Dallman otworzył furtkę w dekoracji i wyszedł. Odwracając głowę, powtórzył:
— Niech pan wyda ludziom rozkaz złożenia broni w miejscu, które on wskaże.
Salą sądową było piękne zbocze nadmorskiego wzgórza. Na stoku tłoczyły się tłumy tubylców, nie mających pojęcia, po co tu przyszli. W dole, za stołem, podejrzanie przypominającym olbrzymią, podłużną tykwę, siedział sąd: jakaś dziewczyna oraz dwaj młodzi mężczyźni. Krzesła, zajmowane przez obronę i oskarżyciela, również wykonano z tykwy. Dallman był tak zachwycony swym wygodnym krzesłem, że zastanawiał się, czy by go czasem nie kupić.
Wyrok oczywiście ustalono z góry. Całość wyglądała jak nieudana próba kiepskiego teatru amatorskiego. Tekst był zupełnie pokręcony. Widocznie oczekiwano, że obrona będzie muczeć, gdyż reakcją na każde jej pytanie czy sprzeciw była całkowita konsternacja zarówno sądu, jak i oskarżyciela. Tubylec Fornri, który ich aresztował, był głównym oskarżycielem. Zwracając się do dziewczyny, która przewodniczyła sądowi, mówił „Wysoki Sądzie”, ale kiedy się zapominał, nazywał ją Dalią. Asystent Fornriego, tubylec zwany Banu, wydawał się spać podczas rozprawy, lecz gdy oskarżyciel lub sędziowie utykali na jakiejś kwestii prawnej, Fornri trącał go łokciem i szeptał mu do ucha pytanie, a ten chwilę zastanawiał się, po czym, również szeptem, udzielał odpowiedzi.
Z boku, za sędziami, przy rozciągniętej macie pokrytej gliną, siedział tubylec imieniem Larno. Zauważywszy go, Dallman porozumiewawczo trącił łokciem swego adwokata, młodego radcę prawnego „Rirgi”, porucznika Darnsela i zażartował szeptem, że to na pewno sekretarz sądu. Niewiele się pomylił. Ostatecznie okazało się, że Larno miał za zadanie zapisywać grzywny w miarę wymierzania ich przez sąd.
Porucznik Darnsel, podobnie jak Dallman, nie miał najmniejszych złudzeń co do wyniku procesu, ale ponieważ musiał tam siedzieć, postanowił się zabawić. W wystąpieniu swym ujawnił rzadki talent aktorski i dar improwizowania, czego Dallman nie spodziewał się po nim. Święte oburzenie, z jakim zerwał się teraz na równe nogi i wykrzyknął „Zgłaszam sprzeciw!” było majstersztykiem gry aktorskiej.
Tubylcy zdradzali oznaki konsternacji. Dallman nie mógł zrozumieć, dlaczego. Przecież z taką łatwością obalali wszystkie argumenty porucznika Darnsela.
— Proszę uzasadnić sprzeciw — powiedziała przewodnicząca sądu.
— Nie możecie nam udowodnić żadnego z tych wykroczeń: umyślnego ominięcia przepisów przy lądowaniu, uchylania się od odprawy celnej, lądowania na zakazanym terenie i tak dalej, ponieważ o swoich przepisach nie poinformowaliście załóg zbliżających się statków.
Oskarżyciel i sędziowie słuchali z coraz większym niepokojem.
Darnsel mówił dalej:
— Jesteście obowiązani informować zbliżające się statki, a niedopełnienie tego obowiązku was obarcza odpowiedzialnością za wynikłe konsekwencje.
Sędziowie wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Czy znakomity rzecznik planety ma jakieś uwagi? — spytała przewodnicząca sądu.
Fornri ponownie zwrócił się do drzemiącego Banu, który w końcu wyszeptał odpowiedź. Fornri skinął głową, podniósł się i stanął przed porucznikiem Darnselem.
— Proszę powiedzieć sądowi, jakie kroki podjęliście w celu otrzymania niezbędnych przepisów przed lądowaniem.
— Zgłaszaliśmy się na standardowym kanale łączności, co jest obowiązkiem każdego statku, zbliżającego się do jakiejś planety. Te same przepisy nakładają na każdą planetę obowiązek podawania przez radio w języku galaktyckim wszystkich niezbędnych przepisów oraz częstotliwości, na której można otrzymać zezwolenie na lądowanie oraz instrukcje z tym związane. Rzecz jasna, nie dopełniliście tego obowiązku, co podlega surowym karom.
Fornri jeszcze raz porozumiał się z Banu, a potem spytał:
— Skąd pan wziął ten obowiązek? Jakie przepisy o nim mówią? Jesteśmy światem niepodległym. Kto może tego od nas wymagać?
— Zawierają go wszystkie traktaty międzyplanetarne i wszystkie porozumienia w sprawie handlu i łączności — odpowiedział porucznik Darnsel.
— Nie zawieraliśmy takich traktatów ani porozumień — stwierdził Fornri.
Darnsel namyślał się przez chwilę, a potem zrezygnowany wzruszył ramionami.
— Trafił — mruknął.
Zrobił krok w kierunku swego krzesła, lecz zatrzymał się i ponownie zwrócił do Fornriego:
— Miałby pan coś przeciwko temu, gdybym skorzystał z pańskiego podręcznika prawa?
Twarz Fornriego wyrażała ogromne zakłopotanie, jednak grzecznie odpowiedział:
— Proszę bardzo.
Darnsel podszedł do Banu i zaczął konferować z nim szeptem, a tymczasem sąd i widzowie patrzyli na nich w milczeniu. W końcu Darnsel wyprostował się i zwrócił do sądu:
— Nie mam więcej pytań.
— Czy sekretarz sądu zechce wyliczyć grzywny? — powiedziała przewodnicząca sądu.
— Oczywiście, Wysoki Sądzie — rzekł Larno. — Pięć grzywien za lądowanie bez odprawy celnej poza miejscem do tego przeznaczonym.
Następnie, zwracając się do Darnsela i Dallmana, dodał przepraszająco:
— To znaczy po jednej na każdy statek.
Uważnie przyglądali się piszącemu Banu, a gdy skończył, Darnsel zerwał się z jękiem na równe nogi. Tym razem już nie grał.
— Sto dwadzieścia pięć tysięcy kredytek! — wrzasnął.
— Następny zarzut, proszę — powiedziała przewodnicząca sądu.
Darnsel wyciągnął ręce w błagalnym geście, ale Fornri zignorował go.
— Następny zarzut, Wysoki Sądzie, brzmi „rozmyślne uchylanie się od odprawy celnej i kwarantanny”. Dzisiejszego dnia, statek Floty Kosmicznej Galaktycznej Federacji Niepodległych Planet dokonał piątego z rzędu, skandalicznego i rozmyślnego aktu pogwałcenia naszego suwerennego terytorium…
Darnsel w dalszym ciągu odgrywał swą dramatyczną pantomimę, lecz ani sąd, ani oskarżyciel nie zwracali na to najmniejszej uwagi.
W końcu nie miało to również najmniejszego wpływu na ostateczny wynik rozprawy.
Kiedy wracali z sądu, z pewnej odległości dyskretnie pilnowani przez tubylców, Darnsel zauważył:
— Słyszałem o piractwie, panie kapitanie, z doświadczenia znam zdzierstwo, ale to — pół miliona kredytek grzywien — nie wiem, jak mam to nazwać.
— Ale opuścili trzydzieści tysięcy dla zaokrąglenia — powiedział filozoficznie Dallman. — To ładnie z ich strony.
— Rząd tego nie zapłaci, będzie raczej wolał, żebyśmy tu zgnili.
— Zapłaci — powiedział z przekonaniem Dallman — będzie musiał, żeby uniknąć politycznych komplikacji.
— Skąd weźmie pieniądze, panie kapitanie? Z naszych pensji za przyszłe stulecie?
— Chyba nie. Kazali nam natychmiast lądować i wykonaliśmy rozkaz. Jeśli z powodu tej grzywny potrącą komuś z pensji na jej pokrycie, to nie nam. O co pan pytał tego młodego faceta, który służył za podręcznik prawa?
— Spytałem, w jakim wieku ludzie na tej planecie osiągają pełnoletność. Według mnie, wszyscy sędziowie wyglądali podejrzanie młodo i sądziłem, że mam poważne podstawy do unieważnienia procesu.
— Czego się pan dowiedział?
— Nie bardzo rozumiał, co miałem na myśli, mówiąc o pełnoletności, ale w końcu stwierdził, że u nich każdy sam decyduje, kiedy jest dorosły, więc dałem spokój. I co pan teraz zrobi, panie kapitanie?
— Skontaktuję się ze sztabem i poproszę o instrukcje — rzekł Dallman. Uśmiechnął się z przymusem i dodał: — To mogło się zdarzyć tylko w raju.
Читать дальше