukratywnej ambasady, jak ta na Binoris. Musimy tutaj wyrobić sobie opinię, a mamy na to tylko niecałe dwa lata. Ambasador na Binoris odchodzi na emeryturę w przyszłym roku.
— Aaa! To stąd te wszystkie rowy odwadniające i tratwy. Ayns ponownie skinął głową.
— Musimy przekształcić ten świat i dokonać istotnej poprawy poziomu życia tego ludu, a powinniśmy to zrobić tak, żeby udało się zainteresować prasę dyplomatyczną. Mamy bardzo mało czasu, a ci tubylcy wcale nie chcą nam pomóc.
— Ale za to jaka nagroda was czeka, jeśli wszystko się uda! — wykrzyknęła z entuzjazmem. — Śmietanka towarzyska, sztuki piękne…
— Bzdura! — Ayns popatrzył na nią z ukosa. — Binoris ma ogromne rezerwy surowców mineralnych, zaś ambasadorowi Federacji najłatwiej zdobyć koncesję na ich wydobywanie. Ta nominacja jest warta przynajmniej sto milionów rocznie.
Wrócił Wembling z plikiem papierów.
— Biedny wuj — powiedziała Talitha współczująco. — Taka stawka, a tubylcy nie chcą nic pomóc. Czy przyjęli choć jedną z twoich propozycji?
— Oczywiście! — wypalił oburzony. — Czyżbyś nie widziała jeszcze moich promów? Rozwiązałem w ten sposób ich problemy z przeprawą przez rzeki. Chodź, pokażę ci.
Wypadł z nią z budynku i ruszył biegiem w stronę lasu przez gęsto usianą kwiatami łąkę. Początkowo była zbyt zaskoczona, by protestować, ale gdy stwierdziła, że pędzą jak wariaci leśną ścieżką, zaczęła niespokojnie wypatrywać drzew z pękami pnączy.
— Daleko jeszcze? — wysapała. Wuj nawet nie zwolnił.
— Z kilometr, może dwa.
— Po co więc ten pośpiech? — spytała. — Ukradną ci ten prom, czy co, jeśli będziemy szli normalnie?
Zwolnił i teraz poruszali się szybkim marszem, idąc krętą ścieżką przez las, która skończyła się na brzegu strumienia. Wembling odwrócił się, promieniejąc dumą, by zobaczyć reakcję Talithy.
Nieopodal stała łódź tubylców. Do obu jej końców przymocowano pętle, zawieszone na linie rozciągniętej w poprzek strumienia. Dwie inne liny przywiązano do drzew po obu stronach wody. Chcąc przedostać się na drugi brzeg, wystarczyło po prostu ciągnąć odpowiednią linę, zwijając ją w łodzi. Druga tymczasem rozwijała się. Lina zawieszona nad strumieniem nie pozwalała łodzi spłynąć z prądem.
Wembling pomógł Talicie wsiąść do łodzi, którą następnie przeciągnął przez wąski strumień tam i z powrotem.
Читать дальше