Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy
Здесь есть возможность читать онлайн «Gleb Anfiłow - Ostatni z Atlantydy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ostatni z Atlantydy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ostatni z Atlantydy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ostatni z Atlantydy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ostatni z Atlantydy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ostatni z Atlantydy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wprowadzono mnie do olbrzymiego pokoju. Wydawał się bardzo ciasny, tyle tu było wokół jakichś wielkich aparatów i przyrządów. Pokój sprawiał wrażenie stacji rozrządowej niewielkiej elektrowni. Pośrodku znajdował się pulpit z przeróżnymi skalami i tarczami instrumentów. Z lewej, za metalową siatką, znajdował się duży transformator, a na porcelanowych tablicach tliło się czerwonawym światłem kilka lamp generatora. Do siatki metalowej ekranizującej generator umocowane były woltomierz i amperomierz. Z ich pomocą sprawdzano najwidoczniej moc generatora. Obok wznosiła się kabina o cylindrycznym kształcie, składająca się z dwóch metalowych części, górnej i dolnej, połączonych ze sobą w środku jakimś przezroczystym materiałem izolacyjnym.
Dwaj moi konwojenci podprowadzili mnie do kabiny. Zza tablicy rozdzielczej podniosło się dwóch mężczyzn. Jednym z nich był ten sam doktor, który prowadził mnie do Kraftstudta, a później poczęstował narkozą, drugim — nie znany mi, zgarbiony staruszek o gładko przylizanych rzadkich włosach na żółtej czaszce.
— Trzeba mu zdjąć spektrum — rzekł jeden z konwojentów.
— Nie dał się namówić — powiedział obcesowo doktor. — Wiedziałem, że tak będzie! Wiedziałem, że Rauch należy do kategorii ludzi o silnej naturze. Można było tego oczekiwać. Źle pan skończy, Rauch — rzekł zwracając się do mnie.
— Pan także — odpowiedziałem.
— No, to jeszcze nie wiadomo, a jeśli chodzi o pana, to całkiem pewne.
Wzruszyłem ramionami.
— Będzie pan wykonywał wszystkie czynności dobrowolnie, czy też trzeba będzie zmuszać pana do nich? — spytał obrzucając mnie bezczelnym spojrzeniem.
— Dobrowolnie. Dla mnie jako fizyka może to nawet być interesujące.
— Doskonale. Wobec tego proszę zdjąć buty i rozebrać się do pasa.
Najpierw muszę pana zbadać, osłuchać, zmierzyć ciśnienie.
Rozebrałem się. Pierwsza część zdjęcia spektrum, czyli widma częstotliwości mego mózgu, stanowiła najzwyklejsze badanie lekarskie: „oddychać”, „nie oddychać” i tak dalej.
Gdy badanie skończyło się, doktor rzekł:
— Proszę wejść do kabiny. O, tu ma pan mikrofon. Proszę odpowiadać na moje pytania. Muszę pana uprzedzić: przy jednej z częstotliwości poczuje pan okropny ból. Ale to minie natychmiast, ledwie pan zdąży krzyknąć.
Bosymi nogami wszedłem na porcelanową podłogę kabiny. Nad głową zapaliła się żarówka. Rozległ się warkot generatora, pracującego w układzie impulsowym małej częstotliwości. Natężenie pola wyraźnie wzrastało. Czułem to po wolnych przypływach i odpływach ciepła w całym organizmie. Z każdym impulsem elektromagnetycznym odczuwałem w stawach jakieś dziwne szczypanie. Mięśnie w takt impulsów napinały się lub rozluźniały. Czułem skurcze mięśni nie tylko pod samym naskórkiem, lecz także głębiej, wewnątrz.
Generator zaczął pracować jeszcze intensywniej i częstotliwość fal ciepła wzrosła. „Zaczyna się — pomyślałem sobie. — Żeby tylko wytrzymać!” Przy częstotliwości ośmiu herców zechce mi się spać. Czyżby moja wola nie potrafiła sprzeciwić się temu? Czyżby nie udało mi się wyprowadzić w pole tych „uczonych” w pierwszym punkcie ich „spektrum”? Częstotliwość wzrasta powoli. Liczyłem ilość przypływów i odpływów ciepła na sekundę. Jeden, dwa, trzy, cztery, więcej, jeszcze więcej. Zaczęła opanowywać mnie senność, ale zaciąłem zęby, żeby nie usnąć. Sen nadchodził waląc się na mnie, jak ciężka, lepka bryła, ręce i nogi ciążyły mi, powieki same opadały. Zdawało się, jeszcze chwila i upadnę. Przygryzłem język mocno, aż do bólu, żeby w ten sposób odegnać uczucie senności. W tej samej chwili usłyszałem czyjś głos, jakby dolatujący skądś z daleka.
— Rauch, jak się pan czuje?
— Dziękuję, dobrze. Trochę mi zimno — skłamałem. Głos mój wydał się mnie samemu jakiś obcy. Żeby nie usnąć, przygryzałem wciąż wargi i język.
— Nie chce się panu spać?
— Nie — odrzekłem i pomyślałem sobie: „Jeszcze chwila, a usnę”.
Wtem senność pierzchła, jak ręką odjął. Częstotliwość generatora prawdopodobnie wzrosła po przejściu pierwszego progu krytycznego. Od razu poczułem się świeżo i rześko, jakbym się solidnie wyspał. „Teraz trzeba zasnąć” — zdecydowałem i zamknąwszy oczy zacząłem chrapać.
Słyszałem, jak doktor mówił do swego kompana:
— Dziwny przypadek! Zamiast przy ośmiu i pół herca sen nastąpił przy dziesięciu. Pfaff, proszę zanotować te dane — rzekł do starca. — Rauch, jak się pan czuje?
Milczałem, pochrapując głośno, rozluźniłem wszystkie mięśnie, oparłem się kolanami o ścianki kabiny.
— Idziemy dalej — rzekł wreszcie doktor. — Proszę zwiększyć częstotliwość, Pfaff.
W sekundę potem „przebudziłem się”. W przedziale częstotliwości, jaki przechodziłem w tej chwili, przyszło mi doświadczyć całej gamy najróżniejszych doznań i zmiennych nastrojów. Odczuwałem to smutek, to wesele, to radość, to melancholię. „Teraz trzeba krzyczeć” — postanowiłem nie wiedzieć czemu.
W momencie gdy warkot generatora wzmógł się, wrzasnąłem na całe gardło. Nie pamiętam, jakiej odpowiadało to częstotliwości, ale doktor, gdy tylko usłyszał mój krzyk, głośno skomenderował:
— Wyłączyć napięcie! Pierwszy raz spotkałem się z takim pomyleńcem.
Proszę zanotować. Ból przy siedemdziesięciu pięciu hercach, podczas gdy u normalnych ludzi bywa przy stu trzydziestu. Idziemy dalej. „Będę musiał jeszcze przejść przez częstotliwość stu trzydziestu… Żeby tylko wytrzymać!..”
— Teraz, Pfaff, proszę go sprawdzić na dziewięćdziesiąt trzy.
Gdy uzyskano tę częstotliwość, poczułem, że dzieje się ze mną coś zupełnie nieoczekiwanego. Raptem przypomniałem sobie kilka z tych równań, które zlecałem firmie Kraftstudta, i z przeraźliwą jasnością przedstawiłem sobie w myśli cały przebieg ich rozwiązania. „To pewnie częstotliwość pobudzająca myślenie matematyczne” — przemknęło mi przez głowę.
— Rauch, proszę wymienić osiem pierwszych wyrazów rozwinięcia w szereg funkcji Bessela drugiego stopnia — rozległ się rozkaz doktora.
Wypaliłem odpowiedź z szybkością karabinu maszynowego. W głowie miałem krystaliczną jasność. Cały byłem przeniknięty cudownym, radosnym poczuciem absolutnej wiedzy i pamięci.
— Proszę wymienić pierwszych dziesięć cyfr liczby „pi” po przecinku.
Odpowiedziałem i na to.
— Proszę rozwiązać równanie trzeciego stopnia.
Doktor podyktował mi równanie z ułamkowymi współczynnikami.
Odpowiedzi udzieliłem po dwu-trzech sekundach i wymieniłem wszystkie trzy pierwiastki równania.
— Idziemy dalej. Tutaj wszystko w porządku. Jak u każdego normalnego człowieka.
Częstotliwość powoli wzrastała. W pewnym momencie opanowała mnie nagle chęć płaczu. Do gardła podjechało mi coś dławiącego, łzy pociekły z oczu. Wówczas roześmiałem się w głos. Zaśmiewałem się serdecznie, jakby mnie łaskotano. Śmiałem się, a łzy mi wciąż ciekły i ciekły…
— Znów jakiś zwariowany przypadek… Inaczej niż u wszystkich. Od razu wiedziałem, że to natura o silnej woli ze skłonnościami do neuroz.
Kiedyż zacznie beczeć? „Zabeczałem” wówczas, kiedy wcale nie było mi do płaczu. W pewnej chwili zrobiło mi się lekko i pogodnie na duchu, jakbym był trochę podchmielony. Chciało mi się śpiewać, śmiać i skakać z radości. Wszyscy — Kraftstudt, Bolz, Denis i doktor — wydawali mi się dobrymi, sympatycznymi ludźmi. W tym właśnie momencie zmusiłem się wysiłkiem woli, by zacząć szlochać i głośno pociągać nosem. To płakanie wychodziło mi okropnie kiepsko, ale jeszcze na tyle przekonywająco, żeby wywołać kolejne komentarze doktora:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ostatni z Atlantydy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ostatni z Atlantydy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ostatni z Atlantydy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.