„A więc to jest seks…” — pomyślał.
Zastanowił się, co może odczuwać kobieta, mając w sobie coś tak twardego i długiego. Najwidoczniej to lubią: Lilith dyszała i trzęsła się, bez wątpienia z rozkoszy, choć frapowała go myśl, że jest w tym coś śmiesznego. Mimo wszystko takie poruszanie się w kobiecie było czymś ekscytującym. Czy to o tym mówiła poezja? Czy to za to mężczyźni staczali pojedynki i wyrzekali się królestw?
— Kiedy będziemy wiedzieli, że to się skończy? — zapytał po chwili.
Otworzyła oczy; nie był w stanie określić, czy wyrażały wściekłość czy drwinę.
— Będzie pan to wiedział — powiedziała. — Nie przerywajmy…
Ruchy Lilith stawały się coraz gwałtowniejsze: wyginała się i rzucała, jakby we wnętrzu jej ciała szalała burza. Wszystkie mięśnie jej ciała drgały, a w miejscu, w którym w nią wkroczył, czuł ją w gwałtownych konwulsjach. Nagle i on sam poczuł spazmy, które przerwały mu obserwację efektów ich związku. Zamknął oczy, dyszał, a jego serce zaczęło bić jak oszalałe. Skóra stanęła mu w ogniu, opuścił głowę i wstrząsnęła nim seria wyładowujących wytrysków.
Miała rację: łatwo było zauważyć, kiedy będzie koniec. Jakże szybko zniknęła ekstaza! Teraz zadał sobie trud przypomnienia potężnych wrażeń, jakie odczuwał zaledwie minutę wcześniej. Poczuł się oszukany, jakby zaproszono go na przyjęcie i nie podano posiłku. Czy to wszystko?
„Zresztą to nic” — pomyślał. — „To wszystko jest oszustwem!”
Wysunął się z niej; Lilith nadal leżała bezwładnie, z zamkniętymi oczyma i rozchylonymi wargami, pokryta potem i najwyraźniej wyczerpana. Jeszcze nie widział takiej kobiety. Po chwili otworzyła oczy, oparła się na łokciach i uśmiechnęła trochę nieśmiało.
— Halo! — powiedziała.
— Halo! — odparł i odwrócił spojrzenie.
— Jak się pan czuje?
Watchman wzruszył ramionami. Szukał precyzyjnych określeń i nie mógł ich znaleźć; onieśmielony powiedział:
— Zmęczony przede wszystkim… Pusty… To normalne? Czuję się… pusty…
— To normalne, po stosunku wszystkie zwierzęta są smutne. To stare powiedzenie łacińskie. Jest pan zwierzęciem, Thor, proszę nie zapominać.
— Tak, zwierzę… Popiół na zimnej plaży… Czy to sprawiło pani radość, Lilith?
— Nie widział pan tego? Nie, oczywiście… Sprawiło mi to radość.
Lekko położył dłoń na udzie Lilith.
— Jestem zadowolony, ale wciąż zaniepokojony…
— Z jakiego powodu?
— Ten cały ciąg wydarzeń… Wchodzenie, wychodzenie, pocenie się, jęki, ruchy bioder, a potem koniec… Ja…
— Nie — przerwała. — Proszę nie starać się brać tego na rozum i nie analizować. Zbyt wiele pan oczekiwał. To tylko rozrywka, Thor, to robią ludzie, by być razem szczęśliwymi. To wszystko… To nie jest doświadczenie kosmiczne…
— Proszę mi wybaczyć… Jestem tylko głupim androidem, który…
— Nie. Jest pan kimś, Thor.
Zauważył, że sprawił jej przykrość, odmawiając podporządkowania się ich połączeniu, wyrządził przykrość także sobie samemu. Podniósł się powoli. Czuł się załamany, miał wrażenie, że jest pustą wazą, porzuconą na śniegu. Poznał przebłysk radości aż do rozładowania się, ale czy ta chwila ekstazy warta była tego, czego szukał, jeśli przynosiła ze sobą smutek? Zrobiła to dla jego dobra, chciała uczynić go bardziej człowiekiem. Podniósł ją, na chwilę przytulił do siebie, pocałował, ujął jedną pierś i powiedział:
— Spróbujemy jeszcze innym razem, nieprawdaż?
— Kiedy będzie pan chciał…
— Wydawało mi się to bardzo dziwne za pierwszym razem, ale obiecuję postępy. Jestem tego pewny.
— Oczywiście, Thor. To zawsze jest dziwne po raz pierwszy.
— Teraz muszę już iść.
— Jeśli tak trzeba…
— Tak, ale wkrótce wrócę.
— Tak… — dotknęła jego ramienia. — A ja zacznę realizować to, co zadecydowaliśmy. Zaprowadzę Manuela do Gamma Town.
— Doskonale.
— Niech Krug będzie z tobą, Thor.
— Niech Krug będzie z tobą. Zaczął się ubierać.
Rozdział dwudziesty trzeci
I Krug powiedział: „Ale ja utworzę wieczną różnicę między wami.”
„Dzieci z Macicy zawsze będą wychodziły z Macicy, a Dzieci z Kadzi zawsze będą wychodziły z Kadzi. I nie będzie wam dane wydawać na świat dzieci, jak jest to u Dzieci z Macicy.”
„I tak będzie, abyście zawdzięczali życie jedynie Krugowi. Jemu pozostanie chwała za wasze stworzenie na wieki wieków.”
Rozdział dwudziesty czwarty
20 grudnia 2218
Wieża ma już osiemset metrów i ciągle rośnie. Nie sposób oprzeć się jej potędze; gdy wychodzi się z przekaźnika w dzień czy w nocy, staje się w osłupieniu na widok piękna tej lśniącej, ogromnej kolumny. Samotność, która ją otacza, dodaje jej jeszcze szlachetności i potęgi.
Przekroczono już połowę planowanej wysokości konstrukcji.
Ostatnio miało miejsce wiele wypadków, spowodowanych pośpiechem przy pracach. Dwóch robotników spadło ze szczytu wieży; jeden z elektryków uszkodził izolację łącznika, co spowodowało fatalne wyładowanie, którego ofiarami zostało pięć Gamm, montujących kable; zderzyły się dwa cylindry podnośników, powodując śmierć sześciu androidów; Alfa Euclid Planner cudem uniknął poważnych obrażeń podczas zwarcia w komputerze, z którym był sprzężony; trzy Bety runęły z wysokości czterystu metrów na pomocnicze oprzyrządowanie, gdy rusztowanie runęło. Do tej pory budowa kosztowała życie trzydziestu androidów, ale wśród tysięcy pracowników, zatrudnionych przy wznoszeniu wieży, choć praca była niebezpieczna, nie było nikogo, kto by twierdził, że poziom wypadków jest szczególnie wysoki.
Instalowanie urządzeń do przyspieszania tachjonów na pierwszych trzydziestu metrach było już właściwie skończone. Technicy codziennie sprawdzali strukturę kompleksu. Naturalnie, uruchomienie całości przed zakończeniem montażu było niemożliwe, ale części składowe potężnego urządzenia testowano codziennie i Krug poświęcał wiele czasu na obserwowanie tych prób. Błyskały wówczas kolorowe kontrolki, burczały tablice wskaźników, układy sterowania zmieniały położenie, drżały igły przyrządów kontrolnych. Krug z entuzjazmem oklaskiwał pozytywne rezultaty i ciągle zapraszał hordy gości. W ciągu trzech ostatnich tygodni wieżę odwiedził Niccolo Vargas, Clissa, dwudziestu dziewięciu członków Kongresu, jedenastu potentatów przemysłowych oraz szesnastu słynnych przedstawicieli literatury i sztuki. Pochwały były liczne i szczere, a nawet ci, którzy w głębi duszy uważali, że wieża jest gigantycznym szaleństwem, nie mogli powstrzymać się od podziwu na widok jej elegancji, piękna i potęgi. Szaleństwo również może być wspaniałe, a wszyscy, którzy widzieli wieżę Kruga byli pod wrażeniem jej wspaniałości. Ponadto większość ludzi wcale nie uważała za szaleństwo przekazania do gwiazd wiadomości o obecności człowieka w Kosmosie.
Manuela Kruga nie widziano na terenie budowy od początku listopada. Krug wyjaśniał wszystkim, iż jego syn jest bardzo zajęty prowadzeniem całości imperium przemysłowego, a z miesiąca na miesiąc na jego barki spada coraz większa odpowiedzialność; uważano powszechnie, że oznacza to uznanie Manuela za oficjalnego spadkobiercę.
Rozdział dwudziesty piąty
Ostatnim razem, gdy widziałem Lilith, powiedziała:
— Następnym razem zrobimy coś innego, zgoda? Oboje nadzy po miłości, mój policzek na jej piersiach.
Читать дальше