— Musi pan ściągnąć tu doktora — niespokojnie odezwał się Jens. — Muszę wysłuchać jego opinii na temat mojego odjazdu. Skończycie ten film, gdy tylko odjadę i nigdy nie będę miał okazji tu wrócić. Łapczywie, jakby chcąc zapamiętać wszystko, Lynn wpatrywał się w zatokę, stojące wokół domy, ludzi. Tex pochwycił znaczące spojrzenie Barneya i pokręcił przecząco głową. Machnął ręką w kierunku obozu.
— Idę po samochód i poproszę profesora, by uruchomił Vremiatron. Ktoś powinien obandażować rękę temu Wikingowi i dać mu penicylinę.
— Przywieź ze sobą pielęgniarkę. Ja zostanę tu z Jensem — odparł Barney.
— Muszę panu powiedzieć, że zupełnie przypadkowo dokonałem pewnego odkrycia — Lynn położył rękę na ramieniu Barneya. — Usłyszałem jak Ottar opowiadał jednemu ze swoich ludzi o tarczy żyrokompasu na okręcie. Wymawiają te nazwę po swojemu, brzmi to mniej więcej „usas — notra”. Zaszokowało mnie to. W sagach islandzkich jest wyraz, wspomniany tylko jeden raz. Odnosi się do jakiegoś instrumentu nawigacyjnego, którego nigdy nie udało się zidentyfikować. Wymawia się go „husanotra”. Jeśli tak, to wpływ naszego pojawienia się w jedenastym stuleciu jest większy, niż ktokolwiek z nas mógł to sobie wyobrazić. Wszystkie możliwości muszą zostać sprawdzone. Nie mogę wracać!
— To bardzo interesujące, co pan mówi — Barney spojrzał w stronę obozu, lecz samochodu ciągle jeszcze nie było widać. — Powinien pan to opisać w jakimś czasopiśmie naukowym. Po to one są.
— Idiota! Pan nie ma najmniejszego pojęcia o czym mówię. Z pańskiego punktu widzenia Vremiatron istnieje tyko po to, by go skurwić, używając do produkcji jakichś wszawych filmów…
— Niech pan nie będzie taki pochopny w wyzwiskach — odrzekł Barney, starając się zachować spokój ze względu na rannego. — Nikt jakoś nie śpieszył się, by pomóc Hewettowi. Dopiero my daliśmy mu pieniądze. Gdyby Vremiatron nie został użyty do filmu ślęczałby pan teraz z nosem utkwionym w książkach na pańskim uniwersytecie w Los Angeles, nie mając pojęcia ani o jednym z tych odkryć i faktów, które uważa pan za takie ważne. Nie neguje wartości pańskiego zawodu — niech pan uszanuje mój. Przed chwilą usłyszałem tu coś o skurwianiu się. To niczego nie dowodzi. Wojny prostytuują naukowców, ale coś mi się widzi, że wszystkich wielkich wynalazków dokonano wtedy, kiedy toczyła się jakaś wojna, dzięki której mogły zostać sfinansowane.
— Wojny nie finansują badań podstawowych, a tylko te decydują o postępie.
— Najmocniej przepraszam, ale to właśnie zbrojenia chronią nas przed bombami wroga, co daje tym, którzy zajmują się badaniami podstawowymi czas i możliwość ich prowadzenia.
— Gładka odpowiedź, ale nie wyczerpuje zagadnienia. Cokolwiek by pan twierdził — podróże w czasie wykorzystano do produkcji tanich filmów i każda, cenna na wagę złota prawda historyczna może być odkryta wyłącznie przez przypadek.
— Niezupełnie — odparł Barney i westchnął z ulgą, usłyszał bowiem odgłos nadjeżdżającej ciężarówki. — Nie przeszkadzamy panu w badaniach — przeciwnie, nawet w nich pomogliśmy. Miał pan absolutnie wolną rękę. Jeżeli chodzi o przemysł filmowy, zgoda — zainwestowaliśmy we Vremiatron jako w nawy, eksperymentalny środek produkcji. Z materiałem, który pan zgromadził, może pan rozmawiać z dowolną fundacją na temat sfinansowania budowy następnej platformy czasu, tym razem dla celów poznawczych i dla własnej satysfakcji.
— Tak właśnie mam zamiar postąpić!
— Ale jeszcze nie teraz. — Ciężarówka zatrzymała się obok. — Profesor związany jest z nami umową, która zapewnia nam wyłączność używania tego wynalazku przez parę następnych lat. Dopóki nie zwrócą się nam zainwestowane weń pieniądze, rzecz jasna.
— Tak, aż za jasna — odpad Jens, patrząc z goryczą na wyciągane z ciężarówki nosze. — Najpierw zysk, a kulturę i naukę niech szlag trafi.
— Tak się nazywa ta gra. — Barney obserwował, jak ostrożnie wnoszono filologa do kabiny samochodu. — Świata nie zmienisz — musisz nauczyć się, jak w nim żyć.
Lepiej umrzeć jak mężczyzna, niż żyć jak tchórz — ryczał Ottar. — Na Odyna i Freye — za mną!
Gdy silnym pchnięciem otworzył na oścież drzwi, w tarczy którą się osłaniał, utkwiły dwie strzały. Wydając z siebie gromkie okrzyki i wymachując toporem ruszył do ataku z wnętrza płonącego domu. Za nim, wywijając mieczem ruszyła Gudrid, potem Val de Carlo dmący głośno w lulhorn i cala reszta.
— Stop! Do kopiowania — Barney opadł na składany fotel. Zwijamy się, chłopaki. Idźcie szybko na lunch, żeby można było zdemontować kuchnie.
Technicy polewali płonącą ropę naftową pianą z gaśnic. Cuchnęło to wstrętnie. Wygaszono już prawie wszystkie lampy i Gino otworzył kamerę, by wydobyć z niej taśmę. wszystko przebiegało ściśle według planu. Barney odczekał aż ucichnie krzątanina i wyszedł również. Ottar siedział na ustawionej pionowo baryłce i zabawiał się naginaniem bełtów strzał do powierzchni tarczy.
— Spójrz strzały nadlatują — zawołał do Barneya i uniósł tarczę. Uwolnione od nacisku strzały wróciły do poprzedniej pozycji dygocąc z charakterystycznym jękiem.
— Wspaniały wynalazek — zgodził się Barney — Na razie skończyliśmy zdjęcia, Ottarze. Zamierzam aż do przyszłej wiosny zabrać stąd ekipę. Zdołacie do tej pory zbudować częstokół?
— Z łatwością. Ty dotrzymujesz słowa i Ottar dotrzymuje słowa. Bale zetniemy łatwo żelaznymi piłami i siekierami, które nam zostawiłeś. Ale zostaw także żywność, żebyśmy mieli co jeść zimą.
— Całe zaopatrzenie będę miał przed odjazdem ekipy. Wszystko jasne? Masz jakieś pytania?
— Jasne, jasne — mruknął Ottar i skupił się znów na wyciąganiu strzał. Barney spojrzał nań podejrzliwie.
— Jestem pewien. że pamiętasz wszystko, ale dla przypomnienia powtórzmy szybko jeszcze raz. Zostawiamy ci żywność, zborze i cały suszony i puszkowany prowiant, jaki uda nam się zdobyć w magazynach wytwórni. W ten sposób jesienią nie będziecie zmuszeni do gromadzenia zapasów zimowych. Da to wam czas na zbudowanie kilku nowych domów i otoczenie osady palisadą. Jeżeli to co mówił doktor jest zgodne z prawdą, nie musisz obawiać się ludzi z Cape Dorset aż do wiosny; dopóki lody polarne nie zbliżą się do wybrzeża, a foki nie zgromadzą się, by wychowywać na nich swoje małe. Wtedy przybywają łowcy, którzy teraz są znacznie dalej na północ. A nawet gdyby niepokoili cię wcześniej — będziesz bezpieczny za palisadą.
— Zabijemy ich, rozsieczemy ich.
— Spróbuj tego nie robić, jeżeli możesz. Dziewięćdziesiąt procent tego filmu mamy już poza sobą i czułbym się znacznie lepiej, gdybyś nie dał się zabić przed jego ukończeniem. Zobaczymy jak wyglądają wasze sprawy w lutym lub w marcu i sprowadzimy z powrotem całą ekipę jak tylko czerwonoskórzy pojawią się w okolicy. Daj im trochę towarów jako zapłatę za to, że zaatakują częstokół i trochę go spalą. To wszystko. Zgoda?
— I whisky „Jack Daniels”
— To jest przewidziane w kontrakcie…
Dalsze słowa utonęły we wznoszącym się, to opadającym śpiewnym jęku.
— Musisz? — spytał Barney Vala del Carlo, który dął w opasujący go lulhorn.
— To niesamowity instrument — odparł Val_ — Posłuchaj.
Oblizał wargi, przytknął je do ustnika i wydymając zaczerwienione policzki, wydał z niego dźwięk, w którym z trudem można było dopatrzyć się podobieństwa do popularnej melodii „Melodio, kręć się wkoło”.
Читать дальше