Na podłodze leżały cenne dywany perskie. Na konsolach stało kilka pięknych waz chińskich. Na ciemnych ścianach z boazerią z czarnego dębu wisiały znakomite obrazy mistrzów holenderskich, hiszpańskich i włoskich: Vélasqueza, Ribery, Rubensa, Tycjana, pejzażysty flamandzkiego Teniersa. Obok tych arcydzieł wisiał zwykły rysunek psa robiącego stójkę. A nieco dalej — piękny obraz japoński wyszywany jedwabiem, przedstawiający żurawia siedzącego na ośnieżonej gałęzi na tle góry Fudżijama.
Na dużym okrągłym stole stały stare kryształowe wazy weneckie z szesnastego wieku, brązowe francuskie kandelabry z epoki Dyrektoriatu i kilka rzadkich okazów różowych muszel. Ciężkie rzeźbione meble, fotele pokryte skórą świńską ze złotymi obwódkami, dodawały powagi kajucie.
„Gubernator” wyspy, kapitan Fergus Slayton, stał oparty o szafę biblioteczną.
Kapitan różnił się bardzo od pozostałych mieszkańców wyspy. Był dobrze zbudowany, miał wypielęgnowaną, gładko ogoloną twarz, a ubrany był w zupełnie przyzwoity mundur kapitański. Lecz nieco spłaszczony nos, ciężki podbródek i zmysłowe usta wywierały niemiłe wrażenie.
Slayton zmierzył przybyszów zimnym spojrzeniem szarych oczu. Patrzył spokojnie, bez słowa, jakby usiłując zbadać, kim są. Widać było, że coś rozważa. Było to spojrzenie człowieka przyzwyczajonego do decydowania o losach ludzi, bez względu na ich własne pragnienia i potrzeby. Prześliznąwszy się oczami po Simpkinsie, widocznie nie uważając go za osobę godną Uwagi, Slayton długo przyglądał się miss Kingman, następnie przeniósł spojrzenie na Huttlinga, po czym powrócił do miss Kingman…
Te milczące oględziny wprawiły Vivian w zakłopotanie i rozgniewały Huttlinga.
— Pozwoli pan, że się przedstawimy — powiedział. — Reginald Huttling, miss Vivian Kingman, mister Jim Simpkins, pasażerowie parowca „Beniamin Franklin”, który doznał awarii.
Slayton, nie zwracając uwagi na Huttlinga, wciąż jeszcze przypatrywał się miss Kingman. Wreszcie podszedł do niej, przywitał się grzecznie, po czym lekceważącym gestem podał rękę Huttlingowi i Simpkinsowi i poprosił wszystkich o zajęcie miejsc.
— Tak, wiem — powiedział — wiem.
Huttling zdziwił się ogromnie, kiedy Slayton z całą dokładnością podał miejsce i czas, w którym nastąpiła awaria „Beniamina Franklina”. Przecież nie wspominali o tym wyspiarzom.
Slayton zwracał się w rozmowie prawie wyłącznie do miss Kingman.
— Skoro zrządzenie losu sprowadziło panią na tę smutną wyspę, to my, jej mieszkańcy, winniśmy błogosławić los za tak piękny dar — zdobył się na ciężkawy komplement, nie uśmiechnąwszy się nawet przy tym.
— Ja nie jestem bynajmniej wdzięczna losowi za to — odparła miss Kingman.
— To się jeszcze okaże — rzekł zagadkowo Slayton. — Życie nie jest tu takie złe, jak się wydaje na pierwszy rzut oka. Czy pani gra na fortepianie? Śpiewa pani może?
— Tak…
— Doskonale. Znakomicie. Znajdzie tu pani świetny fortepian Erarda i bogatą bibliotekę nutową. Książek też jest sporo. Wśród naszych wyspiarzy znajdują się interesujący ludzie. Ot, na przykład, Turnip. Co prawda, zaniedbał się bardzo, ale dużo widział, dużo wie i zajmował kiedyś poważne stanowisko. Teraz jest śmieszny, lecz mimo to interesujący. Następnie Lüders, Niemiec. To nasz historyk i uczony. Studiuje historię budownictwa okrętów, przecież nasza wyspa jest istnym muzeum, nieprawdaż?
— Historię budownictwa okrętowego? To ciekawe — rzekł Huttling.
— Czy to ma jakiś związek z pańską specjalnością? — zapytał Slayton mimochodem, przyglądając się Huttlingowi przymrużonymi oczami.
— Tak, jestem inżynierem, konstruktorem okrętów — odpowiedział Huttling.
Miss Kingman spojrzała na niego ze zdumieniem. Nie wiedziała o tym.
— Więc będzie pan miał ciekawego rozmówcę, mister…
— Huttling.
— Mister Huttling… Lüders zebrał bardzo ciekawą bibliotekę złożoną z dzienników okrętowych i pośmiertnych notatek wszystkich zmarłych na otaczających nas statkach. No… nie radzę czytać tego materiału… Co prawda, byłoby go dość dla dziesięciu powieściopisarzy, ale jest zbyt ponury, zanadto ponury. Po przeczytaniu tej biblioteki Morze Sargassowe wyda się wam jednym z kręgów dantejskiego piekła.
— Pewnie na tych statkach można było znaleźć dużo… osobliwości? — wtrącił Simpkins.
Slayton spojrzał na niego nieco uważniej i notując w pamięci jakąś obserwację czy wniosek, odparł:
— Tak, są również… — zrobił umyślnie taką samą pauzę jak Simpkins — osobliwości. Mamy całe muzeum. Pokażę je panu przy jakiejś okazji, skoro się pan tak interesuje o s o b l i w o ś c i a m i.
— Lecz czego nam, niestety, brak — zwrócił się Slayton ponownie do miss Kingman — to towarzystwa kobiet. Po śmierci mojej żony — Slayton westchnął — pozostały na wyspie tylko dwie kobiety: Maggie Flores i Ida Daudet lub Turnip, jak u nas nazywają jej męża. To czcigodna starsza niewiasta. Poproszę, żeby się zaopiekowała panią.
— Podano do stołu — oznajmił lokaj, Murzyn, wystrojony z okazji przybycia nowych mieszkańców we frak i białe rękawiczki.
— Zapraszam państwa na śniadanie w ich nowym miejscu zamieszkania — i gubernator zaprowadził gości do jadalni, w której znajdował się suto zastawiony stół.
Podczas śniadania Huttling zdziwił się ponownie, stwierdziwszy, że gubernator jest poinformowany o wszystkim, co się dzieje na świecie. Slayton znał nawet najświeższe nowiny. Gubernator spostrzegł zdumione spojrzenia i po raz pierwszy uśmiechnął się zarozumiale.
— My, proszę państwa, jesteśmy Robinsonami. Lecz Robinsonami dwudziestego wieku. Czy zauważyliście druty przymocowane do masztów i słupów? Wyspa Zaginionych Okrętów posiada łączność telefoniczną. Moglibyśmy założyć oświetlenie elektryczne, lecz nie wystarcza nam paliwa. Posiadamy za to radiową stację odbiorczą i nawet głośnik. To wszystko znaleźliśmy na zradiofonizowanych statkach, które przybiły do naszej wyspy w ostatnich latach.
— Chcecie państwo posłuchać? — i Slayton włączył odbiornik.
W kajucie starej fregaty, pośrodku Wyspy Zaginionych Okrętów, rozległa się nagle modna piosenka śpiewana w Nowym Jorku przez znaną śpiewaczkę, którą miss Kingman słyszała wiele razy.
Lecz nigdy jeszcze piosenka nie wzruszyła jej tak głęboko.
Żeńska część ludności wyspy powitała miss Kingman ze szczerym współczuciem.
O ile między Maggie Flores i miss Kingman jako rówieśnicami nawiązały się z miejsca przyjazne stosunki, to stara, pozornie surowa, lecz w istocie rzeczy dobra Ida, żona Arystydesa TurnipaDaudeta, przybrała wobec Vivian opiekuńczy ton troskliwej matki. Tak mało było kobiet na wyspie! Zresztą pani Daudet miała podstawy do przypuszczeń, że Vivian będzie potrzebować jej opieki.
Już pierwszego dnia Maggie Flores opowiedziała Vivian o swym smutnym życiu. Kiedy przypadek rzucił ją na wyspę, wyszła za mąż zgodnie z panującymi na wyspie „prawami” i ceremoniałem za gubernatora Fergusa Slaytona. Z ich małżeństwa urodziło się dziecko, jedyny w owym czasie przedstawiciel najmłodszego pokolenia mieszkańców wyspy. Fergus zachowywał się wobec żony brutalnie, nawet okrutnie, lecz Maggie cierpliwie znosiła to wszystko… Podczas wojny z Niemcami przybiła do wyspy niemiecka łódź podwodna, znajdowało się na niej troje ocalałych ludzi: marynarz, kapitan łodzi i młoda Francuzka — pasażerka statku zatopionego przez tę łódź podwodną.
Читать дальше