Poul Anderson - Pieśń pasterza

Здесь есть возможность читать онлайн «Poul Anderson - Pieśń pasterza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1990, ISBN: 1990, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pieśń pasterza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pieśń pasterza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pieśń pasterza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pieśń pasterza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Fantazji mej szalonej
Dzisiaj popuszczam wodze.
I lancą płonącą powietrze roztrącam
Po dzikiej pędząc drodze.
Król duchów mnie i cienie
Na turniej wyzwał srogi
I koń mój wylała na sam koniec świata,
A ja nie czuję drogi.

Siadają u mych stóp i słuchają, jak śpiewam. Tańczą szaleńczo przy dźwiękach mojej harfy. Dziewczęta nachylają się ku mnie, mówią, jak bardzo je fascynuję, zapraszają do kopulacji. Odrzucam te propozycje. a gdy im mówię dlaczego, są zdziwione, może trochę przestraszone, ale często starają się zrozumieć.

Mój zdrowy rozsądek odnawia się we mnie wraz z rozkwitem kwiatów głogu. Kąpię się, daję sobie przystrzyc włosy i brodę, znajdując czysty ubiór i staram się jeść tyle, ile wymaga moje ciało. Coraz rzadziej i rzadziej wywrzaskuję się przed każdym, kto chce słuchać. Coraz częściej szukam samotności i spokoju pod ogromną czaszą gwiazd, i myślę.

Czym jest człowiek? Po co istnieje? Wyprawiliśmy tym pytaniom pogrzeby, przysięgaliśmy, że są martwe — że właściwie nigdy naprawdę nie istniały, gdyż nie niosą w sobie empirycznych znaczeń. I drżeliśmy ze strachu, że mogą zrzucić głazy, które na nie zwaliliśmy, mogą powstać i znów krążyć nocami po świecie. Ja, w samotności, wzywam je do siebie. Nie mogą skrzywdzić swych towarzyszy — innych zmarłych, a do ich szeregów teraz siebie zaliczam.

Śpiewam dla tej, która odeszła. Młodzi ludzie słuchają i zdumiewają się. Czasami płaczą.

Nie bój się więcej skwaru słońca,
Ni srogiej zimy śnieżnych burz,
Dobiegł twój ziemski trud do końca,
Zapłatę wziąłeś z sobą już.
Złota młódź, dziewcząt złotych tyle
Sczeźnie — jak kominiarze — w pyle…

— Ale to nie jest tak! — protestują. — Umrzemy i będziemy spali przez chwilę, a potem wiecznie już żyć będziemy w SUM-ie. Odpowiadam najłagodniej jak to możliwe:

— Nie. Pamiętajcie, że ja tam poszedłem. Więc wiem, że się mylicie. A nawet jeśli mówicie prawdę, nie jest to prawdą, która prawdą być powinna.

— Co?

— Czy nie widzicie, że nie jest prawdą, iż maszyna powinna być panem człowieka. Nie jest prawdą, że powinniśmy wegetować przez całe nasze życie, czując strach, że je w końcu stracimy. Nie jesteście trybami i macie lepsze cele niż tylko pomaganie maszynie, by jej praca przebiegała gładko.

Odprawiam ich i odchodzę, znowu samotny, do doliny, w której dźwięczy rzeka, lub na jakiś posępny górski szczyt. Nie jest mi dane żadne objawienie. Wspinam się, dążę ku prawdzie.

A ona mówi, że SUM musi zostać zniszczony, nie z zemsty, nie z nienawiści, nie ze strachu, po prostu dlatego, że ludzki duch nie może istnieć w tej samej rzeczywistości co On.

Ale co, w takim razie, jest naszą właściwą rzeczywistością? I jak mamy do niej dotrzeć?

Wracam z moimi pieśniami na równiny. Wieści o mnie rozeszły się już szeroko. Wielki tłum ludzi podąża za mną drogą, odprowadza mnie, aż droga zmienia się w ulicę.

— Ciemna Królowa wkrótce przybędzie w te strony — mówią mi. — Zaczekaj tu do tego czasu. Niech Ona odpowie na te pytania, które nam podsuwasz, a które sprawiają, że tak źle sypiamy.

— Pozwólcie mi odejść, bym mógł się przygotować — mówię. Wchodzę na długie, wysokie schody. Ludzie, otępiali z lęku, patrzą za mną, aż znikam. Tych kilkoro, którzy byli w budynku, pospiesznie wychodzi. Spaceruję po sklepionych korytarzach, przez wyciszone, pełne stołów pokoje o wysokich sufitach, między półkami ciężkimi od rzędów książek. Promienie słoneczne przeświecają przez zakurzone okna.

Ostatnio prześladuje mnie niejasne przypomnienie: kiedyś, nie wiem kiedy, ten mój ostatni rok już się zdarzył. Może w tej bibliotece odnajdę opowieść, którą kiedyś przeczytałem — przypadkowo, jak przypuszczam, podczas mego nienormalnego dzieciństwa. Człowiek jest starszy od SUM-a: mądrzejszy, przysięgam — jego mity zawierają więcej prawd niż Jego matematyka. Spędzam na poszukiwaniach trzy dni i większą część trzech nocy. Niewiele jest tu dźwięków oprócz szelestu kartek między moimi palcami. Ludzie składają przed drzwiami ofiary z jedzenia i napojów. Powtarzają sobie, że robią to z litości albo z ciekawości, lub też aby uniknąć przykrych następstw, gdybym umarł w taki niecodzienny sposób. Lecz ja wiem lepiej.

Pod koniec tych trzech dni nie jestem dużo dalej niż na ich początku. Mam zbyt wiele materiału — ciągle schodzę na boczne ścieżki piękna i urzeczeń. (SUM maje zamiar wyeliminować). Moje wykształcenie było takie, jak wszystkich innych — nauki ścisłe, racjonalność, dobre, zdrowe wychowanie. (SUM układa programy szkolne, a maszyny nauczające mają z Nim bezpośrednie połączenia). No cóż, mogę teraz wykorzystać część z tego wypaczonego treningu. Moje lektury dostarczyły mi wystarczających odpowiedzi, bym mógł przygotować program szukający. Siadam przed konsolą odbioru informacji i tańczę palcami po jej klawiszach. Wydobywają z siebie klekoczącą muzykę.

Strumienie elektronów są szybkimi myśliwymi. Po kilku sekundach ekran rozświetla się słowami i czytam, kim jestem.

Na szczęście potrafię szybko czytać. Zanim mogę nacisnąć oczyszczający pamięć klawisz, przepływające przed mymi oczyma słowa zostają wymazane. Przez moment na ekranie migocze bezkształt, a potem pojawia się:

NIE UWZGLĘDNIŁEM WSPÓŁZALEŻNOŚCI TYCH DANYCH Z DOTYCZĄCYMI CIEBIE FAKTAMI. TO WPROWADZA DO OBLICZEŃ NOWĄ I NIEOKREŚLONĄ WIELKOŚĆ.

Nirwana, która na mnie spłynęła (tak. znalazłem to słowo między kartami starych ksiąg, i także to, jak jest ono złowieszcze), nie jest pasywnością, to strumień pełniejszy i silniejszy niż ten, który mnie unosił ku Ciemnej Królowej wieki temu na dzikich obszarach. Mówię tak zimno, jak to tylko możliwe:

— Interesujący zbieg okoliczności. Jeśli to jest zbieg okoliczności. — Z pewnością są tu gdzieś rozmieszczone receptory dźwiękowe.

ALBO TAK, ALBO JEST TO NIEUCHRONNE NASTĘPSTWO LOGIKI DZIEJÓW.

Obraz powstający we mnie jest tak oślepiająco jasny, że nie mogę się powstrzymać od powiedzenia:

— Może to przeznaczenie, SUM?

BEZ SENSU. BEZ SENSU. BEZ SENSU.

— Dlaczego powtarzasz się w ten sposób? Powiedzenie tego raz by wystarczyło. Trzykrotne powtórzenie wygląda na magiczne zaklęcie. Czy Ty przypadkiem masz może nadzieję, że Twoje słowa sprawią, iż przestanę istnieć?

NIE MAM TAKIEJ NADZIEI. TY JESTEŚ EKSPERYMENTEM. JEŻELI MOJE WYLICZENIA WYKAŻĄ ZNACZNE PRAWDOPODOBIEŃSTWO TEGO, ŻE MOŻESZ BYĆ PRZYCZYNĄ POWAŻNYCH ZABURZEŃ, SPOWODUJĘ TWOJE UNICESTWIENIE.

Uśmiecham się.

— SUM — mówię — to ja mam zamiar Ciebie unicestwić.

Pochylam się i wyłączam ekran. Wychodzę w nadciągający wieczór.

Jeszcze nie wszystko, co mam powiedzieć i zrobić, jest dla mnie jasne. Jednak wiem już dostatecznie dużo, aby od razu przemówić do tych, którzy na mnie czekali. Gdy mówię, ulicą nadchodzą inni, słyszą i zatrzymują się, by słuchać. Wkrótce są ich już setki.

Nie mam dla nich nowych, wszechogarniających prawd: nic, czego bym już przedtem, chociaż nieskładnie i wyrywkowo, im nie powiedział. Nic, czego by sami nie czuli w najgłębiej skrytych zakamarkach swoich jaźni. Dziś jednak, wiedząc, kim jestem, przez to — po co jestem, mogę to wszystko ubrać w słowa. Przemawiam spokojnie, od czasu do czasu pomagając sobie jakąś zapomnianą pieśnią, podkreślającą to, co mam na myśli. Mówię im, jak schorzałe i nędzne jest ich życie; jak sami siebie wpędzili w niewolę; jak poddali się nawet nie świadomemu rozumowi, ale nie znającej uczuć, martwej rzeczy, której początek dali ich przodkowie; że ta rzecz nie jest centrum wszelkiego bytu, ale zaledwie kawałkami metalu i wiązkami energii, kilkoma smutnymi, głupimi wzorami, dryfującymi w bezkresnej czasoprzestrzeni. Nie pokładajcie wiary w SUM-ie, mówię im. SUM jest skazany na zagładę, tak jak wy i ja. Poszukujcie tajemnicy. Czymże jest cały kosmos, jeśli nie tajemnicą? Żyjcie odważnie, dopnijcie swego lub umrzyjcie, a będziecie czymś więcej niż każda maszyna. Być może będziecie Bogiem.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pieśń pasterza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pieśń pasterza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Poul Anderson - The Shield of Time
Poul Anderson
libcat.ru: книга без обложки
Poul Anderson
Poul Anderson - Flandry of Terra
Poul Anderson
Poul Anderson - Delenda est
Poul Anderson
Poul Anderson - Az egyetlen játék
Poul Anderson
Poul Anderson - De Tijdpatrouille
Poul Anderson
libcat.ru: книга без обложки
Poul Anderson
Poul Anderson - Komt Tijd
Poul Anderson
Poul Anderson - Le bouclier du temps
Poul Anderson
Poul Anderson - Pod postacią ciała
Poul Anderson
Отзывы о книге «Pieśń pasterza»

Обсуждение, отзывы о книге «Pieśń pasterza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x