Któregoś dnia zawędrowałem do dzielnicy slumsów. Jakaś kobieta złapała mnie za rękaw i zaproponowała kupno swojej córki. Zaszokowało mnie to, ale potem pomyślałem, że może warto chociaż zobaczyć tę nieszczęśliwą dziewczynę, może trzeba dać jej trochę pieniędzy, a może wystarczy poprosić właściciela gospody, żeby zatrudnił ją jako służącą… Bez szans. — (Kolejny z jego dziwnych zwrotów). — Mała była nerwowa i zdeterminowana. Wytłumaczyła mi, że woli zostać kurwą na ulicy niż służącą. Służący w owych czasach, zwłaszcza dziewczyny, byli wykorzystywani według niej gorzej niż prostytutki. Wątpiłem, żeby ktoś chciał ją tak wykorzystać, bo jednak pochodziła z dołów społecznych, co wtedy miało wielkie znaczenie.
Była zarozumiała, miła i wolała mnie niż jakiegoś zgrzybiałego i wstrętnego starucha. Co miałem zrobić? Bezinteresowna dobroć nie mieściła się w jej światopoglądzie. Gdyby nie widziała moich egoistycznych pobudek, pewnie by uznała, że się za bardzo zaangażowałem, i wtedy by uciekła.
Tak to jest. — Westchnął, popijając piwo. — Przeniosłem się do większego lokum i wziąłem ją do siebie. Pojęcie legalności takiego czynu jeszcze nie istniało. Nie ma co tego porównywać do naszych szkolnych czasów. Tutaj tego bym z pewnością nie zrobił. Meg była już jednak kobietą według norm tamtych czasów. Żyliśmy razem cztery lata.
Musiałem oczywiście zapłacić czynsz z góry, żebym miał do czego wracać z dwudziestego wieku. Nie robiłem tego zbyt często, bo przecież stacjonowałem we Francji. Mogłem oczywiście przenieść się w dowolny moment, ale musiałem najpierw dostać się do Anglii. To wiązało się z kosztami i podróżą. Poza tym było tyle innych epok… Nieważne. Myślę nawet, że Meg była dość wierna. Trzeba było ją widzieć, kiedy mnie broniła przed zakusami jej rodzinki, która chciała mnie pobić. Powiedziałem jej, że pracuję jako dyplomata dla Holendrów…
Zresztą nie chodzi o szczegóły. Wciąż krążę wokół istoty sprawy. Wreszcie zakochał się w niej jakiś Anglik. Dałem im podarunek ślubny i prezenty. I sprawdziłem w przyszłości, jak się jej wiedzie. O ile mogłem się zorientować, nie doznała krzywdy.
Ale do rzeczy, doktorze. Urodziła mu sześcioro dzieci. Pierwsze w rok po ślubie. Ze mną ani razu nie zaszła w ciążę. O ile potrafiłem ustalić, żadnej z moich kobiet to się nie przytrafiło.
Zrobił sobie nawet test płodności, z którego wynikało, że wszystko jest w porządku.
Żaden z nas nie chciał drążyć tego tematu. Może zbyt dosadnie podkreśliłem, że nasza psychika jest mocno uwarunkowana przez otoczenie.
— Czyżbyś chciał przez to powiedzieć, że jesteś mutantem? — spytałem ostrożnie. — I to tak bardzo, że uważasz się za osobny gatunek?
— Moje geny chyba rzeczywiście się różnią od normalnych. — Czyli czekasz na jakiegoś innego podróżnika w czasie?
Na kobietę?
— Nie przesadzajmy, doktorze. Teraz ty udajesz futurystę. Przez moment milczał, wystawiając twarz do słońca.
— To nie jest aż tak ważne — odezwał się w końcu. — O wiele ważniejsze jest odnalezienie innych ludzi podobnych do mnie (o ile istnieją) i zastanowienie się, czy możemy coś zrobić, żeby uniknąć tych okropności, które czekają ludzkość. Nie potrafię pogodzić się z myślą, że jestem zwykłym wybrykiem natury.
— A jak chcesz to zrobić?
— Najpierw muszę stać się bogaty — oznajmił w końcu.
* * *
W nadchodzących latach docierały do mnie tylko strzępki informacji.
Spotykał się ze mną od czasu do czasu. Bardziej jednak dla podtrzymania naszej przyjaźni, niż żeby mnie wtajemniczać w swoje sprawy. Najwyraźniej tęsknił równie silnie za rozmowami ze mną, co z Kate. Dochodziły mnie jednak pośrednie informacje o jego karierze. Czasami odnosiłem wrażenie, że jest on wytworem mojej wyobraźni. Bo przecież codzienne życie toczyło się dalej, a nasze małe miasteczko coraz szybciej się starzało. Synowie dorastali, synowe rodziły wnuki. Ale zawsze któregoś dnia się pojawiał i wtedy spędzaliśmy długie godziny na rozmowach o jego świecie.
Nie stał się fanatykiem. Wprost przeciwnie, nabrał dystansu i nauczył się korzystać z uroków życia. Bardzo rozwinął się intelektualnie, chociaż dawało się wyczuć, że najbardziej go pasjonowała antropologia i historia. Zrządzeniem losu miał zdolność do nauki języków obcych (często zastanawialiśmy się, jak poważnym zagrożeniem dla podróżników w czasie mogła być nieznajomość języka). Sardoniczne poczucie humoru i środkowozachodnia grzeczność splotły się szczęśliwie, sprawiając, że wszędzie był lubiany. Nauczył się również doceniać zalety wyszukanej kuchni, chociaż potrafił się zadowolić rybami i puszkami. Miał w Bostonie własny szkuner, którym zabrał mnie i Kate w podróż do Indii dla uczczenia mojego przejścia na emeryturę. Mimo że w młodości nie miał po temu okazji, teraz się okazało, że jest bardzo czuły na punkcie piękna. Zarówno przyrody, jak i dzieł sztuki. Wyjątkowo cenił barok, klasyczną i chińską muzykę oraz piękną broń i statki. Kochał również architekturę klasyczną (Boże! Jeżeli istniejesz, dziękuję Ci z całego serca, że mogłem obejrzeć jego zdjęcia niezniszczonego Akropolu).
Byłem jedynym powiernikiem jego tajemnicy, ale nie jedynym jego przyjacielem. Teoretycznie mógł się zaprzyjaźnić z wszystkimi wielkimi postaciami w historii. Z Mojżeszem, Peryklesem, Szekspirem, Lincolnem, Einsteinem. W praktyce było to dość trudne. Pomijając konieczność znajomości języka, obyczajów i prawa, wielcy tego świata zawsze są zajęci, podejrzliwi i oblegani. Havig — w rozmowach nazywałem go Jack, ale teraz wydawało mi się bardziej naturalne opisywanie go jako Haviga — opowiadał mi o takich postaciach, jak Meg (od trzystu lat w grobie) albo góral, który brał udział w ekspedycji Lewisa i Clarka [6] Podróżnicy i odkrywcy Meriwether Lewis i William Clark w latach 1804-1806 poprowadzili pierwszą amerykańską lądową wyprawę na zachód i dotarli do wybrzeży Pacyfiku.
, czy o starym wąsatym wiarusie towarzyszącym Napoleonowi.
(„Historia nie staje się coraz lepsza, doktorze. Bynajmniej. Tak tylko sądzimy, bo teraz my przyszliśmy na świat. Wystarczy odrzucić romantyczne legendy i przyjrzeć się faktom. Przeciętny Francuz w 1800 roku był tak samo wolny jak przeciętny Anglik. Cesarstwo francuskie miało szansę zjednoczyć Europę i mogło ewoluować od środka. Może nie byłoby wtedy pierwszej wojny światowej, która wykrwawiła zachodnią cywilizację. Sam wiesz dlaczego. Ciągle zresztą się wykrwawiamy, ale na szczęście nie potrwa to już zbyt długo”).
Jego wycieczki w czasie stanowiły głównie źródło rozrywki. Przynajmniej zanim jeszcze zdobył odpowiednie środki i wiedzę, żeby naprawdę do czegoś służyły. I zanim opracował plan poszukiwania innych mutantów czasowych.
— Szczerze mówiąc — oznajmił mi kiedyś ze śmiechem — jestem coraz bardziej zachwycony uciechami ciemnej strony życia.
— Jak Paryż Toulouse-Lautreca? — strzeliłem w ciemno.
Wspominał mi kiedyś, że inne okresy dekadencji były mocno przereklamowane w książkach historycznych albo obejmowały wąską i hermetyczną grupę arystokratów, którzy nie tolerowali obcych.
— Tam wtedy nie byłem — przyznał. — Może to niezły pomysł. Ale ciągnie mnie do Storyville w chwili jego rozkwitu [7] Słynna w swoim czasie dzielnica rozrywki w Nowym Orleanie.
…
Nie interesowały go prostytutki. W końcu znał ich los, widział już wszystkie rodzaje ludzkiej nędzy. Szukał jazzu i towarzystwa ludzi, o których mawiał, że są bardziej realni niż niejeden z jego współczesnych czy nawet przyjaciele z 1970 roku.
Читать дальше