Gelsen sam wyszedł z sali. Znów był w rozterce. Ma rację czy tylko sobie coś ubzdurał? Trzeba przyznać, że nie wytłumaczył zbyt jasno, o co mu chodzi.
I czy w ogóle wie, o co mu chodzi?
Zaklął pod nosem. Zastanawiał się, dlaczego nigdy niczego nie może być pewien. Czyż nie istnieją wartości, przy których rzeczywiście warto byłoby obstawać?
Pospiesznie udał się na lotnisko i wrócił do swoich zakładów.
Ptak właściwie nie działał już dobrze. Wiele spośród jego delikatnych części uległo zniszczeniu od stałego użycia. Ale dzielnie zareagował na bodziec.
Pająk atakował właśnie muchę. Ptak śmignął w dół.
W tej samej chwili wyczuł coś nad sobą i pospieszył na spotkanie intruza.
Rozległ się głośny trzask i koło skrzydła ptaka nastąpiło wyładowanie. Ptak z wściekłością wysłał falę porażającą. Napastnik doznał poważnego wstrząsu. Ponownie strzelił w ptaka ładunkiem elektrycznym, tym razem uszkadzając mu skrzydło. Ptak odleciał, ale wróg, nie przestając strzelać ładunkami elektrycznymi, pomknął za nim z niesłychaną szybkością.
Ptak runął na ziemię, ale zdążył jeszcze nadać: Uwaga! Żywym organizmom zagraża nowe niebezpieczeństwo, jak dotąd najgroźniejsze! Ptaki w całym kraju zarejestrowały tę wiadomość. Ich układy myślenia gorączkowo poszukiwały odpowiedzi.
— Szefie, dzisiaj zestrzeliły pięćdziesiąt — rzekł Macintyre wchodząc do gabinetu Gelsena.
— Wspaniale — odparł Gelsen nie patrząc w stronę inżyniera.
— Nie tak znowu wspaniale — Macintyre usiadł. Jestem wykończony. Wczoraj było siedemdziesiąt dwa!
— Wiem — na biurku Gelsena leżało kilkadziesiąt pozwów do sądu, które odsyłał z listami do kancelarii prezydenta.
— One znów odżyją — powiedział Macintyre konfidencjonalnie. — Jastrzębie zostały tak skonstruowane, by je strącać. Są silniejsze od ptaków, szybsze i lepiej uzbrojone. Prędkośmy się z nimi uwinęli, co?
— Jasne.
— Ale ptaki też są dobre — Macintyre musiał przyznać. Nauczyły się już ukrywać. I w ogóle próbują różnych sztuczek. Pamiętaj o tym, że każdy ptak, zanim spadnie, przekazuje innym jakąś wiadomość.
Gelsen nie odpowiedział.
— Ale wszystko to, co potrafią ptaki, jastrzębie potrafią jeszcze lepiej — powiedział Macintyre wesoło. — Jastrzębie mają układy uczenia specjalnie nastawione na polowanie. Są elastyczniejsze od ptaków. I szybciej się uczą.
Gelsen wstał ponuro, przeciągnął się i podszedł do okna. Niebo było czyste. Jego niepokoje już się skończyły. Dobrą czy złą — ale w każdym razie podjął jakąś decyzję.
— Powiedz mi — odezwał się do Macintyre’a — na co będą polowały jastrzębie, jak już postrącają wszystkie ptaki?
— Co? — zapytał Macintyre. — A dlaczego…
— Żeby mieć spokojną głowę, trzeba by na dobrą sprawę wynaleźć z kolei jakieś urządzenie do strącania jastrzębi. To znaczy na wszelki wypadek.
— Czy myślisz…
— Wiem tylko, że jastrzębie działają na zasadzie samokontroli, tak jak ptaki. Toczyły się długie spory na temat zdalnego sterowania. Uznano, że ten system byłby zbyt powolny. A ptaki z samego założenia miały być szybkie. Czyli tym samym bez układów ograniczających.
— Można by coś wykombinować… — rzekł Macintyre niepewnie.
— W tej chwili mamy w powietrzu maszyny agresywne. Mordercze. Przedtem mieliśmy maszyny antymordercze. Nasze następne urządzenie w jeszcze większym stopniu będzie musiało być samodzielne, prawda?
Macintyre nie odpowiedział.
— Wcale nie uważam, żebyś to ty był odpowiedzialny za to wszystko — rzekł Gelsen. — Odpowiedzialny jestem ja. My wszyscy.
Na niebie ukazała się szybko powiększająca się plamka.
— Takie są skutki — powiedział Gelsen — powierzania maszynom spraw, których rozwiązanie należało właściwie do nas.
Wysoko na niebie jastrząb krążył nad ptakiem. Wiele nauczyła się w ciągu paru dni ta śmiercionośna maszyna. Jedyną jej funkcją było zabijanie. Teraz cała jej działalność skierowana była przeciwko pewnemu określonemu typowi żywego organizmu, metalowego jak ona sama.
Ale jastrząb zdążył już odkryć, że istnieją również inne rodzaje żywych organizmów, które należy mordować.
Przekład: Zofia Uhrynowska
Maudr milczał. Leżał i długimi, kościstymi palcami przeczesywał siwą brodę. Inni leżeli wokół niego, przymknąwszy oczy, wyciągnięci wygodnie i niedbale.
— Nie mogę pojąć — mówił Iti — dlaczego jakieś tradycyjne względy, jakieś przesądy i niczym nie uzasadnione wierzenia mają hamować swobodny rozwój badań zmierzających ku poznaniu Naszego Świata?!
— Na pytanie: czym jest Nasz Świat, odpowiedzieć jeszcze nie potrafię — odezwał się Eso. — Ale — tu przerwał i spojrzał z ukosa na Maudra — wydaje mi się, że wszystko, co wpojono nam od chwili, gdy powstała w nas Świadomość Istnienia, jest, mówiąc delikatnie, mocno naciągniętą legendą… Zastanówcie się chwilę, a przyznacie, że i wy nieraz musieliście mieć wiele wątpliwości w tym względzie… Każda myśląca Istota miewa wątpliwości tego czy innego rodzaju. A szczególnie gdy idzie o sprawy tak niezbadane i tajemnicze, jak Zagadka Bytu czy Sens Istnienia… Nieraz na pewno, patrząc przez Wielkie Oko Naszego Świata, niejeden z was pomyślał, że te miliony Drobnych Światełek, które otaczają was zewsząd — to takie same lub podobne Światy, jak ten, w którym żyjemy… To jest jedyna logiczna hipoteza: Nasz Świat jest jednym z tych światełek błądzących w obszarze wielkiej Pustki. Dlaczegóż by on tylko miał być wyróżniony wśród pozostałych? Dlaczego w Tamtych Światach nie miałyby istnieć Istoty nam podobne?
— Wiadomo jest przecież — przerwał mu niecierpliwie Oak — że Istoty Żywe bytować mogą jedynie w Naszym Świecie. Nikt nie potrafi istnieć poza nim!
— Czy ktokolwiek próbował stwierdzić to doświadczalnie?
— Doświadczalnie? Cóż to takiego? — wtrącił pogardliwie Yox. — To tylko bezkrytyczna wiara w prawdziwość świadectwa zmysłów! A któż mi zaręczy, że wszystko, co oglądam w Wielkim Oku, jest rzeczywistym odbiciem tego, co znajduje się poza Naszym Światem? Skąd mam mieć pewność, że w ogóle istnieje cokolwiek poza jego granicami? Dlaczego wreszcie mam być przekonany, że Nasz Świat w ogóle istnieje, że istniejecie wy wszyscy, że istnieje moje ciało? O tym wszystkim informują mnie moje zmysły, a im mam prawo nie dowierzać, bo są wielce niedoskonałe… Jedynie prawdziwy i ponad wszelką wątpliwość istniejący jest mój Rozum, moja Świadomość Istnienia… Reszta — może być i najprawdopodobniej jest tylko wrażeniem powstającym w mojej świadomości!
— A co robisz, gdy jesteś głodny? — spytał podchwytliwie Oak.
— Gdy odnoszę wrażenie, że jestem głodny — ciągnął nie speszony Yox — podpełzam do wrażenia, zwanego Wielkim Regeneratorem, który daje mi wrażenie nasycenia. Ot i wszystko! Jak widzisz, nic nie przeczy mojemu poglądowi na Nasz Świat…
— A my wszyscy, podły egocentryku, jesteśmy jedynie twoim wrażeniem? Nie istniejemy obiektywnie, lecz tylko w twojej wyobraźni?
— Oczywiście! Choć czasem dziwię się, jak wrażenie takiego grubasa może się w mojej wyobraźni pomieścić! Na szczęście jest ona dostatecznie szeroka, czego o twojej powiedzieć nie sposób!
Oak usiłował przybliżyć się do Yoxa, aby pięścią udokumentować mu realność swego istnienia, lecz po kilku próbach uniesienia się zrezygnował z tego zamiaru. Odkąd bowiem brzuch zaczął zwisać niżej, niż sięgały kolana, pełzanie sprawiało mu niezwykłą trudność, nie mówiąc już o chodzeniu na czworakach. Poprzestał zatem na gniewnym pomruku i legł wygodnie na miękkim podłożu.
Читать дальше