Elizabeth Moon - Prędkość mroku

Здесь есть возможность читать онлайн «Elizabeth Moon - Prędkość mroku» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 2005, ISBN: 2005, Издательство: ISA, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Prędkość mroku: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Prędkość mroku»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Prowokująca do myślenia, wzruszająca, niezapomniana PRĘDKOŚĆ MROKU to pasjonująca wyprawa w głąb umysłu osoby autystycznej, zmagającej się z fundamentalnymi kwestiami człowieczeństwa i uczuć.

Prędkość mroku — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Prędkość mroku», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Lou… — Zaraz jednak potrząsa głową i już wiem, że nie powie tego, co zamierzała. — Chcesz się pofechtować? — pyta.

Nie chcę się fechtować. Chcę siedzieć obok niej. Chcę jej dotknąć. Chcę zjeść z nią kolację i pójść z nią do łóżka. Ale jest to coś, czego nie mogę zrobić, jeszcze nie teraz. Wstaję i zakładam maskę.

Nie potrafię opisać, co się ze mną dzieje, kiedy jej ostrze dotyka mojego. To silniejsze niż dotychczas. Czuję, jak moje ciało się napina, reagując w sposób głęboko niewłaściwy, acz cudowny. Chcę, żeby to trwało, a jednocześnie chcę przerwać i ją przytulić. Zwalniam, żeby za szybko jej nie trafić i przedłużyć pojedynek.

Nadal mogę zaprosić ją na kolację. Mógłbym to zrobić przed lub po kuracji. Może.

* * *

Czwartkowy ranek. Jest zimno, wietrznie, a niebo zasnuwają szare chmury. Słucham Mszy Beethovena. Światło sprawia wrażenie ciężkiego i powolnego, choć wieje porywisty wiatr. Dale, Bailey i Eric już przyjechali — w każdym razie widzę ich samochody. Auta Lindy nie ma jeszcze na swoim miejscu; Chuya również. Kiedy idę do budynku, wiatr oblepia mi spodnie wokół nóg. Czuję falowanie tkaniny na skórze. Sprawia to wrażenie dotyku mnóstwa maleńkich paluszków. Pamiętam, jak błagałem mamę, żeby odcinała metki od moich koszulek, kiedy byłem dzieckiem. Później, gdy dorosłem, robiłem to sam. Czy potem będę je w ogóle dostrzegał?

Słyszę za sobą samochód i oglądam się. To auto Lindy. Parkuje na swoim miejscu. Linda wysiada, nie patrząc na mnie.

Przy drzwiach wsuwam kartę do czytnika, przyciskam kciuk do płytki, a drzwi szczękają i otwierają się. Popycham je i czekam na Linde. Podnosi klapę bagażnika i wyjmuje pudło. Przypomina pudło pana Crenshawa, nie ma tylko żadnych napisów na bokach.

Nie pomyślałem o przywiezieniu pudła na rzeczy. Zastanawiam się, czy uda mi się znaleźć jakieś podczas lunchu. Ciekawe, czy przywiezienie pudła przez Linde oznacza, że postanowiła poddać się leczeniu.

Trzyma pudło pod pachą. Idzie szybko, a wiatr odwiewa jej włosy na plecy. Linda zazwyczaj je wiąże; nie wiedziałem, że będą w ten sposób falować na wietrze. Jej twarz wygląda inaczej — jest niewzruszona i spokojna, jak pozbawiona lęku czy trosk rzeźba.

Mija mnie z pudłem, a ja wchodzę za nią do środka. Pamiętam, żeby dotknąć ekranu, sygnalizując, że dwójka ludzi weszła na jedną kartę. Bailey stoi na korytarzu.

— Masz pudełko — mówi do Lindy.

— Pomyślałam, że komuś może się przydać — odpowiada Linda. — Przyniosłam je na wszelki wypadek.

— Ja przyniosę swoje jutro — oświadcza Bailey. — Lou, wynosisz się dzisiaj czy jutro?

— Dzisiaj — mówię. Linda na mnie patrzy. — Mógłbym wykorzystać to pudło — dodaję, a ona wysuwa je w moją stronę, nie patrząc mi w oczy.

Idę do swojego pokoju. Już wygląda dziwnie, jak pokój kogoś innego. Gdybym go tak zostawił, czy będzie wyglądać równie dziwnie po moim powrocie? Skoro jednak wygląda dziwnie teraz, to czy oznacza to, że częściowo żyję już przyszłością?

Przesuwam niewielki wentylator, poruszający spirale i wiatraczki, po czym odstawiam go na miejsce. Siadam na krześle i rozglądam się ponownie. To jest ten sam pokój. To ja nie jestem tą samą osobą.

Zaglądam do szuflad biurka i widzę tę samą stertę książki. Na samym dnie — choć od dawna tam nie zaglądałem — leży Podręcznik pracownika. Na wierzchu znajdują się różne podręczniki dotyczące aktualizacji systemu. Nie powinno się ich drukować, ale łatwiej jest czytać tekst na papierze, gdzie litery są absolutnie nieruchome. Wszyscy korzystają z moich podręczników. Nie chcę zostawiać tutaj tych nielegalnych wydruków na czas mojego leczenia. Wyciągam je i układam tak, aby na wierzchu znalazł się Podręcznik pracownika. Nie wiem, co z nimi zrobić.

W niższej szufladzie leży stara karuzela, którą wieszałem, dopóki nie wygięła się największa ryba. Teraz na lśniących powierzchniach rybich boków pojawiły się czarne punkty. Wyciągam karuzelę, krzywiąc się na jej dzwonienie, i pocieram jedną z ciemnych plamek. Nie schodzi. Wygląda jak liszaj. Wrzucam zabawkę do kosza, ponownie krzywiąc się z powodu hałasu.

W płaskiej szufladzie pod blatem trzymam kolorowe ołówki i niewielkie plastikowe pudełko z drobnymi na napoje gazowane. Wkładam pojemnik do kieszeni, a ołówki kładę na biurku. Przeglądam półki. Znajduję tam jedynie informacje o projektach, teczki i przedmioty stanowiące własność firmy. Nie muszę ich sprzątać. Zdejmuję spirale, zaczynając od tych, które lubiłem najmniej: żółtych, srebrnych, pomarańczowych i czerwonych.

Słyszę głos pana Aldrina, rozmawiającego z kimś na korytarzu. Otwiera moje drzwi.

— Lou, zapomniałem przypomnieć wszystkim, by nie wynosili poza teren campusu żadnych opracowań dotyczących projektów. Jeśli chcesz przechować jakieś związane z tym materiały, połóż je w jednym miejscu z etykietką, że muszą znaleźć się w zabezpieczonej części archiwum.

— Tak, panie Aldrin — mówię. Niepokoją mnie trochę te wydruki dotyczące upgrade’ów systemowych, ale nie są one związane z żadnym projektem.

— Pojawisz się jutro w campusie?

— Nie sądzę — odpowiadam. — Nie lubię czegoś zaczynać, a potem zostawiać. Uporam się dzisiaj ze wszystkim.

— Świetnie. Otrzymałeś ode mnie listę zalecanych przygotowań?

— Tak — mówię.

— To dobrze. Ja… — Ogląda się przez ramię, po czym wchodzi do mojego pokoju i zamyka za sobą drzwi. Czuję rosnące napięcie; gotuje mi się w żołądku. — Lou… — Waha się, odchrząkuje i odwraca wzrok. — Lou, ja… chciałem ci powiedzieć, że bardzo mi przykro, że to wszystko tak wyszło.

Nie wiem, jakiej odpowiedzi oczekuje. Milczę.

— Nigdy nie chciałem… Gdyby to zależało ode mnie, nic by się nie zmieniło…

Myli się. Zmieniłoby się. Don wciąż byłby na mnie zły. Nadal kochałbym Marjory. Nie mogę zrozumieć, dlaczego to mówi; musi wiedzieć, że pewne sprawy już uległy zmianie, niezależnie od tego, czy ktoś tego chciał, czy nie. Człowiek może leżeć przy sadzawce całymi tygodniami, wręcz miesiącami, czekając na zstępującego z niebios anioła, zanim ktoś przystanie przy nim i zapyta, czy chce być uzdrowiony.

Wyraz jego twarzy przypomina mi, jak często sam się czułem. Uświadamiam sobie, że pan Aldrin jest przerażony. Najzwyczajniej w świecie czegoś się boi. Źle jest bać się przez dłuższy czas; wiem, że to boli. Żałuję, że ma taką minę, ponieważ wywołuje ona u mnie wrażenie, że powinienem coś z tym zrobić, a nie mam pojęcia co.

— To nie pańska wina — mówię. Twarz mu się wygładza. To były właściwe słowa. Ale to zbyt proste. Mogę je wymówić, ale czy stają się przez to prawdziwe? Słowa mogą być nieodpowiednie. Poglądy mogą być złe.

— Chcę mieć pewność, że naprawdę jesteś… naprawdę chcesz tego leczenia — wyznaje. — Nie ma absolutnie żadnych nacisków…

Znowu się myli, choć może mieć rację, że obecnie ze strony firmy nie ma żadnych nacisków. Teraz kiedy wiem, że zmiana nadejdzie i jest możliwa, czuję coraz większą presję; to tak jak powietrze wypełniające balon lub światło wypełniające przestrzeń. Światło nie jest bierne. Wywiera nacisk na wszystko, na co pada jego blask.

— To jest moja decyzja — mówię. Chcę powiedzieć, że niezależnie od tego, czy decyzja jest dobra, czy zła, taką właśnie podjąłem. Ja również mogę się mylić.

— Dziękuję, Lou — rzuca na koniec. — Ty, wy wszyscy, wiele dla mnie znaczycie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Prędkość mroku»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Prędkość mroku» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Elizabeth Moon - Oath of Fealty
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Liar's Oath
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Surrender None
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Against the Odds
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Change of Command
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Rules of Engagement
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Once a Hero
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Winning Colors
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Oath of Gold
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - Divided Allegiance
Elizabeth Moon
libcat.ru: книга без обложки
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon - The Speed of Dark
Elizabeth Moon
Отзывы о книге «Prędkość mroku»

Обсуждение, отзывы о книге «Prędkość mroku» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x