Terry Pratchett - Warstwy Wszechświata

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Warstwy Wszechświata» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1992, ISBN: 1992, Издательство: Alma-Press, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Warstwy Wszechświata: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Warstwy Wszechświata»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pracownicy kompanii wytwarzającej planety i sztuczne światy odnajdują we Wszechświecie zamieszkała, płaską ziemię! Czyżby była tworem jeszcze wyższej cywilizacji? Zderzenie supertechniki z prymitywnymi wierzeniami i marzeniami ludzi. Wiele odniesień do historii naszej planety. Powieść z pogranicza fantasy i klasycznej s-f, z elementami humoru.

Warstwy Wszechświata — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Warstwy Wszechświata», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wokół jej gardła zwarł się naszyjnik kościanych palców. Zacisnęła dłoń w pięść i machnęła. Gdy trafiła prosto w twarz, usłyszała jakby eksplozję w fabryce domina.

Po chwili stała w tunelu sama, na podłodze leżała jedynie czarna peleryna. Dookoła walały się kawałki kości, które stopniowo przestawały istnieć z głośnym pyknięciem. Natomiast większy huk oznaczał zniknięcie Marco i Srebrnej.

Sama też zniknęła.

Minutę później para sześciennych automatów zaturkotała w tunelu i zaczęła uprzątać bałagan.

* * *

Teraz była w…

— Nie — powiedziała. — Nie chcę. Poddaję się. Czy wy wiecie, kiedy ostatni raz coś piłam?

Przed nią pojawiła się w powietrzu szklanka wody. Nawet nie była tym zbytnio zaskoczona. Ujęła ją delikatnie i wypiła. Gdy jednak chciała zawiesić ją z powrotem w próżni, ta spadła i rozbiła się.

Teraz znajdowała się w czymś w rodzaju pomieszczenia kontrolnego. Sterownia dysku. To na pewno to.

Był zaskakująco mały. Mógł być sterówką statku średniej wielkości, tyle że tam znajdowałoby się więcej ekranów i przełączników. Tutaj — zaledwie jeden ekran, rząd guzików i głębokie, czarne krzesło, ponad którym wisiało coś, co mogło stanowić podłączony do komputera hełm.

— Och nie — zaprotestowała. — Ja tego nie założę.

Ekran zamigotał, pojawiło się na nim jedno słowo. ZAKŁAD?

Podeszła bliżej i przyjrzała się krzesłu. Miało podejrzanie skomplikowany kształt. Wyglądało niemal jak żywe.

Natomiast ten, kto je zajmował, był martwy. Nie tak potwornie, gdyż powietrze w pokoju było ostre, suche i doskonale mumifikujące, ale bez wątpienia martwy. Gdyby istniała reinkarnacja, mógłby z powodzeniem powrócić w tym samym ciele.

Na chudej ręce widniała stara rana. Nie wyglądała fatalnie, lecz na podłodze czerniało kilka zaschniętych kropli krwi. Może wykrwawił się, lecz jak na władcę świata było to śmieszne.

O ile nim był. Jakoś nigdy nie myślała o nich jako o ludziach, a przecież ten był zdecydowanie człowiekiem. Ogolić go i dać nową skórę, a będzie twoim krewnym.

Ekran nad krzesłem znów zamigotał i wypluł kolejne słowo. Żałośnie zajaśniało przed jej oczami.

POMOCY.

* * *

Marco siedział skulony w półmroku, gdy usłyszał głos.

Po chwili otrząsnął się z oparów wściekłości na tyle, by zrozumieć, że mówi do niego. Był znajomy. Ta pochodząca od małpy kobieta?

— Kin Arad? — wychrypiał.

— Marco, gdzie jest Srebrna? — nalegał głos.

Jego oczy piekły żywym ogniem, lecz miliony czerwonych punkcików jaśniejących wokół pomogło wyostrzyć wzrok. Kilka metrów dalej leżał niewyraźny kształt, otoczony świetlną konstelacją.

— Ten niedźwiedź jest tu. Oddycha.

— Marco — powiedziało powietrze. — Nie wiem, czy sobie z tym poradzę. Musisz mi pomóc. Nie ruszaj się.

Powietrze przed Kungiem zawirowało i nagle pojawił się nóż. Zanim spadł na ziemię, złapały go trzy dłonie. Popatrzył tępo na wysadzaną klejnotami rękojeść, migoczącą w czerwonym świetle.

— Nie trać czasu — powiedziało. — Chcę, żebyś uciął kawałek ciała Srebrnej. Tylko za bardzo się nie wczuwaj. Może być skóra, ale lepiej mięsień.

Wróciły wspomnienia. Popatrzył na nóż i pomyślał o Shandyjce.

— Nie ma mowy — odparł beznamiętnie.

— Zrób to. Jeśli nie, następny nóż będzie leciał. Lepiej mi uwierz.

Z rykiem wściekłości skoczył i ciął ją w ramię. Cielsko jedynie słabo zadrżało.

— Dobra. Krew na nożu wystarczy. Puść go, Marco. No zostaw ten nóż!

Kung był spragniony. Nie pamiętał też, kiedy jadł po raz ostatni, a skóra swędziała w suchym powietrzu. Byłby idiotą wypuszczając go. Jeśli cokolwiek myślał na ten temat, to z pewnością właśnie to.

— W porządku, załatwimy to po męsku.

W głosie było coś, co kazało mu poluzować uchwyt. Dzięki temu znikające ostrze ledwie zdarło mu z dłoni trochę ciała, zamiast ją uciąć.

Automatycznie chwycił nadgarstek i nakazał bólowi odejść. Wciąż tak gapił się na ranę, kiedy poruszenie powietrza i tępy łomot przyciągnęły jego uwagę.

Obok Srebrnej leżało na podłodze coś długiego i zakrwawionego. Ręka Shandyjki poruszyła się wolno, pomacała mięso, chwyciła je i wsunęła do ociekającej śliną gęby.

Zaczęła jeść.

— Gdzie jesteśmy? — zapytał w końcu Marco.

— Nie jestem całkiem pewna — odparł głos Kin. — Z tobą wszystko w porządku?

— Chciałbym się czegoś napić. I zjeść. Kazałaś mi naciąć Srebrną, żeby dostać próbkę protein?

— Tak. Nie ruszaj się.

Obok pojawiła się jakby pognieciona bańka z wodą, która miękko odskoczyła od podłogi. Chwycił ją i pośpiesznie przystawił sobie do ust.

— Teraz jedzenie — oznajmiła Kin. Następny pojemnik, wypełniony czerwoną breją, potoczył się pokracznie po podłodze. Spróbował. Smakowało jak flaki z olejem.

— To wszystko, co mogę zrobić — powiedziała Kin. — Jedynym skutkiem twojej niszczycielskiej działalności było rozregulowanie głównego obwodu autokuchni. Wysłałam już roboty, żeby to naprawiły, ale dopóki tego nie zrobią, nasze menu nie będzie rewelacyjne.

— Srebrna ma dobre żarcie — mruknął niewyraźnie.

— Powiedziałam ci, że nie mam czasu na smakołyki. Ona je Shandyjkę wyhodowaną z własnych komórek. Nie pytaj, jak to zostało zrobione w ciągu kilku sekund. Ja tylko wydałam polecenie. I chyba lepiej jej o tym nie mówić.

— Chyba. Czy ty coś tutaj możesz?

— Można to tak określić.

— Dobrze. No to zabierz mnie stąd!!!

Nastąpiła chwila ciszy. Wreszcie Kin odezwała się.

— Dużo nad tym myślałam.

— Dużo nad tym myślałaś???

— Tak. Dużo nad tym myślałam. Znajdujecie się w jakiejś komorze do badań. Nie ma tam wejścia czy wyjścia, z wyjątkiem teleportacji. I gdybyś wiedział to co ja teraz, raczej zostałbyś w niej i umarł z głodu. Nie ośmielę się też zbytnio wtrącać, bo mógłbyś zostać, że tak powiem, uszkodzony, więc biorąc pod uwagę to wszystko…

Metr obok z hukiem wylądował na podłodze długi kształt. Podniósł go i obejrzał podejrzliwie.

— Wygląda na przemysłowy rozwarstwiacz — stwierdził.

— Jest nim. Lepiej używaj go ostrożnie.

Wykrzywił twarz, oświetloną piekielnym blaskiem i wycelował.

Fragment ściany pokoju stał się gęstą mgłą. Szybko wyłączył urządzenie i poszukał wzrokiem Srebrnej.

Klęczała, ściskając łapami głowę.

— Jak się czujesz? — spytał z troską w głosie. Trzymał rozwarstwiacz delikatnie, niezupełnie w nią celując. Spojrzała na niego mętnym wzrokiem.

— Dziwne rzeczy się… działy… — zaczęła.

Pomógł jej wstać. Gest raczej symboliczny, ważyła dziesięć razy więcej niż on. Jedną ręką musiał też trzymać przyrząd, w zasadzie celując obok.

— Możesz iść?

Mogła się wlec noga za nogą.

Kung wyjrzał z pomieszczenia w słabo oświetlony tunel. Dwa małe automaty pracowicie pochłaniały wciąż opadający pył. Popatrzył do tyłu na Srebrną i zdecydował, że lepiej wycelować rozgrzaną lufę w zbliżającego się metalowego dziwoląga.

— Odłóż to żelastwo — odpowiedział ten cofając się.

— Kin Arad?

— Marco, ta broń jest tylko dla twojego spokoju ducha, ale jeśli jej użyjesz, urwę ci ręce nie ruszając się z tego miejsca. Naprawdę mogę to zrobić.

Rozważał sytuację przez chwilę, podczas gdy Shandyjka gramoliła się przez dziurę w ścianie. W końcu wzruszył wszystkimi czterema ramionami i cisnął broń na podłogę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Warstwy Wszechświata»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Warstwy Wszechświata» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Warstwy Wszechświata»

Обсуждение, отзывы о книге «Warstwy Wszechświata» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x