Larry Niven - Całkowe drzewa

Здесь есть возможность читать онлайн «Larry Niven - Całkowe drzewa» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Całkowe drzewa: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Całkowe drzewa»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

System podwójnej gwiazdy T3 i LeVoy zasiedlają potomkowie ziemskich kolonistów. Żyją w warunkach zbliżonych do nieważkości na struktueach zwanych drzewami. Plemię obumierającego drzewa wysyła grupę zwiadowczą w poszukiwaniu miejsca na nową kolonię. W czasie długiej, pełnej niebezpieczeństw wędrówki członkowie ekspedycji wpadają w ręce łowców niewolników.

Całkowe drzewa — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Całkowe drzewa», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Dźwięk ucichł, potworny wiatr znikł — wszystko w jednej chwili. Ciała zgięły się niczym sprężynujące łuki. Ludzie, którym dotąd brakowało tchu, teraz zaczęli krzyczeć.

Gdy wrzaski przerodziły się w jęki, Term usłyszał słaby głos Lawri:

— Jeffer, jeśli nie zamierzasz pchać drzewa, nigdy nie używaj głównego silnika.

Term mógł tylko skinąć głową. Porwał monta… drzewne żarcie, wszystkich, których znał, jeśli nie zostali wcześniej zamordowani, wszystkich wziął na pokład… a potem dotknął niebieskiej krechy.

— Lawri, jestem otwarty na sugestie — mruknął.

— Nakarm tym drzewo.

Gdzieś z tyłu Term usłyszał nagle radosny rechot Anthona. Debby rąbnęła go w brzuch. Cios aż go wygiął, ale Anthon nie przestawał się śmiać i w końcu Debby mu zawtórowała.

Mieli powód! Leżeli płasko na tylnej ścianie, chroniąc Ilsę przed czymś, co miało być jedynie słabym wstrząsem. Mordercze krzesła połamałyby im kręgosłupy, ale żaden z gigantów nie zdążył na szczęście nich usiąść.

Inni także zaczęli się ruszać, pojękując z bólu i strachu. Ilsa otwarła oczy. Merril, wpatrzona pustym wzrokiem w dziwne niebo, które wciąż pędziło w stronę ich dziobu, wydawała się otrząsać z szoku.

— No, niech ktoś coś wreszcie zrobi!

Głos Clave’a zawsze był donośny i teraz po brzegi wypełniał kabinę.

— Uspokójcie się, obywatele. Nie jest z nami aż tak źle. Pamiętajcie, gdzie jesteśmy.

Wszystkie inne dźwięki ucichły.

— Pojazd był zbudowany do tego właśnie celu — wyjaśnił Clave. — Przybył z gwiazd. Wiemy, że działa wewnątrz Dymnego Pierścienia, ale został zbudowany tak, żeby działać wszędzie. Mam rację, Term?

Akurat to po prostu nie przyszło mu do głowy.

— Nie wszędzie, ale… poza Dymnym Pierścieniem na pewno.

— Wystarczy. Co z nami?

— Dajcie mi odetchnąć… — Term był zawstydzony. Trzeba było aż Clave’a, żeby znów zaczął myśleć. Nie jest z nami aż tak źle! Dobrze, że Clave nie ma dość wiedzy, aby zrozumieć, jakie głupstwo palnął.

Niebieski ekran był włączony. Ciąg: zero. Przyspieszenie: zero. Wielki niebieski prostokąt miał czerwoną, migającą obwódkę. Główny silnik włączony, brak paliwa. Wyłączył go stuknięciem palca, choć to niczego nie mogło zmienić. O2:211, H2:0, H2O: l.328. Mnóstwo wody, brak paliwa. Nie możemy manewrować. Nie wiem, jak sprawdzić, dokąd lecimy. — Lawri?

Brak odpowiedzi.

— Na pewno spadniemy z powrotem, wcześniej czy później. Na zewnątrz obniżyło się ciśnienie. Teraz… — zawahał się. Ta informacja mogła spowodować zamieszki, ale był im to winien. — Teraz opuszczamy Dymny Pierścień. Dlatego niebo ma taki dziwny kolor.

Żółty wyświetlacz.

— Systemy podtrzymania życia wydają się w porządku. Ekrany… och, nie!

W tylnym i bocznym ekranie wszystko było przerażająco małe: całkowe drzewa niczym wykałaczki, stawy jak migoczące kropelki, wszystko otulone mgłą. Gold stał się bąblem z otoczką kłębów chmur, które odpływały na zachód i wschód. Przepyszny burzowy deseń rozpościerał się na cały Dymny Pierścień. Ukryta planeta wydawała się nieprzyzwoicie blisko.

— Term?

— Przepraszam, Clave. Zamyśliłem się. Obywatele, nie przegapcie tego! Nikt jeszcze nie widział Dymnego Pierścienia z tej perspektywy, odkąd nasi przodkowie przybyli z gwiazd.

Teraz wszyscy rzucili się na przód, wyciągając szyje, żeby zobaczyć ekrany lub zerknąć przez okna. Tylko Gavving mruknął:

— Wydaje mi się, że Koń nie żyje.

Koń? Ach, ten starzec, którego Gavving przyprowadził ze sobą. Rzeczywiście, wydawał się raczej martwy. Biedny stary manus, pomyślał Term. Nigdy nie poznał Konia, ale który człowiek chciałby umrzeć, zanim zobaczy TO?

— Sprawdź mu puls.

— Jeffer, luk z lewej burty — odezwała się Lawri.

Coś było w jej głosie… Term spojrzał. Czy na krawędzi rzeczywiście zobaczył błysk srebra?

— Nie…

— To Mark! Wciąż tam jest!

— Nie wierzę.

Ale srebrny skafander ciśnieniowy rzeczywiście pojawił się na ekranie. Biedny karzeł musiał przeleżeć w sieci całe to szalone przyspieszenie!

— Jeffer, wpuść go!

— Co za gość! Lawri… nie mogę. Na zewnątrz jest za niskie ciśnienie. Stracimy powietrze.

— On tam umrze!… Poczekaj no, otwieraj drzwi pojedynczo. Aha! To dlatego Klance nazywał je śluzą powietrzną! Kasety tak samo…

Rzeczywiście, dwoje drzwi było po to, żeby utrzymać między nimi powietrze. Z rufy dochodziły stłumione stuki. Człowiek w srebrnym kombinezonie chciał do środka.

— Anthon, Clave, on może być niebezpieczny. Od razu, jak wejdzie, zabierzcie mu miotacz. — Term oczyścił ekran z wszystkich obrazów z wyjątkiem żółtego. Od tej pory koniec z szybkimi decyzjami. Mocno nacisnął obie linie — upewnić się, że są dokładnie zamknięte! — i palcem wskazującym otworzył zewnętrzne drzwi.

Srebrny człowiek znikł z pola widzenia. Wszedł do śluzy.

Dobrze. Teraz zamknąć linię, odczekać… nie ma czerwonych obwódek? Otworzyć wewnętrzne drzwi. Powietrze ze świstem wtargnęło do śluzy. Srebrny człowiek wszedł do monta, podał miotacz Anthonowi i sięgnął do hełmu.

W głębi duszy Lawri miała nadzieję na bunt ze strony najtwardszego z żołnierzy Floty, ale nadzieja ta rozwiała się, kiedy srebrny człowiek odsłonił twarz. Oczywiście, Mark był karłem; rysy miał wprawdzie masywne i brutalne, ale teraz szczęka opadła mu miękko, oddychał szybko i był śmiertelnie blady z przerażenia. Rozbieganymi oczami szukał w kabinie jakiegoś punktu zaczepienia.

— Minya?

— Cześć, Mark — odpowiedziała ciemnowłosa kobieta. Mówiła bezbarwnym głosem, a jej twarz miała wrogi wyraz.

Mark smutno skinął głową. Dopiero teraz rozpoznał Lawri.

— Witaj, Asystencie Uczonego. Co słychać?

— Jesteśmy w rękach buntowników — odparła Lawri. — Wolałabym, żeby umieli lepiej latać tym, co ukradli.

Pierwszy oficer buntowników powiedział:

— Witaj w Plemieniu Quinna jako obywatel. Plemię Quinna nie trzyma manusów. Jestem Clave, Przywódca. A ty kim jesteś?

— Flota, człowiek i zbroja. Mam na imię Mark. Obywatel nie brzmi tak źle. Dokąd lecimy?

— Chyba nikt nie wie. Wiesz co, Mark, nie ufamy ci tak do końca, dlatego przywiążemy cię do krzesła. To musiała być niezła przejażdżka. Może rzeczywiście jesteś zrobiony z gwiezdnej substancji.

Mark pozwolił podprowadzić się do pustego fotela.

— Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, chyba jednak wolę lecieć w środku. Chyba nie uderzymy w Golda, co?

Ale się zrobił spokojny! — pomyślała Lawri z obrzydzeniem. Poddał się buntownikom! Czy oni naprawdę zwyciężą?

I nagle nabrała pewności, że nie. Nie zwyciężą.

Ale zatrzymała to dla siebie.

Clave naliczył dziesięć foteli i trzynastu obywateli, w tym jeden martwy. Koń nie potrzebował fotela, podobnie jak trójka gigantów. Przeciwnie! Nawet jednak obszerna przestrzeń ładowni była zatłoczona.

Obywatele wydawali się dość spokojni. Clave domyślił się, że są zmęczeni i zbyt oszołomieni, żeby odczuwać lęk. On sam też tak to odbierał. Większość z nich — nawet człowiek w srebrze — wyglądała przez okno.

Niebo było prawie czarne i usiane tysiącami srebrnych punktów. Asystent Uczonego przerwała ponure milczenie, żeby powiedzieć:

— Słyszeliście o nich przez całe życie. Gwiazdy! Mówiliście o nich, nawet nie wiedząc, o czym mówicie. Cóż, oto i one. Umrzecie, ale przynajmniej zobaczyliście gwiazdy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Całkowe drzewa»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Całkowe drzewa» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Całkowe drzewa»

Обсуждение, отзывы о книге «Całkowe drzewa» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x