Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy
Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatni z Atlantydy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Pozbawieni woli i wyobraźni, bezmyślnie powtarzali słowa, które ktoś podawał im przez radio.
— Radość życia i szczęście, to poznanie samego siebie — mówił głos z głośnika.
— Radość życia i szczęście, to poznanie samego siebie — powtarzało chórem dwunastu klęczących mężczyzn, których wola była zdławiona przebiegającym między ściankami zmiennym polem elektrycznym.
— O jak wspaniale, gdy się wie, że wszystko jest tak proste! Jakaż to rozkosz mieć świadomość, że miłość, lęk, ból, nienawiść, głód, tęsknota, radość — to nic innego, jak przebieg impulsów elektrochemicznych w naszym organizmie!
— … w naszym organizmie…
— Posiadłszy tajemnicę obiegu impulsów w obwodzie włókien nerwowych poznajemy, co to szczęście i radość życia.
— … szczęście i radość życia — powtarzał chór głosów.
— O jakże biedni są ludzie, którzy nie posiedli tej wielkiej prawdy!
— … tej wielkiej prawdy… — powtarzali tępo pozbawieni woli ludzie.
— To on, nasz nauczyciel i zbawca, pan Kraftstudt obdarzył nas tym szczęściem!
— … szczęściem…
— Dał nam życie.
— Dał nam życie.
— Odkrył przed nami najprostsze prawdy o nas samych. Oby żył wiecznie nasz nauczyciel i zbawca!
Słuchałem tej potwornej modlitwy, zaglądając przez szklane drzwi klasy.
Wycieńczeni ludzie o półprzymkniętych powiekach tępo i apatycznie powtarzali bzdurne sentencje. Generator elektryczny, znajdujący się o dziesięć kroków od nich, narzucał — gwałcąc ich świadomość niezdolną do jakiegokolwiek sprzeciwu — pokorę i lęk. Było w tym coś nieludzkiego, obrzydliwego do ostatnich granic, a równocześnie coś niezmiernie okrutnego. Gdy się patrzyło na żałosny tłumek istot ludzkich, pozbawionych woli, mimowiednie nasuwały się skojarzenia z ludźmi zamroczonymi do nieprzytomności wódką czy narkotykami…
Po modlitwie dwanaście ofiar Kraftstudta przechodziło do przestronnej sali, gdzie wzdłuż ścian stały biurka. Nad każdym z nich zwisała z sufitu okrągła płyta aluminiowa, stanowiąca część gigantycznego kondensatora.
Druga płyta znajdowała się prawdopodobnie w podłodze.
Ta sala, z aluminiowymi „parasolami” nad biurkami, przypominała kawiarnię na otwartym powietrzu. Wystarczyło wszakże popatrzeć na ludzi, siedzących pod parasolami, by to idylliczne wrażenie prysnęło w jednej chwili.
Każdy z „matematyków” znajdował na swym biurku kartkę papieru z podanymi założeniami zadania, które musiał rozwiązać. Początkowo ludzie ci patrzyli tępym wzrokiem na zapisane wzory i równania. W tym momencie byli jeszcze pod działaniem częstotliwości, która pozbawiała ich woli. Ale oto włączono częstotliwość dziewięćdziesięciu trzech herców i głos przez radio podawał rozkaz:
— Zaczynajcie pracę!
I wszyscy równocześnie — a było ich dwunastu — chwytali za ołówki i papier i zaczynali gorączkowo pisać. Nie można tego było nazwać pracą, przypominało to jakieś opętanie, histerię matematyczną, patologiczny atak gorączki matematycznej. Ludzie zwijali się, pochyleni nad papierami.
Ręce ich biegały po papierze w takim tempie, że nie sposób było nadążyć wzrokiem za tym, co piszą. Twarze ich stawały się fioletowe z natężenia, oczy wychodziły im z orbit.
Trwało to około godziny. Potem, gdy ich ruchy rąk traciły płynność i stawały się przerywane, gdy głowy dotykały już niemal biurka, a na wyciągniętych szyjach występowały nabrzmiałe, sine żyły, generator przełączano na częstotliwość ośmiu herców. Wszyscy momentalnie zasypiali.
Kraftstudt dbał o wypoczynek psychiczny swych niewolników!
Pewnego razu, gdy obserwowałem ten wstrząsający widok szaleństwa matematycznego, byłem świadkiem, jak jeden z obliczeniowców nie wytrzymał… Nagle przestał pisać, jakoś dziwnie odwrócił się w stronę pracującego gorączkowo sąsiada i przez kilka chwil patrzył bezmyślnie przed siebie, jakby usiłując coś sobie przypomnieć. Zdawać się mogło, że zapomniał o czymś bardzo istotnym i koniecznym dla dalszego rozwiązania zadania.
Potem zawył straszliwie gardłowym głosem i zaczął szarpać na sobie ubranie. Gdy był już całkiem nagi, jął rwać zębami ciało na rękach, gryzł palce, darł skórę na piersi, bił głową o kant biurka… Potem stracił przytomność i upadł na podłogę.
Pozostali matematycy nie zwracali na niego najmniejszej nawet uwagi, w dalszym ciągu skrzypiąc gorączkowo ołówkami.
I wtedy porwała mnie taka wściekłość, że zacząłem walić kułakiem w zamknięte drzwi. Miałem ochotę krzyknąć tym nieszczęśnikom, żeby porzucili swoją pracę, wyrwali się z tego przeklętego pomieszczenia, podnieśli bunt i unicestwili swoich oprawców.
— Czy warto tak się denerwować, panie Rauch? — usłyszałem obok siebie czyjś spokojny głos. To był Bolz.
— Wy, kaci! Co wyrabiacie z ludźmi! Jakim prawem pastwicie się tak nad nimi?
Uśmiechnął się swym uprzejmym, inteligentnym uśmiechem i rzekł:
— Pamięta pan mit o Odysie? Bogowie zaproponowali mu, by dokonał wyboru — albo życie długie i spokojne, albo krótkie, ale burzliwe. Wybrał to drugie. Ci ludzie także.
— Oni nie dokonywali żadnego wyboru. To wy za pomocą waszego generatora impulsowego zmuszacie ich, by trwonili życie i zdążali bezwiednie do własnego samounicestwienia w imię waszych korzyści!
Bolz roześmiał się.
— A czy nie słyszał pan od nich samych, że są szczęśliwi? Oni rzeczywiście czują się szczęśliwi. Proszę spojrzeć, z jakim zapamiętaniem pracują. Czyż szczęścia nie osiąga się poprzez pracę twórczą?
— Pana rozumowanie jest obrzydliwe. Wiadomo przecież wszystkim, że istnieje jakieś naturalne tempo życia człowieka i wszystkie próby, zmierzające do przyśpieszenia go — są zbrodnią.
Bolz znów się roześmiał.
— Myśli pan nielogicznie, profesorze. Dawniej ludzie chodzili piechotą i jeździli na koniach. Teraz latają samolotami odrzutowymi. Dawniej wiadomości przekazywano z ust do ust, od człowieka do człowieka, i całymi latami wędrowały one przez świat, a dzisiaj ludzie natychmiast dowiadują się o wszystkim przez radio i telefon. To są przykłady, jak współczesna cywilizacja wzmaga tempo życia. I pan nie uważa tego za zbrodnię. A kino, a prasa, a setki udogodnień, nienaturalnych przyjemności i rozkoszy — czyż to też nie wzmaga tempa życia?
Dlaczego więc sztuczne przyśpieszenie funkcji organizmu żywego uważa pan za zbrodnię? Jestem przekonany, że ludzie ci, żyjący w sposób naturalny, nie zrobiliby nawet jednej milionowej tego, co robią obecnie. A sensem życia w ogóle jest, jak wiadomo, praca twórcza. Sam pan się przekona o tym, gdy przyłączy się pan do nich. Wkrótce i pan zrozumie, na czym polegają radość i szczęście! Już za dwa dni. Przygotowują dla pana specjalny pokój. Będzie tam pan pracował sam, ponieważ, proszę wybaczyć, różni się pan nieco od normalnych ludzi.
Bolz poklepał mnie familiarnie po ramieniu i pozostawił samego, pogrążonego w rozmyślaniach nad jego nieludzką filozofią.
Zgodnie z danymi „spektrum” zaczęto mnie „wychowywać”, stosując częstotliwość, która powodowała takie poczucie siły woli, że mogłem zdobyć się na każdy, nawet najbardziej szaleńczy czyn. Dlatego też nie było mi trudno zdobyć się na bohaterstwo tego rodzaju, jak symulowanie utraty woli. Klęczałem bezmyślnie i powtarzałem tępo za głosem z megafonu modlitewne brednie, sławiące Kraftstudta. Oprócz modlitwy wpajano we mnie, jako nowicjusza, niektóre prawdy z zakresu neuro-
cybernetyki. Sens owej niedorzecznej nauki polegał na tym, że miałem zapamiętać, jakim częstotliwościom impulsów odpowiadają te lub inne uczucia ludzkie. W moich planach na przyszłość decydujące znaczenie miała częstotliwość, która pobudza dyspozycje matematyczne, jak również inna, która, na moje szczęście, była bliska granicy dziewięćdziesięciu trzech herców. „Wychowywanie” trwało tydzień, a kiedy wydało się, że jestem już dosyć uległy, posadzono mnie do roboty. Pierwsze zadanie, które otrzymałem do rozwiązania, polegało na analizie możliwości strącania w powietrzu w czasie lotu rakiet międzykontynentalnych.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.