Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ciemna strona Słońca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ciemna strona Słońca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dom Sabalos odziedziczył ogromną fortunę i ma zamiar zostać władcą całej planety. Obsługuje go olbrzymia armia robotów, jego ojcem chrzestnym jest inteligentne ciało niebieskie, a na dodatek szef ochrony Doma jest tak skrupulatny, że sprawdza nawet siebie. Mimo to komuś udaje się zamordować Sabalosa, tyle że nie do końca…

Ciemna strona Słońca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ciemna strona Słońca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W drzwiach stał Samhedi w towarzystwie dwóch podkomendnych. Wszyscy mieli paralizatory. Dom pamiętał wypowiedź Korodore'a przy jednej z niewielu okazji, gdy ten był wyjątkowo rozmowny, że jedynie dureń lub ktoś pozbawiony wyobraźni wchodzi do buruku z bronią palną lub energetyczną. Sam Korodore przy tych nielicznych okazjach, gdy się tu zjawiał, miał obosieczny nóż rozmiarów niewielkiego miecza i w takie same uzbrojeni byli jego podkomendni.

— Mamy eskortować pana do domu, panie przewodniczący.

Dom podszedł do niego i spytał podejrzanie uprzejmie:

— Byłeś zastępcą szefa bezpieczeństwa na Terra Novae, tak?

— Byłem.

— Kto kazał ci zabrać paralizatory do buruku?

Samhedi przełknął ślinę i spojrzał na podwładnych. Pomieszczenie zdawało się składać z samych uszu.

— Twój poprzednik nie zrobiłby czegoś takiego, a ty właśnie możesz wywołać międzyrasowy incydent. Teraz odepnijcie kabury z bronią i rzućcie je na ziemię.

— Mam rozkaz dostarczyć pana bezpiecznie do…

— Od mojej babki? Nie ma prawa wydawania żadnych rozkazów dotyczących mojej osoby. Na dodatek nie łamię żadnego prawa, za to ty łamiesz zwyczaje phnobów…

Dalej nie musiał już mówić: Samhedi miał dość.

— A kogo obchodzą zboczone obyczaje przerośniętych żab? — warknął w łamanym phnobijskim.

Obecni kolejno wstali. W półmroku błysnęły długie ostrza. Samiec alfa, który grał z Hrsh-Hgnem, wyskoczył nagle przed Samhediego i z rozmachem wbił nóż w ziemię u jego stóp. Samhedi spojrzał na Dorna.

— To wyzwanie — wyjaśnił Sabalos.

— Proszę bardzo.

Samhedi uniósł paralizator, celując w twarz ph:noba, który nawet nie mrugnął, i nacisnął spust.

Paralizator ustawiony był na niewielką moc, wystarczającą tylko do ogłuszenia, ale z tak małej odległości dał bardziej niż zamierzony efekt: trafiony zwalił się na plecy niczym worek mokrych szmat.

— To jest moja… — Samhedi urwał: po pierwsze Dom zniknął, po drugie ciśnięty z boku nóż wytrącił mu z ręki broń wraz z dwoma palcami.

Zaskoczony uniósł głowę i spojrzał na pierścień pustych twarzy o wielkich oczach…

Isaac pomógł pozostałym wydostać się przez tylne okienko — zdążyli tuż przed tym, nim w budynku zrobiło się nagle głośno, i przemknęli przez ulicę tuż przed dwoma platformami wyładowanymi strażą.

— Pięknie — mruknął Dom. — Żeby nie powiedzdeć ślicznie. Kretyn jeden!

— Inteligencja to podstawa przetrwania rasssy ludzkiej, więc dobrze sssię dzieje, że osssobniki jej nie przejawiające sssą szybko eliminowane — skomentował Hrsh-Hgn.

— Gdzie teraz, szefie? — zainteresował się Isaac. — Bo tu impreza dopiero się rozkręca, a|już zaczyna być tłoczno. Zupełnie jak na Świętego Patyka, kiedy chłopcy dzielą się opłotkiem.

— Babka nie zawsze jest kryształowo uczciwa w interesach. Na wszelki wypadek ma więc na lądowisku w porcie kosmicznym prywatny jacht. Mogą go używać wszyscy członkowie rodu Sabalos, gdyby odczuli gwałtowną potrzebę…

— Niespodziewanych wakacji? — spytał Hrsh-Hgn.

5

Wszechświat podzielony był na dwie części rozdzielone pięciocentymetrową skorupą z monomolekularnej stali. Po wewnętrznej stronie znajdował się luksusowy jacht One Jump Ahead, wygodny dla jednego pasażera i nader ciasny dla trzech, zwłaszcza że jeden był metalowy, a drugi śmierdział mułem. Po zewnętrznej zaś cała reszta wszechświata, składająca się głównie z niczego ze śladami wodoru. Oraz planet zamieszkanych przez ludzi creapii.

Wśród nich wyróżniały się: Terra Novae bogata w metale i dynamicznie rozwijająca się technicznie. Third Eye, zalesiona od tundry po bagna mangrowe, gdzie wiatr śpiewał dziwne melodie, a ludzie byli jeszcze bardziej obcy niż phnoby i rozmawiali oczami i umysłami. Eggplant słynące z wojowniczych wegetarian z przymusu. Planeta drosków Quaducquakucckuaquekekecqac; odwiedzający ją ludzie ledwie skubali strasznie znajome jedzenie i byli wdzięczni, że gospodarze są na tyle dobrze wychowani, że tylko spoglądają łakomie na gości. Laoth, gdzie jedynymi żywymi istotami byli ludzie, a w powietrzu latały ptaki, strumienie zaś pełne były ryb. No i wszystkie planety creapii, na których za niską temperaturę uznawano tę, w której woda właśnie wyparowała.

W pozostałej pustce na uwagę zasługiwały sundogi, rasa The Pod, no i Pierwszy Bank Syriański…

— Szesnaście — powiedział Isaac.

— Żyjemy z pewnośśścią w nieufnym wszechśśświecie — ocenił Hrsh-Hgn.

Ig, który poruszał się z wdziękiem kogoś, kto całe życie przebywał w nieważkości, właśnie wychynął z jakiegoś kąta, trzymając w pysku coś, co z grubsza przypominało pasikonika i nawet miało podobną do pierwowzoru kopię umysłu, tyle że znacznie lepsze oczy i uszy.

— Korodore rzeczywiście zapluskwił ten statek — przyznał Dom, odwracając się od ekranu. — Brawo, Ig!… szukaj dalej.

Z orbity Widdershins była szaroniebieska, wielka i częściowo pokryta chmurami. Do Tau City, nad którym wisiała chmura dymu, docierał świt.

Kabina była ciasna i pełna łokci, z których większość należała do Isaaca, siedzącego w fotelu pilota.

— Mam szefa babcię na linii — oznajmił robot, przestając obserwować Iga. — Szef będzie z nią gadał czy mam wyłączyć?

— Jest zła?

— Kamiennie spokojna.

— O rany, to jeszcze gorzej. — Dom włączył interkom.

— Mam ci niewiele do powiedzenia, chciałabym tylko przypomnieć, że masz obowiązki względem planety — rozległ się spokojny głos Joan L — Nic dla ciebie nie znaczą? Poza tym możesz zostać zabity.

— Zabity mogę zostać i tak, a tu przynajmniej nie mam złudzeń co do stanu własnego bezpieczeństwa.

— Dureń! Korzystasz z pierwszej wymówki, by wyrwać się na idiotyczne poszukiwania. A my mamy regularną wojnę międzyrasową: pół drużyny ochrony zarżnięte w buruku, który zresztą potem podpalono.

— Samhedi zabrał tam ludzi z paralizatorami, wiesz, że prawa phnobów tego zabraniają.

W głośniku zapadła cisza, natomiast na ekranie widać było, że chmura dymu rośnie. Na zachód od Tau City nagle błysnęło oślepiająco — słońce dotarło do Wieży Jokerów.

— To było… głupie — przyznała Joan I powoli. — Niemniej jednak oficerowie na służbie rady zasługują na pewien szacunek. Ogłosiłam stan wyjątkowy, a ciebie za godzinę przejmie na pokład statek, który wysłałem.

Dom przerwał połączenie i spytał Hrsh-Hgna:

— Możesz się połączyć z przywódcą wszystkich buruków? Zdaje się, że ma tytuł Sługa Słupa, prawda?

— Nie wiesz, o co prosssisz, jednakże…

Trzy minuty później Dom spoglądał na ekran, na którym widać było niewielkiego phnoba lekkiej budowy ze srebrną obrożą — ogólnie wyglądał na płeć żeńską, co mogło być mylące, bo jeśli chodzi o seks, byli dziwnie powściągliwi.

— W imieniu rady, co możemy zrobić, by naprawić wyrządzoną wam krzywdę? — spytał.

— Ziemia buruku została splamiona.

Dom skinął głową — teren każdego buruku na głębokość kilku cali pokryty był ziemią z ojczystej planety phnobów.

— Możemy zastąpić ją nową — zaproponował. Nastąpiły targi, po których ocenił.

— Same koszty transportu wyniosą kilkaset tysięcy standardów.

— Możesz podjąć taką decyzję w imieniu rady?

— Pieniądze będą pochodziły z konta rodu Sabalos, rada nie ma nic do tego — zakończył nagle zmęczony.

— Szefie, mamy pewien problem — poinformował go Isaac. — A raczej pracę. Po pierwsze, gdzie lecimy, po drugie, jak mamy zamiar tam dotrzeć?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ciemna strona Słońca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ciemna strona Słońca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ciemna strona Słońca»

Обсуждение, отзывы о книге «Ciemna strona Słońca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x