Elizabeth Moon - Prędkość mroku
Здесь есть возможность читать онлайн «Elizabeth Moon - Prędkość mroku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Prędkość mroku
- Автор:
- Издательство:ISA
- Жанр:
- Год:2005
- Город:Warszawa
- ISBN:83-7418-065-X
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Prędkość mroku: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prędkość mroku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Prędkość mroku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prędkość mroku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie wiem, co rozumie przez „wiele znaczycie”. Barne dosłownie: że mamy w sobie dużo znaczenia, ale nie sądzę, aby to właśnie miał na myśli. Nie pytam. Nadal nie wspominam miło jego poprzednich rozmów z nami. Milczę. Po 9,3 sekundy kiwa głową i odwraca się do wyjścia.
— Uważaj na siebie — dodaje. — Powodzenia.
Rozumiem zwrot: „bądź ostrożny”, ale „uważaj na siebie” nie jest do końca jasne. Jak można uważać na samego siebie? To tak jakby człowiek występował w podwójnej postaci i jedna mogła uważać na drugą. Mimo to się nie odzywam. Potem mogę nawet o tym nie pamiętać. Powinienem zacząć się zastanawiać, jakie będzie to „potem”.
Uświadamiam sobie, że nie powiedział: „Mam nadzieję, że kuracja podziała”. Nie wiem, czy jest taktowny i uprzejmy, czy po prostu uważa, że leczenie zawiedzie. Nie pytam. Jego kieszonkowy komunikator zaczyna buczeć i pan Aldrin wychodzi na korytarz. Nie zamyka za sobą drzwi. Nieładnie jest przysłuchiwać się cudzej rozmowie, ale równie nieuprzejmie jest zamykać drzwi za przełożonym. Nic nie mogę poradzić, że słyszę, co mówi, choć nie wiem, czego chce jego rozmówca.
— Tak, proszę pana, zaraz przyjdę.
Jego kroki się oddalają. Odprężam się, biorąc głęboki oddech. Zdejmuję ulubione spirale i ściągam wiatraczki z podstawek. Pokój wygląda pusto, za to na biurku panuje bałagan. Nie mam pojęcia, czy wszystko zmieści się do pudła od Lindy. Pan Aldrin powiedział, że na korytarzu stoi więcej pudeł. Wcześniej zaczniesz, prędzej skończysz. Kiedy wychodzę na korytarz, Chuy właśnie próbuje wydostać się ze swojego pokoju z kilkoma kartonami. Przytrzymuję mu drzwi.
— Wziąłem po jednym dla każdego — mówi. — To zaoszczędzi czasu.
— Ja użyłem pudła przywiezionego przez Linde — wyjaśniam.
— Może ktoś będzie potrzebował dwóch. — Ustawia kartony na korytarzu. — Możesz wziąć sobie jedno, jeśli potrzebujesz.
— — Potrzebuję jeszcze jednego — przyznaję. — Dziękuję. — Podnoszę karton większy od tego, który przywiozła Linda, i wracam do swojego pokoju. Na sam spód kładę podręczniki, ponieważ są ciężkie. Kolorowe ołówki idealnie pasują do szczeliny pomiędzy wydrukami a ścianką pudła. Na wierzch kładę spirale i wiatraczki, a potem przypominam sobie o wentylatorze. Wyciągam je i umieszczam wentylator na podręcznikach. Zabraknie miejsca na resztę. Zaglądam do pudła. Nie potrzebuję Podręcznika pracownika i nikt nie będzie miał do mnie pretensji, jeśli go tu zostawię. Wyjmuję go i odkładam na biurko. Wkładam do środka wentylator, a potem wiatraczki i spirale. Pasują idealnie. Przychodzi mi na myśl wiejący na zewnątrz wiatr. Są lekkie i mogą odfrunąć. W ostatniej szufladzie znajduję ręcznik, którego używam do wycierania głowy, gdy pada, a ja akurat wysiadam z auta na deszcz. Przykryje spirale i wiatraczki, więc wiatr ich nie porwie. Kładę ręcznik na przedmioty w kartonie i podnoszę pudło. Teraz robię to, co pan Crenshaw — wynoszę rzeczy z biura. Może dla kogoś postronnego będę wyglądał tak samo, tyle że nie pilnują mnie strażnicy. Nie jesteśmy tacy sami. To jest mój wybór; nie wydaje mi się, żeby on odszedł z własnej woli. Kiedy zbliżam się do wyjścia, ze swojego pokoju wyłania się Dale. Otwiera mi drzwi. Na dworze jest jeszcze pochmurniej, dzień wydaje się ciemniejszy i bardziej zimny, jego kontury są rozmazane. Za chwilę może się rozpadać. Lubię chłód. Wiatr wieje mi w plecy, popychając naprzód. Stawiam pudło przed swoim samochodem. Ręcznik zaraz odfrunie. Przytrzymuję go ręką. Trudno będzie otworzyć drzwi, przyciskając jednocześnie ręcznik. Stawiam pudło z boku samochodu od strony pasażera i opieram na nim stopę. Teraz mogę otworzyć drzwi.
Na policzek pada mi pierwsza kropla lodowatego deszczu. Umieszczam karton na fotelu pasażera, po czym zamykam drzwi. Zastanawiam się, czy wrócić jeszcze do budynku, ale jestem pewny, że wszystko zabrałem. Nie chcę przenosić obecnego projektu do specjalnej części archiwum. Nie chcę go więcej widzieć.
Ale chcę się jeszcze zobaczyć z Dale’em, Baileyem, Chuyem, Erikiem i Lindą. Kolejna kropla deszczu. Zimny wiatr jest przyjemny. Potrząsam głową i wracam do wejścia. Wsuwam kartę identyfikacyjną i przyciskani kciuk do sensora. Pozostali są na korytarzu, niektórzy z pełnymi pudłami, inni tylko stoją.
— Jesteście głodni? — pyta Dale. Pozostali rozglądają się dokoła.
— Jest dopiero dziesiąta dwanaście — zauważa Chuy. — To nie pora na lunch. Jeszcze pracuję. — Nie ma pudła. Linda też nie. To dziwne, że ci, którzy nie odchodzą, przywieźli pudła. Czy chcieli, żebyśmy odeszli?
— Moglibyśmy później wybrać się na pizzę — mówi Dale. Patrzymy po sobie. Nie wiem, co myślą pozostali, aleja uważam, że to nie będzie to samo, a jednocześnie aż zanadto tak samo. Udawanie.
— Moglibyśmy pójść gdzieś indziej — podsuwa Chuy.
— Pizza — mruczy Linda.
Nikt się już nie odzywa. Wydaje mi się, że nie przyjdę.
Dziwnie jest tak jechać w czasie dnia roboczego. Wracam do domu i parkuję na miejscu najbliżej wejścia. Wnoszę pudło na górę. W budynku jest bardzo cicho. Wstawiam pudło do szafy, za buty.
Mieszkanie jest ciche i wysprzątane. Przed wyjściem pozmywałem; zawsze tak robię. Wyjmuję z kieszeni pudełko z monetami i kładę je na koszu z ubraniami.
Powiedzieli nam, żebyśmy zabrali ze sobą trzy zmiany ubrania. Mogę je teraz spakować. Nie wiem, jaka będzie pogoda, ani czy będziemy potrzebowali okryć wierzchnich. Wyjmuję z szafy walizkę i wkładam do niej pierwsze trzy koszule z wierzchu stosu w drugiej szufladzie. Trzy komplety bielizny. Trzy pary skarpet. Dwie pary brązowych spodni i jedną parę niebieskich. Niebieski sweter na wypadek chłodów.
Mam zapasową szczoteczkę do zębów, szczotkę do włosów i grzebień, które trzymam na wszelki wypadek. Nigdy ich nie potrzebowałem. Teraz też tak jest, ale jeśli je zapakuję, nie będę musiał się nad tym zastanawiać. Wkładam szczoteczkę do zębów, świeżą tubkę pasty, szczotkę, grzebień, brzytwę, krem do golenia i obcinacz do paznokci do niewielkiej, zapinanej na suwak kosmetyczki, która mieści się w mojej walizce. Chowam ją tam. Przeglądam ponownie otrzymaną listę. To wszystko. Zapinam paski w walizce, a następnie zamykam ją i odstawiam.
Pan Aldrin powiedział, żeby skontaktować się z bankiem, administratorem budynku i wszystkimi przyjaciółmi, którzy mogliby się o mnie martwić. Dał nam oświadczenie dla banku i dozorcy, wyjaśniające, że zostajemy czasowo oddelegowani przez firmę, a nasze pensje będą nadal przekazywane na konta, z których wszystkie opłaty powinny być uiszczane automatycznie. Zanoszę oświadczenie dozorczyni.
Drzwi do jej mieszkania na dole są zamknięte, lecz ze środka dobiega jęk odkurzacza. Kiedy byłem mały, bałem się odkurzacza, ponieważ brzmiało to tak, jakby krzyczał: oooooooooch… nieeeeeeeeeeeeeeee… ooooooooooooooch… nieeeeeeeeeeeeee… gdy mama przeciągała ssawką tam i z powrotem po dywanie. Ryczał, jęczał i skowyczał. Teraz te dźwięki tylko mnie irytują. Naciskam guzik dzwonka. Jęk się nagle urywa. Nie słyszę kroków, ale drzwi otwierają się po chwili.
— Pan Arrendale! — woła zaskoczona pani Thomas, dozorczyni. Nie spodziewała się, że zobaczy mnie w samym środku dnia pracy. — Jest pan chory? Potrzebuje pan czegoś?
— Biorę udział w projekcie badawczym firmy, dla której pracuję — mówię. Przećwiczyłem gładkie wymawianie tego zdania. Podaję jej oświadczenie otrzymane od pana Aldrina. — Zleciłem bankowi opłacanie czynszu. Jeśli nie będzie tego robił, proszę skontaktować się z firmą.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Prędkość mroku»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prędkość mroku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Prędkość mroku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.