Robert Silverberg - Wieża światła

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Wieża światła» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wieża światła: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wieża światła»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Genialny twórca androidów, Someon Krug, opetany jest ideą nawiazania kontaktu z innymi istotami rozumnymi we wszechświecie. Idąc za swym marzeniem pragnie wznieść na arktycznych pustkowiach Kanady gigantyczną wieżę światła, która będzie przekaźnikiem jego gwiezdnego posłania. Budowa postępuje bez przeszkód, aż do dnia, gdy androidy zaczynają żądać takich samych praw, jakie przysługują ludziom…

Wieża światła — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wieża światła», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— A… A… A… A… A… G… A… A… C… A… A… U…

— Co on usiłuje powiedzieć? Lilith pokręciła głową.

— Nic ważnego…

Postąpiła krok w prawo, gdy ręka narkomana była jeszcze dziesięć centymetrów od jej piersi. Uśmiech na twarzy Gammy zaczął przemieniać się w wyraz zdziwienia; jego litania nabrała pytającego tonu:

— A… U… A… A… A… U… G… A… U… C… A… U… Za nami rozległ się tupot powolnych kroków: nadchodził drugi narkoman. Była to dziewczyna, ubrana w długi, podarty płaszcz. Jej twarz była sina i niemal bezcielesna, oczy prawie zamknięte, skóra błyszcząca od potu. Zatoczyła się w stronę pierwszego narkomana i powiedziała coś zdziwionym tonem. Odpowiedział jak przez sen. Nie rozumiem nic z tego, co mówią. Czy to narkotyk powoduje, że dialekt Gamma staje się niezrozumiały? Kiwnąłem do Lilith, proponując odejście, ale pokręciła przecząco głową.

— Zostaniemy. Popatrzmy na nich.

Narkomani wykonywali groteskowy taniec: dotknęli się palcami, ich kolana unosiły się i opuszczały. Gawot marmurowych posągów, menuet dla słoni. Cofnęli się i zaczęli krążyć wokół siebie; stopy mężczyzny nadepnęły na połę płaszcza dziewczyny, która nie zareagowała, postąpiła krok do przodu, okrycie pękło z trzaskiem i stała naga na środku ulicy. Pomiędzy piersiami zwisał na zielonym sznurze nóż; jej plecy pokrywały liczne blizny. Czy ktoś ją biczuje? Własna nagość podnieca ją — widzę, jak twardnieją i unoszą się jej sutki. Teraz mężczyzna jest już obok niej, unosi z trudem rękę i powoli wysuwa nóż z pochwy. Wolno, bardzo powoli opuszcza nóż do podbrzusza dziewczyny, brzucha, czoła — święty znak. Lilith i ja stoimy przy murze, obok wejścia do gabinetu medycznego; widok noża spowodował, że poczułem się nieswojo.

— Proszę mi pozwolić… — powiedziałem.

— Nie, nie! Pan jest tutaj tylko zwiedzającym, to nie pańska sprawa.

— A więc chodźmy, Lilith…

— Poczekajmy. Proszę patrzeć. Narkoman zaczyna śpiewać.

— U… C… A… U… C… G… U… C… G… Odchylił ramiona w tył, potem pochylił się do przodu; nóż powoli skierował się ku brzuchowi dziewczyny. Po napięciu mięśni widziałem, że uderzy z całych sił. To już nie był krok taneczny — ostrze było zaledwie kilka centymetrów od skóry, gdy rzuciłem się do przodu i wyrwałem mu nóż.

Zaczął jęczeć.

Dziewczyna nawet nie dostrzegła, że została ocalona. Wydała jakiś stłumiony okrzyk i osunęła się na bruk z jedną ręką zaciśniętą na piersi, a drugą na udzie. Powoli zaczęła się wyginać.

— Nie musiał pan interweniować! — powiedziała gniewnie Lilith. — Teraz chodźmy. Lepiej stąd odejść!

— Ależ on by ją zabił!

— Nie pańska sprawa!

Pociągnęła mnie za nadgarstek, odwróciłem się i zaczęliśmy oddalać się od tego miejsca. Kątem oka dostrzegłem, że narkomanka podnosi się, krzyczy coś w stronę szyldu Poseidona Musketeera, a potem dobiegło do naszych uszu stłumione warknięcie. Obejrzeliśmy się — dziewczyna wbiła właśnie nóż w brzuch narkomana i metodycznie rozcinała go na dwoje. Został wybebeszony nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak powoli się to odbywa; wydał z siebie stłumione charknięcie.

— Teraz trzeba naprawdę odejść! — powiedziała Lilith. Pospieszyliśmy ku najbliższemu zaułkowi; gdy tam dotarliśmy, odwróciłem się. Drzwi Alfa Musketeera otworzyły się i chwiejąca się, postać Alfa z czupryną siwych włosów stanęła na progu, po czym ruszyła ku narkomanowi. Czy to ten sławny konował? Dziewczyna klęczała nad swoją ofiarą; na jej ciele lśniła krew. Śpiewała głośno:

— G! A! A! G! A! G! G! A! C!

— Tam! — powiedziała Lilith i weszliśmy w cień. Schodki, odór czegoś suszonego, pajęczyna — zanurzyliśmy się w nieznane. Daleko, daleko od nas połyskiwały żółte światła, a my ciągle jeszcze schodziliśmy w dół.

— Co to za miejsce?

— Tunel bezpieczeństwa. Zbudowano go podczas wojny, dwieście lat temu — stanowi część systemu, obejmującego całe podziemia Sztokholmu. Gammy zamieszkują tutaj.

Usłyszałem krótki śmiech, okruchy rozmów; tam w dole znajdowały się sklepy z przysłoniętymi drzwiami, za którymi dymiły i skwierczały lampy. Gammy przechodziły, niektóre z nich robiły znak jeden-dwa-trzy, gdy nas mijały. Pchana obawą, której nie rozumiałem, Lilith jak szalona parła do przodu. Skręciliśmy za pierwszy prawy róg i weszliśmy w kolejny tunel. Obok nas przeszła trójka narkomanów; samiec Gamma, z twarzą poplamioną czerwoną i niebieską farbą zatrzymał się, by zaśpiewać — być może na naszą intencję:

Kogo poślubię?
Kto mnie poślubi?
Ogień w cuchnącej Kadzi
Ogień, który wyzwala
Moja głowa moja głowa moja głowa
Moja głowa.

Po chwili przyklęknął i zwymiotował; jakiś niebieski płyn wylewał mu się z ust, kapiąc pod nogi. Poszliśmy dalej, ścigani powtarzającymi się jak echo okrzykami:

— Al-fa! Al-fa! Al-fa! Al-fa!

Dwoje Gamma spółkowało w ściennej niszy, ich ciała pokrywał lśniący pot. Wbrew sobie spojrzałem w tę stronę i usłyszałem szelest trących o siebie ciał. Dziewczyna uderzała pięściami w plecy swego partnera; czy sprzeciwiała się gwałtowi, czy też jest to objaw namiętności? Nie dowiem się tego nigdy, gdyż z cienia wynurzył się kolejny narkoman i nagle przewrócił się wprost na spółkującą parę. Lilith pociągnęła mnie za rękę — nagle zapragnąłem jej. Pomyślałem o jej twardych piersiach pod okryciem, o jej wilgotnym, pozbawionym owłosienia łonie. Znajdźmy sobie jakiś ciemny kąt, by się pokochać pomiędzy Gammami… Położyłem rękę na jej pośladku, twardym i napiętym podczas marszu.

— Nie tu — powiedziała. — Nie tu. Musimy zachować dystans.

Spod sklepienia opada świetlny blask, błyszczą i szybują czerwone kule. Kilkanaście Gamm wychodzi z przejścia i zatrzymują się, strwożone widokiem dwóch Alf, po czym kłaniają się z szacunkiem i oddalają się biegiem, pokrzykując, śmiejąc się, podśpiewując.

Och, stopię cię i ty mnie stopisz
I my ich stopimy i będziemy szczęśliwi
Clot! Clot! Clot! Clot!
Grig!

— Wyglądają na szczęśliwych — stwierdziłem.

Lilith pokiwała głową.

— Są wypchani jak ostrygi — powiedziała. — Założę się, że idę na orgię promieniowania.

— Co takiego?

Struga jakiegoś żółtawego płynu wyciekała spod zamkniętych drzwi, ostry zapach. Uryna androidów? Drzwi otworzyły się i kobieta Gamma o rozszerzonych oczach, lśniących piersiach i z siną szramą na brzuchu wybucha śmiechem. Skłania się głęboko, z szacunkiem.

— Milady, milordzie… Czy chce się pan ze mną pieprzyć? — Wybucha śmiechem, pochyla się, kołysze, uderza piętami o pośladki wykonując coś w rodzaju chwiejnego tańca; wygina plecy, wypina piersi, rozchyla nogi. Zielone i złote światło wypływa z pomieszczenia, z którego przed chwilą wyszła. Naraz pojawia się jakaś sylwetka.

— Kto to, Lilith?

Wzrost normalny — dwa razy wyższy niż przeciętny Gamma — i tors pokryty grubym, ciężkim futrem. Małpa? Twarz ludzka. Podnosi ręce: małe, krótkie palce z błoną pławną niczym u żaby! Wciąga dziewczynę do środka i drzwi zamykają się za nimi.

— To odpad — mówi Lilith. — Pełno ich tutaj.

— Odpad czego?

— Niestandardowy android. Błąd genetyczny, może zanieczyszczenie w Kadzi. Niekiedy nie mają rąk, czasem nóg, głowy, brak im tego czy tamtego…

— Nie niszczy ich się od razu w fabryce? Lilith uśmiechnęła się.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wieża światła»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wieża światła» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wieża światła»

Обсуждение, отзывы о книге «Wieża światła» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x