Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Ciemna strona Słońca» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 2000, ISBN: 2000, Издательство: Rebis, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ciemna strona Słońca: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ciemna strona Słońca»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dom Sabalos odziedziczył ogromną fortunę i ma zamiar zostać władcą całej planety. Obsługuje go olbrzymia armia robotów, jego ojcem chrzestnym jest inteligentne ciało niebieskie, a na dodatek szef ochrony Doma jest tak skrupulatny, że sprawdza nawet siebie. Mimo to komuś udaje się zamordować Sabalosa, tyle że nie do końca…

Ciemna strona Słońca — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ciemna strona Słońca», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Coś skłoniło sundoga do pospiesznego odlotu — zauważył Isaac. — Ty? Dom przytaknął gwałtownie i dodał powoli:

— Myślę, że ja, ale… ale tuż przedtem widziałem… uwierzycie, że widziałem różne prawdopodobieństwa?… Widziałem, jak zostaliśmy zniszczeni, ale to było w innym wszechświecie… W tym uciekliśmy… Rany, nie potrafię tego opisać… nie mamy właściwych słów!

6

„Zastanowiliśmy się głęboko nad tą sprawą i oczywiście nie znaleźliśmy niczego wymagającego wyjaśnień w raportach geofizycznych. Zgodnie z nimi świat znany jako Pierwszy Bank Syriański jest planetą o średnicy siedmiu tysięcy mil i jądrze składającym się prawie w całości z krystalicznego kwarcu i powiązanych z nim elementów. Zapoznaliśmy się też z dowodzeniem przedstawionym przez dr. Ala Putachique'a z Ziemi, wyjaśniającym, jak przez tysiąclecia trzęsienia ziemi i inne zjawiska spowodowały wykształcenie się w sposób naturalny miliardów połączeń tranzystorowych w jądrze, tworząc największy komputer w galaktyce. Zdajemy sobie naturalnie sprawę, że Bank od wielu lat używany jest przez ludzi i pobliskie rasy humanoidalne do rozliczeń i przechowywania informacji oraz oficjalnie jest Skarbnikiem Gwiezdnej Izby Handlu.

Apelujący poprosił o przedstawienie prawnej definicji człowieka, ponieważ pragnie być za takiego uznany, jak też pragnie uzyskać status istoty żywej. Pozostaje więc pytanie, czy Bank jest żywy ? Zgodnie ze wszystkimi sprawdzonymi przez nas definicjami nie jest, co w naszej opinii bynajmniej nie przesądza sprawy. Bank nie był w stanie być tu dziś obecny fizycznie, co wymusiły oczywiste ograniczenia Roche'a, ale rozmawialiśmy z nim długo i szczegółowo. Pod koniec tej niezwykłej dyskusji mój kolega z Ziemi zauważył, co jak rozumiem, było cytatem z jakiegoś przedstawienia rozrywkowego, że niesprawiedliwe jest, by zwykły wirus miał życie, a Bank nie.

Nigdzie nie znaleźliśmy niczego, co zabraniałoby uznać całą planetę za żywy organizm czy nawet za człowieka. Jest to niespotykane, ale nic poza tym. Dlatego też oficjalnie uznajemy Pierwszy Bank Syriański za istotę żywą i mającą wszechświatopogląd wystarczająco rozwinięty, by uznać go za człowieka. I życzymy mu, by jego orbita nigdy się nie degenerowała”.

Z przemówienia wygłoszonego przez Jego Gorącość CrAAgh 456°, mediatora przewodniczącego Gwiezdnej Izbie, 2104 (Patrz też: Life: A Legal Definition autorstwa Jego Gorącości 456°)

Dom wcisnął się do budki i odczekał minutę, spoglądając przez kryształową płytę drzwi na dwa czy trzy tysiące ludzi w centralnym hallu, ale nikt nie: zwracał na niego uwagi. Przed sobą miał kryształową ścianę usianą czerwonymi punkcikami świetlnymi skupionymi najgęściej wokół zwykłego miedzianego dysku.

— Proszę powiedzieć, co pana sprowadza — odezwał się dysk. Dom odprężył się.

— Ty jesteś Bank? — spytał.

— Nie, proszę pana. Jestem Teller, zwykły i prosty serwomechaniczny podzespół.

— Aha… no dobra. W takim razie dokonaj, proszę, transferu siedemnastu standardów z mojego konta na konto rasowe sundogów — polecił uprzejmie Dom i grzecznie odczekał, aż niewidoczne oczy sprawdzą wzór jego siatkówki, zidentyfikują głos, porównają stan uzębienia i kod DNA.

— Transakcja zakończona, proszę pana.

— Chcę poinformować Instytut Jokerów o zlokalizowaniu nowej Wieży. Opis i pozycja, jak zanotowano w dzienniku. — Wsunął kopię dziennnika pokładowego w czytnik pod dyskiem.

— Nagroda zostanie wypłacona po zweryfikowaniu — poinformował go dysk.

Dom już wielokrotnie się zastanawiał, czy niedoszły zabójca także zameldował o odkryciu. Bo tego, że czekał tam na niego zabójca, był pewien. Podobnie jak i tego, że w znacznej części wszechświatów Dom Sabalos był już martwy, jako że zgodnie z rachunkiem prawdopodobiestwa na każdą możliwość zajścia jakiegoś wydarzenia przypadał jeden wszechświat.

— Czy to wszystko, proszę pana? — spytał dysk.

Dom zmarszczył brwi: była to jego pierwsza wizyta w Banku i nie bardzo wiedział, jak postępować. Bank był co prawda jego ojcem chrzestnym i na wszystkie właściwe okazje, na przykład dwudzieste ósme urodziny, przysyłał mu życzenia i prezenty, przeważnie interesujące. Wskazywały na ciekawą osobowość. Życzenia na nic nie wskazywały, poza tym że były podpisane w oficjalnym wysokim creapijskim IV, ulubionym piśmie praworęcznych kaligrafów amatorów. Teraz najważniejszą sprawą było nawiązanie kontaktu.

— Jestem Dom Sabalos, Bank jest moim ojcem chrzestnym — przedstawił się oficjalnie. — Chciałbym go zobaczyć.

— Wystarczy, że się pan tylko rozejrzy — oznajmił poważnie dysk, najwyraźniej nie wyposażony w program zawierający niuanse ludzkiej mowy.

— Chcę się z nim spotkać, porozmawiać z jego ośrodkiem świadomości — sprecyzował.

Nastąpiła pauza, po której dysk powiedział:

— Bardzo dobrze, proszę pana. Zobaczę, co da się zorganizować.

Dom z ulgą wyszedł z kabiny i odszukał kryjącego j się nieporadnie za wysokim na pół mili, połyskującym słupem germanu Hrsh-Hgna. Kolejnym krokiem była zmiana odzieży i prawdziwy posiłek — w ciągle przetwarzanych przez autokucharza molekułach było coś dziwnie niezadowalającego. Przecisnął się obok grupy średniocieplnych creapii i zatrzymał taksówkę.

Główna jaskinia Banku była na tyle duża, że wymagała systemu kontroli pogody, by zapobiec solidnym burzom. Taksówka przemknęła między różnobarwnymi słupami — każdy u podstawy otoczony był kioskami i budkami, a wszędzie pełno było czerwonych światełek. Od czasu do czasu pierścień statyki wędrował w górę słupa, znikając w efektownym rozbłysku w silnie ozonowanych górnych warstwach suchego powietrza, dźwięczącego milionami głosów. Można je było bardziej wyczuć, niż usłyszeć, i był to ogólnie zrozumiały dźwięk — pieniądze rozmawiały' z sobą przez lata świetlne. Całość, ogólnie rzecz biorąc, sprawiała wrażenie początkowych wyobrażeń piekła. Z turystami. Z których część doskonale pasowała do wrażenia.

Taksówka dostarczyła ich do jednej z mniejszych jaskiń, gdzie robot krawiec zaopatrzył Doma w szare kombinezony z typu noszonego na wszystkich praktycznie planetach zamieszkanych przez ludzi. Do tego dodał płaszcz w pasy kolorystycznie nawiązujące do purpury, pomarańczy i żółci, mając nadzieję stworzyć wrażenie prostaka z zadupia rodem z ko mediowego serialu. Jako kolonista z obrzeża mia prawo gadać głupoty, mieć niefortunne przyzwyczaj jenia i gapić się na wszystko z otwartą gębą.

Gdy skończył ze swoim strojem, zainteresował się Hrsh-Hgnem, który obserwował go ubrany w stary ceremonialny strój samca beta.

— Nie możesz ubrać się w coś bardziej kolorowego? — spytał z lekkim obrzydzeniem Dom. — Część phnobów tak chodzi, nie będziesz wtedy aż tak do siebie podobny.

Zapytany cofnął się nerwowo o krok i kurczowo otulił szatą.

— A co? Jak tak chodzę, to łamię prawo? To znaczy, czy jeszcze bardziej mogę ssseksssualnie obrażać?! Jeśśśli tak to…

— Nie chodzi o prawo, tylko o przebranie.

— Wątpię, żebym mógł udawać sssamca alfa. Oni sssą ważniejsssi, bardziej wojowniczy, mniej oddają sssię rozrywkom intelektualnym…

Dom jęknął i przestał go słuchać. Zabrał się za to do dyrygowania krawcem, w efekcie czego phnob otrzymał togę z ciężkiej błękitno-oliwkowej materii przetykanej srebrem i nóż podwójnej długości w stosunku do prawdziwego, wraz z ozdobnym pasem.

— Jeśśśli jakiśśś alfa wyzwie mnie na pojedynek, będzie to żałosssne przedstawienie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ciemna strona Słońca»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ciemna strona Słońca» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Ciemna strona Słońca»

Обсуждение, отзывы о книге «Ciemna strona Słońca» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x