Fergus Slayton zapragnął pojąć młodą Francuzkę za żonę. Między nim a kapitanem niemieckiej łodzi podwodnej wybuchła kłótnia. Niemiec został zabity, a Francuzka stała się żoną Slaytona. Maggie zaś otrzymała rozwód i została wkrótce żoną Floresa.
Flores też jest brutalny, lecz kocha Maggie, jest silny i nie pozwoli jej skrzywdzić.
Potem… potem Francuzka zmarła. Slayton twierdził, że otruła się przypadkowo rybim jadem. Ale na wyspie mówiono, że popełniła samobójstwo, ponieważ kochała kapitana łodzi podwodnej, którego zabił Slayton. Fergus zostawszy wdowcem zażądał, by Maggie wróciła do niego. Lecz Flores oświadczył, że tylko po jego trupie uda się Slaytonowi dopiąć celu.
Oczywiście dla Slaytona taka przeszkoda nie miała żadnego znaczenia. Zabiłby Floresa bez wahania. Lecz po stronie Floresa stanęła cała ludność wyspy. Gubernator zrozumiał, że to nie są żarty, i zrezygnował ze swych zamierzeń.
— Pozostałam więc nadal żoną Floresa — zakończyła Maggie swą opowieść. — I właśnie w takim momencie zjawiła się pani, droga miss Vivian… Czy rozumie pani swoją trudną sytuację? Jeżeli Fergus Slayton podoba się pani, to nie ma o czym mówić. Lecz jeśli się nie podoba lub serce pani zajął kto inny — tu Maggie spojrzała znacząco na Vivian — to proszę się mieć na baczności. Niech pani uważa na Slaytona!
Miss Kingman zarumieniła się.
— Moje serce jest wolne — odpowiedziała — ale w żadnym razie nie wyjdę za mąż za Slaytona.
Rozmowa przeszła na inne tematy. Pani Daudet opowiedziała Vivian różne szczegóły o życiu na wyspie.
— Posiadamy spore zapasy żywności, przede wszystkim konserw. A ponieważ nie wiadomo, czy uda się zdobyć nowe, używamy ich tylko w ostatecznym wypadku. Szczególnie oszczędzamy mąkę. Chleb, wino, konserwy mięsne i jarzynowe przydziela się tylko chorym. Nasze stałe pożywienie stanowią ryby morskie. Toteż wskutek monotonii w odżywianiu zdarza się szkorbut. Tacy chorzy otrzymują specjalne racje z magazynu.
— A czy te wszystkie statki nie mogą zatonąć?
— Nasz profesor Lüders twierdzi, że tu jest dość płytko. A statki tonęły od wieków, podnosząc poziom dna. Obecnie znajdujemy się na prawdziwej wyspie złożonej z zatopionych okrętów. Mamy tu ulubione miejsca spacerów, swoje ulice i place — na pokładach wielkich statków, „góry” i „doliny”… Mieszka z nami sześć małp, kilka psów i oswojonych ptaków, które schwytaliśmy, gdy odpoczywały na wyspie podczas przelotu. — Staruszka westchnęła. — Co można powiedzieć? Człowiek przyzwyczaja się do wszystkiego! A jednak chciałabym jeszcze zobaczyć ziemię i złożyć stare kości w ziemi…
Obawy Maggie sprawdziły się. Miss Kingman wkrótce zetknęła się ze Slaytonem.
Fergus zaprosił Vivian na herbatkę popołudniową. A kiedy miss Kingman przyszła, zaproponował z miejsca, by została jego żoną. Vivian odmówiła kategorycznie. Slayton zaczął ją prosić, a potem uciekł się do gróźb:
— Niech pani zrozumie, że to jest nieuniknione. I leży w pani własnym interesie. Pod moją opieką będzie pani bezpieczna, będzie pani miała wszystko. Będzie pani miała doskonałą obsługę… Wiem, że pani ojciec jest bogaty. Ale całe jego bogactwo to grosze w porównaniu z tym, co ja posiadam. Pokażę pani kufry pełne złota, stosy brylantów i pereł; garściami będzie pani brała szmaragdy z mojego skarbca. Wszystko należeć będzie do pani.
— Nie jestem dzieckiem, nie bawię się kamykami. Zresztą wszystkie te skarby nadają się tutaj tylko do przesypywania z ręki do ręki.
— Niech się pani zgodzi! Niech się pani zgodzi z własnej woli, w przeciwnym razie… i Slayton ścisnął mocno Vivian za łokieć.
— Czy nie zostawiłam tutaj tacy? — rzekła mistress Daudet, uchylając nagle drzwi i wchodząc do kajuty.
Slayton skrzywił się niezadowolony, odszedł od miss Kingman i czekał w milczeniu.
Staruszka w dalszym ciągu uwijała się po kajucie. Slayton stracił cierpliwość.
— Czy prędko się pani stąd wyniesie?
Mistress Daudet wzięła się pod boki, przybrała bojową postawę, zmierzyła Slaytona oczami od stóp do głów i wpadła na niego nagle jak kokoszka, broniąca kurczęcia.
— Nie, nie wyniosę się! Nie wyniosę się, dopóki pan nie odpowie na moje wszystkie pytania. Pan jest gubernatorem wyspy?
— Tak, ja. I co z tego?
— Pan wydaje ustawy?
— Ja wydaję ustawy.
— Więc kto będzie ich przestrzegać, skoro pan pierwszy je łamie?
— O co pani chodzi, szalona kobieto?
— Pan jest szalony, nie ja! Wydał pan prawo, że każda kobieta, która znajdzie się na wyspie, musi wyjść za mąż! Tak, pięknie. Ale kobieta ma prawo wyboru męża… A co pan robi?
— Pani podsłuchiwała?
— Tak, tak, podsłuchiwałam i bardzo dobrze zrobiłam! Czy u nas w taki sposób odbywa się wybór męża? Pan chciał oszukać ją i wszystkich, którzy mają prawo liczyć na jej wybór. Chciał pan obejść prawo, ale to się panu nie uda. Rozniosę tę wiadomość po całej wyspie i wszyscy wystąpią przeciw panu. Pan zapomniał o historii Maggie i Floresa? A więc stawiam ostatnie pytanie: czy ma pan zamiar zastosować się do prawa i wyznaczyć termin, w którym Vivian Kingman dokona wyboru męża, zgodnie z obowiązującymi prawami?
Fergus był rozdrażniony, lecz poczuł, że musi ustąpić.
— Dobrze! Przeprowadzimy wszystko formalnie, skoro pani tego żąda! Ale przekona się pani, że wynik będzie ten sam. Przecież miss nie wyjdzie za mąż za Murzyna albo za jednego z moich obdartusów.
— O tym się jeszcze przekonamy. A teraz, kochanie, chodźmy do mnie — i pani Daudet z miną zwycięzcy wyprowadziła miss Kingman z kajuty Slaytona.
Słońce spływało za horyzont, oświetlając czerwonymi promieniami jasnozieloną powierzchnię Morza Sargassowego i las masztów na Wyspie Zaginionych Okrętów. Ten las zniszczony przez burze, zdziesiątkowany przez czas, jego połamane konary — reje, strzępy żagli zwisające jak ostatnie liście na drzewach — wszystko to mogło doprowadzić do rozpaczy nawet największego optymistę.
Lecz profesor Lüders czuł się tutaj znakomicie, jak uczony archeolog w ulubionym muzeum starożytności.
Usiadł na pokładzie holenderskiej karaweli i z zapałem, ogarniając szerokim gestem wszystko dokoła, opowiadał Huttlingowi:
— Ma pan tu przed sobą całą historię budownictwa okrętowego. Nawet pan sobie nie wyobraża, jakie tu są skarby. Tam, obok statku kołowego z zeszłego stulecia, stoi statek pochodzący z czasów przed Kolumbem. Z takim sterem pływano po oceanie! A tam, za trójpokładowym brygiem, znajduje się perła mojego muzeum: jednomasztowy statek skandynawski na dziewięć wioseł, zbudowany w dziesiątym wieku na zachodnim wybrzeżu Grenlandii. Burza rzuciła go w zamierzchłych czasach na szczątki statków, które jeszcze dawniej uległy katastrofie, dlatego zachował się w takim dobrym stanie. Niech pan popatrzy na jego piękny, wysmukły kształt, na ostro wzniesioną rufę i jeszcze wyżej wzniesiony dziób, uwieńczony drewnianą rzeźbą, przedstawiającą głowę ptaka czy smoka. Jakie zrządzenie losu rzuciło go tutaj? Jacy śmiałkowie wybrali się w daleką drogę na tym wątłym czółnie? A tam, jeszcze niżej, w zastygłych zimnych głębinach, spoczywają zapewne szczątki statków fenickich i egipskich i — kto wie, może właśnie tutaj, pod naszymi stopami, wśród gęstwiny gronorostów i szczątków zaginionej cywilizacji, spoczywa flota wielkiej Atlantydy?
— Panie Huttling! Kapitan Fergus Slayton prosi pana do siebie.
Читать дальше