Robert Silverberg - Wieża światła

Здесь есть возможность читать онлайн «Robert Silverberg - Wieża światła» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Amber, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wieża światła: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wieża światła»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Genialny twórca androidów, Someon Krug, opetany jest ideą nawiazania kontaktu z innymi istotami rozumnymi we wszechświecie. Idąc za swym marzeniem pragnie wznieść na arktycznych pustkowiach Kanady gigantyczną wieżę światła, która będzie przekaźnikiem jego gwiezdnego posłania. Budowa postępuje bez przeszkód, aż do dnia, gdy androidy zaczynają żądać takich samych praw, jakie przysługują ludziom…

Wieża światła — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wieża światła», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Nie są niszczeni. Ci, którzy rodzą się nie zdolni do życia, umierają natychmiast i szybko, jeśli przeżyją, wysyła się ich do podziemnych miast, głównie tutaj. Nie możemy zabijać naszych braci-idiotów, Manuelu!

— Leviticus — poprawiam ją. — Alfa Leviticus Leaper.

— Tak. Proszę spojrzeć, drugi…

Koszmarna figura nadchodzi korytarzem: jakby położono go na piecu, aż ciało się nadtopiło — podstawowa struktura jest ludzka, ale reszta już nie. Nos jak kołek, wargi jak spodki, nierówne ramiona, palce jak macki, monstrualne organy płciowe: członek jak u konia, jądra jak u byka.

— Lepiej byłoby, gdyby umarł — mówię do Lilith.

— Nie, nie, to nasz brat. Nasz nieszczęśliwy brat, którego czule kochamy…

Potwór zatrzymuje się przed nami, jego pokraczne ręce robią znak raz-dwa-trzy, po czym doskonale czystym głosem mówi do nas:

— Pokój Kruga niech będzie z wami! Niech Krug wam towarzyszy! Niech Krug wam towarzyszy!

— Niech Krug ci towarzyszy — odpowiada Lilith. Potwór idzie dalej, mamrocząc coś pod nosem.

— Pokój Kruga? Niech towarzyszy wam Krug? Niech Krug będzie z wami? Lilith, co to ma znaczyć?

— Prosta kurtuazja — odpowiada. — Przyjacielskie pozdrowienie.

— Krug?

— Czyż to nie Krug stworzył nas wszystkich? Przypominam sobie pewne słowa, wypowiadane, gdy przebywałem wraz z przyjaciółmi w salonie rozdwojenia.

„Czy wiesz, że wszystkie androidy są zakochane w twoim ojcu? Tak. Czasami myślę, że to jak religia.”

Religia Kruga. Poza tym to nie takie głupie, adorować swego stwórcę. Proszę się nie śmiać. Pokój Krugowi… Niech Krug wam towarzyszy… Niech Krug będzie z tobą…

— Lilith, czy androidy myślą, że mój ojciec jest Bogiem?

Lilith unika pytania.

— Porozmawiamy o tym innym razem — odpowiada. Tutaj ściany mają uszy. Istnieją pewne rzeczy, o których nie możemy mówić.

— Innym razem.

Zrezygnowałem. Tunel rozszerzył się i przekształcił w dużą salę, dobrze oświetloną, pełną ludzi. Targ? Butiki, budki, wszędzie Gamma. Przyglądają nam się z ciekawością. Wśród nich mnóstwo odpadów, jedni okropniejsi od drugich; trudno wprost zrozumieć, jak te słabowite i ułomne istoty zdołały przeżyć.

— Czy oni nigdy nie wychodzą na powierzchnię?

— Nigdy, mogliby zobaczyć ich ludzie.

— A w Gamma Town?

— Nie ryzykują, mogliby zostać starci.

W gęstym tłumie androidy cisną się, poszturchują i dyskutują; starają się utrzymać pustą przestrzeń wokół dwóch niedyskretnych Alf, ale niezbyt wielką. Toczą się dwa pojedynki na noże i nikt nie zwraca na to uwagi. Bez żadnego wstydu szerzy się lubieżność. Jakaś dziewczyna o rozszerzonych oczach rusza ku mnie i szepcze:

— Krug was błogosławi, Krug was błogosławi! Wciska mi coś do ręki i umyka. Prezent — mały sześcian o zaokrąglonych kształtach, jak zabawka z salonu rozdwojenia w Nowym Orleanie. Zaprogramowane przesłanie? Tak, widzę formujące się słowa:

„TWÓJ TWÓJ TWÓJ TWÓJ TWÓJ TWÓJ TWÓJ NIEZBYT GŁĘBOKI JEST TWÓJ STAW BRUDNY WĘGORZU

SLOBIA KRÓLUJE STACKER CIERPI

PLIT! PLIT! PLIT! PLACK!

I ZWRÓĆ KRUGOWI CO NALEŻY DO KRUGA”

— Co to za bzdury, Lilith? Rozumiesz to?

— Częściowo. Gamma mają swój żargon. Ale proszę spojrzeć, tam…

Jakiś samiec Gamma o czerwonej, pryszczatej skórze wytrąca nam sześcian z rąk. Sześcian spada na ziemię i Gamma rzuca się, by go pochwycić. Gwałtowny, ogólny protest, tłum miesza się i kotłuje. Złodziej wyrywa się z tej żywej skłębionej masy i ucieka korytarzem. Gamma biją się między sobą. Jakaś dziewczyna, która straciła w tym zamieszaniu swoje łachmany, wspina się na szczyt splątanej góry ciał; w ręku trzyma sześcian i wsadza go teraz między nogi. Skacze na nią jakiś dobrze zbudowany odpad i odciąga na bok; ma tylko jedno ramię, ale tak grube, jak pień drzewa.

— Grig! — krzyczy dziewczyna. — Frot! Gliss!

Znikają. Przez tłum przebiega groźny pomruk. Wyobrażam sobie, że nas otaczają, zdzierają z nas ubrania, odsłaniają moje ludzkie, owłosione ciało pod kostiumem fałszywego Alfa. Może dystans społeczny nie wystarczy, by nas ochronić?

— Chodźmy — mówię do Lilith. — Myślę, że mam już dość!

— Zaczekaj!

Odwraca się do tłumu, unosi ręce, odwracając dłonie, po czym rozsuwa ręce na metr, jakby chciała zademonstrować ich długość. Potem wygina się w ciekawy sposób, skręcając ciało w coś w rodzaju spirali i ten gest nagle uspokaja tłum. Gamma rozchodzą się i uniżenie pochylają głowy, gdy nas mijają. Wszystko idzie dobrze.

— Dosyć — mówię do Lilith. — Robi się późno. A zresztą, ile to już czasu tu jesteśmy?

— Teraz możemy odejść.

Wędrujemy nie kończącymi się korytarzami, mijamy setki form Gamm, najróżniejszych. Obserwujemy narkomanów, błądzących w ich spowolnionej ekstazie, odpady, stackersów, dźwięki, zapachy, kolory — jestem oszołomiony. Krzyki w ciemnościach, śpiewy.

Nadchodzi dzień wolności
Nadchodzi dzień wolności
Srnip slobia grap gliss
Podnieś się ku wolności!

Schody, potem przeszywa nas zimny wiatr; wspinamy się do góry i znów znajdujemy się w labiryncie brukowanych, brudnych ulic Gamma Town. Odnoszę wrażenie, że za rogiem znajduje się gabinet Poseidona Musketeera. Zapadła już noc, mrugają światła w mieście. Lilith chce wstąpić do tawerny — odmawiam. Do domu, do domu. Dosyć, mój umysł przesiąknięty jest obrazami ze świata androidów. Lilith ustępuje i odchodzimy pospiesznie do najbliższego przekaźnika.

Skaczemy. Jakże teraz jej apartament wydaje mi się jasny i ciepły! Pozbywamy się ubrań, w dopplerze oczyszczam się z czerwonej barwy i pozbywam termicznej osłony.

— Czy to było interesujące?

— Fantastyczne — stwierdzam. — Ale jest tyle rzeczy, które musisz mi wytłumaczyć, Lilith…

Obrazy tańczą w moim umyśle. Płonę.

— Chyba rozumiesz, że nie powinieneś mówić nikomu, że cię tam zaprowadziłam — mówi Lilith. — Miałabym straszliwe kłopoty…

— Zrozumiałe, to tajemnica.

— Chodź do mnie, Alfa Leaper.

— Manuel…

— Manuel… Chodź do mnie.

— Powiedz mi najpierw, co to znaczy, gdy mówią: „Niech Krug będzie”…

— Później. Zimno mi. Ogrzej mnie, Manuelu…

Biorę ją w ramiona. Dotykam ustami jej ust, wsuwam język pomiędzy jej wargi; osuwamy się na podłogę. Bez wahania wchodzę w nią — drży, obejmuje mnie. Gdy zamykam oczy, widzę narkomanów, odpady i stackersów.

Lilith.

Lilith.

Lilith.

Lilith kocham cię kocham cię Lilith Lilith Lilith

Gotuje się wielka kadź. Wychodzą z niej czerwone, wilgotne stworzenia. Śmiechy. Błyski. O, niezbyt głęboki jest twój staw, brudny węgorzu. Moje ciało klaszcze o jej ciało. Plit! Plit! Plack! Gwałtownie Alfa Leviticus Leaper, wyczerpany, wyładowuje miliardy dziewcząt i chłopców w sterylne łono swojej kochanki.

Rozdział dwudziesty szósty

9 stycznia 2219

Wieża ma dziewięćset czterdzieści metrów i rośnie szybciej niż kiedykolwiek. Stojąc u podnóża trudno jest dostrzec szczyt, ginący w słabym odblasku zimowego nieba. W tej porze roku dzień trwa tylko kilka godzin, podczas których promienie słoneczne odbijają się od bloków lśniącej lancy.

Struktury wewnętrzne praktycznie już ukończono w całej dolnej części budowli. Trzy moduły komunikacyjne wielkiej mocy ustawiono już na miejscach: ciemne, metalowe kontenery pięćdziesięciometrowej wysokości zawierają w swym wnętrzu potężne wzmacniacze, dzięki którym posłanie ludzi pomknie poprzez mrok. Gdy patrzyło się na wieżę z daleka, moduły przypominały olbrzymie, dojrzewające ziarna w przezroczystej otoczce.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wieża światła»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wieża światła» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wieża światła»

Обсуждение, отзывы о книге «Wieża światła» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x