- Wehikuł Wyobraźni

Здесь есть возможность читать онлайн «  - Wehikuł Wyobraźni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Poznań, Год выпуска: 1978, Издательство: Wydawnictwo Poznańskie, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wehikuł Wyobraźni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wehikuł Wyobraźni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Antologia opowiadań fantastycznonaukowych polskich pisarzy współczesnych.

Wehikuł Wyobraźni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wehikuł Wyobraźni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Ach, Helen, żebyś wiedziała, jaki tu jestem samotny — szepnął. Wstał z impetem i wyszedł na korytarz. Podszedł do iluminatora i zatopił wzrok w ciemności. Chmury, chmury, chmury. Splunął z niesmakiem.

Wolnym krokiem ruszył przed siebie. Na swej drodze zobaczył czarną, gumową piłeczkę. Kopnął ją, potem podbiegł, jakby chciał wpaść w nurt minionych lat. Przystanął zadyszany. Zagwizdał zasłyszaną niegdyś melodię. Poczuł się raźniej. Przypomniał sobie, jaki był ponury tani, na pancerzu, i zaśmiał się. Wtem uprzytomnił sobie, że stoi przed drzwiami laboratorium cybernetycznego. Zaskoczonym wzrokiem wpatrywał się w napisane przez siebie szminką do ust (tę szminkę dostał na pamiątkę od Helen) hasło: „NIECH ŻYJE FANTOMATOR!” Nacisnął klamkę i znalazł się w dużej sali. Za jej przednią ścianą, wzmocnioną nitami, czuwał ON. Bezosobowy kształt, zlepek półprzewodników, a jednak — jaki cenny i dobry. Fantomator… Hermi usiadł. Poczuł zimny dotyk elektrod na skroni.

— Afryka, okres tworzenia się cywilizacji — podał myślą rozkaz.

Po chwili rzeczywistość roztopiła się, a jej miejsce zajęły ostre, wyraziste wizje…

Wokoło Hermiego rozciągała się nieprzebyta, splątana, dziewicza dżungla. Krzyczały papugi. Na bezchmurnym niebie żeglował złocisty krąg słońca. Bose, czarne stopy kapłanów deptały i tłam — siły kępy wysokiej trawy. Czarownik drżał, wznosząc rozognione spojrzenie ku niebu. Krzyknął i podskoczył kilka razy. Twarz wykrzywiła mu się w dziwaczny grymas. Wieniec, który trzymał w ręku, szeleścił przejmująco. Czarownik tańczył. Wrzeszczał i tańczył jakby w transie. Po chwili i inni członkowie plemienia porwani zostali w wir ekstazy. W wir zapomnienia, gdzie troski dnia codziennego topione są w trwającym bez przerwy, natchnionym ruchu. W rytmie bębnów. W tańcu. Tańczyli, tańczyli, póki tchu w piersiach starczyło. Wreszcie usiedli. Na placu modlitwy pozostał jedynie czarownik plemienia. Wymachując rękoma krzyczał coś niezrozumiale. Tańczył do zmroku. Wtedy zastąpił go drugi wtajemniczony…

W tej samej chwili Hermi podał inny temat wizji: Ruiny świątyń azteckich w Copan nad Zatoką Meksykańską.

Był w całkowicie odmiennym, różnym od poprzedniego świecie. Z tyłu, u stóp wysokiego, skalistego brzegu szumiał Pacyfik. Hermi stał u podnóża łagodnej, wyciętej schodkowato góry, porośniętej soczystą trawą. Po chwili dopiero zorientował się, że była to piramida — przedwieczna piramida, którą porastały krzaki kawy. Poczuł brzemię tysiącleci, ciążące nad okolicą szumiącą morzem trawy, Pacyfikiem zastygłym w spienione bałwany przypływu, ptakami kołującymi gdzieś wysoko pod srebrnym, jakby wykutym ze szlachetnego metalu słońcem. Słońcem! Nie jakimś tam ohydnym Karłem na jeszcze ohydniejszej Londze… Poczuł się nagle znów przeraźliwie samotny.

Spotkanie oko w oko z czasem — pomyślał. Tak, to było dobre określenie. Czas. Wielki, nieodwracalny nurt zagarniający ludzi, a potem to, co stworzyli… Patrzył na strzeliste słupy przedwiecznych kolumn, pokrytych niezrozumiałymi hieroglifami, na rozsypane odłamki kamienia, okruchy pracy starożytnych rzeźbiarzy, rzucone w bezładzie niby zbielałe kości na bezkresnym stepie… Zapragnął wyrwać się z tego świata. Wystarczyło jedno słowo.

I znów inny świat. Inne niebo, ziemia… Hermi poczuł w ręce zimną rękojeść miecza. Szedł. Za nim wybijały rytm tysiące opancerzonych nóg. Pierwszy szereg wroga zbliżał się. Rozróżnić już można było poszczególne twarze, zastygłe w (tępym wyrazie nienawiści pod okapami hełmów. Jak długo jeszcze? Trzy, dwa metry — i tępy szczęk żelaza. Bitwa. Jęk rannych niby przeraźliwe zawodzenie samej śmierci… Krew pod stopami. Bitwa.

Nagle Hermiego ogarnęło dziwne uczucie. Dziwne, a jednak znane każdemu prawie astronaucie. Prawdopodobnie wynikało ono z osamotnienia — Hermi zapragnął nagle popsuć obwody w Fantomatorze, pomieszać jego szyk; żeby nie mógł już tak ulegle, na każde zawołanie, ze wszystkimi walorami pojętnego sługi spełniać każdego polecenia człowieka. Żeby wreszcie się kiedyś zawahał. Tak. Wprowadzić go w dezorientację!

Zaczął wydawać sprzeczne rozkazy. Obrazy mieszały się, zamazywały, wreszcie wpadły w straszliwy, zmieszany, jaskrawy chaos.

To było jak wyzwanie, jak rzucona rękawica. Od tej chwili człowiek stawał się wrogiem. Nie, nie wrogiem — partnerem w rozgrywce. Partnerem, którego nie można zabić, ale można… pokonać.

Hermi usłyszał brzęczyk. Rozejrzał się wokół siebie. Siedział w zwykłej kabinie Fantomatora, na zwykłej stacji krążącej wokół zwykłej Longi.

— Przemęczenie, mogłem się tego spodziewać — mruknął do siebie. Zdjął z głowy zimną koronę elektrod, wstał, włączył bezpiecznik. Postanowił spędzić czas jakoś inaczej, nie przed Fantomatorem. Wyszedł na lśniący emalią korytarz. Dobre samopoczucie opuściło go całkowicie, uleciało, i Hermi, mimo rozpaczliwych wysiłków, nie mógł na powrót go odzyskać. Podszedł do iluminatora. Za grubą szybą z organicznego tworzywa buchała żarem gwiazda Karła, niby kolisty otwór pieca. Poniżej, drapieżnym ruchem śliskiej salamandry, przesuwały się pasma chmur. Gdy Hermi oderwał wzrok od krajobrazu, przed oczyma latały mu barwne kręgi. Przesadnie jaskrawy świat!

Nagle opanowała go dziwna myśl. Dziwna i przerażająca. A może ciągle pozostaje pod wpływem Fantomatora? Może ten korytarz, iluminator, Karzeł, chmury, kaktus w trójkątnej doniczce — to wszystko złudzenie? Miraż? Im gwałtowniej odpędzał tę myśl od siebie, tym mocniej go atakowała. Wreszcie zdecydował się spróbować. Znał jeden sposób, niezawodny sposób na wykrywanie wizji. Trzeba było przebiec kilka razy po głównym, koliście zakręcającym korytarzu Stacji — i zagadnienie rozwikłane. Hermi ruszył bez wahania. Najpierw biegł wolno, jakby z rozwagą. Potem zaczął przyspieszać. Biegł nieprzytomnym, zwariowanym pędem. Zatrzymał się dopiero wówczas, gdy poczuł ból w okolicy serca. Zmęczenie! Wskazywałoby to, że nie jest otoczony zwidami. A jednak… a jednak dziwne przypuszczenie urosło w nim do rangi pewności.

— Chcesz mnie pokonać? — wyszeptał z trudem. — Nie uda ci się to.

Policzek zadrgał mu nerwowym tikiem. Spokój! Spokój i logika!

Hermi usiadł. Szaleńcze bicie serca ustępowało. Miał w zanadrzu jeszcze jeden sprawdzian, lepszy od poprzedniego. Pamiętał, że na galeryjce wokół Stacji zostawił palnik, którym spawał rozdarcie pancerza. Fantomator nie mógł o nim wiedzieć, był to zbyt błahy szczegół. Prawie na pewno o nim nie wiedział. — Jeśli palnik będzie na galeryjce, znaczy to, że otacza mnie rzeczywistość, jeśli nie, śnię tylko. — Wstał. Wolnym krokiem poszedł ku żółtym drzwiom śluzy. Otworzył je delikatnym naciśnięciem klamki. Wszedł. Zdjął z haka sztywny skafander. Włożył go, docisnął uszczelki butów. Zanim przyśrubował kopulasty hełm, pomyślał, jak mu się nie chce wychodzić tam, na pancerz. Mimo to otworzył właz śluzy, zamknął, wypuścił powietrze. Potem długo męczył się z odblokowaniem głównej klapy. Gdy wreszcie wciągnął ją, poczuł lekki zawrót głowy, który jednak zaraz minął. Schwycił mocno żelazny pręt uchwytu. Opuścił się na galeryjkę. Nie spoglądał w dół, bo i po co? Oglądać to samo po raz setny? Byłoby to ponad jego siły. Trzymając się pancerza, niby lunatyk szedł wzdłuż zaginającego się delikatnie profilu Stacji. To już tu? Nie, trochę dalej. Za szóstym iluminatorem. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… Tu. I cóż… Ani śladu palnika! A więc…

Wtem usłyszał za sobą człapiące, metaliczne kroki. Coś stało koło niego. Z trudem odwrócił się — walcowaty automat naprawczy, celujący oksydowaną rurką palnika naprawczego prosto w hełm jego skafandra. Hermi przyjrzał mu się: tak, to mógł być jego palnik.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wehikuł Wyobraźni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni»

Обсуждение, отзывы о книге «Wehikuł Wyobraźni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x