— Instytut zrozumiał Cuniform c, a to jeden z ich języków.
— Język pisany to zwykły mechanizm do przekazywania informacji. Kiedy znajdzie sssię do niego klucz, ssstosssunkowo łatwo go odczytać.
— A jak znaleźli ten klucz?
— Używając poety i szalonego komputera. — Hrsh-Hgn wziął różowy sześcian, odszukał odpowiedni fragment i wyświetlił go.
W powietrzu zawisły świecące litery Testamentu jokerów:
Ty, który przed nami stoisz!
Trzymamy w dłoniach gwiazdy,
a gwiazdy płoną. Módl się, by,
ostrożnie się z nimi obchodzić.
Czekamy na naszym nowym świecie,
Jedynym
Leżącym po ciemnej stronie Słońca.
— Biały wiersz — ocenił Isaac. — Taki sobie.
— Przyznaję, że w moim języku brzmi lepiej — powiedział Hrsh-Hgn. — Co do reszty, to przypuszczam, że wiecie: już dawno przeszukano wszyssstkie, nawet niezbyt wielkie ciała assstralne, choćby zbliżone do tego opisssu, znajdujące sssię w zamieszkałej sssferze i sssporo poza nią.
— Do tego trzeba by było dodać gwiazdy i przestrzeń — zauważył Isaac. — Choć raczej uznać należy, że jak inne rasy, pochodzą z jakiejś planety.
— Popularne przekonanie głosi, że świat jokerów pełen jest cudów przekraczających wyobrażenie — dodał Hrsh-Hgn.
— Może to być planeta bez słońca, a taką naprawdę trudno znaleźć, przestrzeń jest przecież duża — zauważył Dom.
— To całkiem prawdopodobne — ocenił uprzejmie Hrsh-Hgn.
— Ale nie jestem pierwszym, który o tym pomyślał?
— Prawdę mówiąc, pomysssł powraca mniej więcej co pięć lat.
— A jeśli jest niewidzialna? — spytał Isaac. Dom parsknął śmiechem.
— Może. — Phnob wciąż był uprzejmy. — Dom, sssłyszałeśśś o Gwiazdach Duchach?
— Uhu. Są tak gęste, że nie wpuszczają nawet fal grawitacyjnych.
— To tylko teoria, ale może… teoretycznie da się wyposażyć cały system planetarny w silniki matrycowe; i umieścić go w kosmosie, jak popularnie na:zywamy międzyprzestrzeń — odezwał się Isaac.
Dom miał się powtórnie roześmiać, ale spojrzał na Hrsh-Hgna i zachował powagę.
— Tak głosi legenda o Marnotrawnym Sssłońcu — wyjaśnił phnob. — To historia nissskotemperaturowych creapii. Za pięćdziesiąt lat rzeczywiśśście będzie to możliwe przy obecnym tempie rozwoju techniki. Natomiassst praktycznie jessst to niemożliwe. Widzisz, do wyjśśścia i wejśśścia w międzyprzestrzeń nie potrzeba wielkiej energii…
Potem nastąpiły wyjaśnienia techniczne, z których wynikało, że najważniejszy jest pokładowy komputer. Ponieważ obiekt znajdujący się w kosmosie, czyli w międzyprzestrzeni, jest teoretycznie wszędzie równocześnie, gdyby wyszedł z niej w przypadkowym miejscu, mógłby się znaleźć na przykład w jądrze słońca. By tego uniknąć, niezbędny był pojemny i szybki komputer nawigacyjny, bo „wszędzie” to naprawdę duża przestrzeń, wymagająca przeliczania. Im większy obiekt, tym większa szansa błędu, a więc potrzebny większy komputer.
— Sundog rejestruje aktualny spadek mikroampów, co jessst dla niego odruchowym ćwiczeniem umysssłowym, jako że cztery piąte jego ciała, licząc od tyłu, to pierwotny umysł okreśśślający jego położenie względem konkretnego wszechśsswiata, w jakim żyjemy. Na szczęśśście pozossstaje mu wyssstarczająca objętośśść, by mógł zabrać dodatkową masssę w postaci transportowca czy innego ssstatku. Żeby przelecieć przez kosssmosss gwiazdą śśśredniej wielkośśści, potrzebny byłby komputer o mniej więcej stukrotnej jej masssie.
— A planeta? — spytał Dom.
— Jeśśśli byłaby to niewielka gęsta planeta, taka jak Phnobiss czy Widderssshinsss, mogłoby sssię to udać, gdyby ją wydrążyć i wypakować komputerami. Jessst to jednak bezowocna spekulacja, bo to nie ma sssensssu. Jessstem przekonany, że śśświat joke…
Iluzja.
Ig skomlał. Dom otworzył oczy i mrugnął — był zlany potem, a lewa ręka dziwnie go bolała. Po przeciwnej stronie kabiny Hrsh-Hgn wygrzebywał się z szafki, na którą został ciśnięty.
— Isaac?
j Robot puścił poręcz biegnącą dookoła kabiny.
— Ostro było, nie? — spytał.
— Czuję się, jakby ktoś mnie łupnął czymś dużym, dajmy na to planetą — ocenił Dom. — Albo dużą asteroidą… co się stało?
— Jesteśmy w normalnej przestrzeni, w której sundog znalazł się raczej gwałtownie i niezręcznie.
Dom podleciał do okna, próbując rozwiązać zasupłany porządnie żołądek i równocześnie spacyfikować bolącą głowę.
— Frghsss… — zaklął jękliwie Hrsh-Hgn.
— Sundog?
Przeprosiny. Podróż przerwana wskutek okoliczności nie do przewidzenia: zakłócenie w międzyprzestrzennej czasowymiarowości. Musimy je ominąć w normalnej przestrzeni.
Isaaca przylepiło do ekranu czujników.
— Jest nadal o kilka milionów kilometrów, więc musi rzucać niezły cień… — ocenił. — Nie spieszy mu się… o rety, lepiej sami popatrzcie.
Na maksymalnym zbliżeniu widać było wysmukły ostrosłup, powoli i majestatycznie obracający się i połyskujący, gdy od jego gładkiej powierzchni odbijało się światło bliższych gwiazd. Była to, innymi słowy, Wieża Jokerów.
Dom dotarł do fotela pilota i poprosił sundoga, by zbliżył się do wieży. W ciągu paru minut znaleźli się o kilka kilometrów od nieruchomego obiektu, wokół którego gwiazdy krążyły niczym w planetarium na przyspieszonych obrotach.
— Instytut płaci milion standardów nagrody za lokalizację i szczegóły każdej nowej budowli jokerów — przypomniał Dom. — Chcę ją złapać.
— Przy tej prędkości? — zdziwił się Isaac. — To robota dla dwudziestu sundodów.
Właśnie.
— No, to możemy chociaż wyznaczyć jej kurs. Za to też jest nagroda, tyle że mniejsza. Możemy ją podzielić na trzech.
Czterech.
— Zgoda, czterech… — Dom urwał, z trudem łapiąc powietrze: coś złapało go jak w imadło i ścisnęło.
Wyczuł statek, a raczej skomplikowaną strukturę atomową jego kadłuba i deuter pobłyskujący w komputerze matrycy niby kula czarodziejskiego ognia. Isaac przypominał różnobarwny kłąb prądów przepływających przez zwinięty aluminiowy drut z dodatkiem zjonizowanego wodoru, co dawało niezbyt przyjemne wrażenie. Umysł sundoga miał ciemno-purpurową barwę, przez którą przelatywały jaśniejsze myśli.
Za burtą, po przeciwnej stronie Wieży, wyczuł inny statek; ktoś wiedział, że będą tu przelatywać, i czekał na nich. A raczej na niego. Metalizowany wodór wskazywał, że był w nim robot… znalazł się ponownie w umyśle sundoga… ich pola spolaryzowały się nagle z lekkim wstrząsem i Wieża zaczęła maleć w oddali. Przez moment czuł wściekłość umysłu znajdującego się na tamtym statku, po czym zniknęła ona w dali i szumie tła, gdy sundog z ulgą zanurzył się w kosmos.
A z jego umysłu coś łagodnie się wycofało. Przez moment czuł niesprawiedliwość ograniczeń narzuconych przez posiadanie tylko pięciu zmysłów… a potem nastąpiła reakcja.
Nie upadł tylko dlatego, że w nieważkości nie ma „dołu”, za to zawisł ogłupiały, słuchając zaskoczonych protestów sundoga. Isaac i Hrsh-Hgn przyglądali mu się, po czym phnob ujął go delikatnie i zaciągnął do łóżka.
— Wszystko widziałem — wymamrotał Dom. — Coś patrzyło przeze mnie… tam, za Wieżą czekał zabójca.
— Jasssne — mruknął Hrsh-Hgn. — Pewnie. f!
— Uwierz mi!
— Jasssne.
— Miał przeciwpancerny stripper!
Читать дальше