Poul Anderson - Pieśń pasterza

Здесь есть возможность читать онлайн «Poul Anderson - Pieśń pasterza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1990, ISBN: 1990, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Pieśń pasterza: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pieśń pasterza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pieśń pasterza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pieśń pasterza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Narasta wśród nich zamieszanie. Wykrzykują odpowiedzi, niektóre są zwierzęcym wyciem. Kilku jest za mną, większość przeciwko. To bez znaczenia. Dotarłem do ich wnętrza, moja muzyka jest grana na strunach ich nerwów i to jest mój jedyny cel.

Słońce chowa się za budynkami. Mrok gęstnieje. Miasto pozostaje nie oświetlone. Wkrótce zdaję sobie sprawę dlaczego. Ona nadjeżdża, Ciemna Królowa, chcą, żebym z nią rozmawiał. Z daleka słyszymy grzmoty Jej rydwanu. Ludzie jęczą z przerażenia. Tego również dotychczas nie robili. Ukrywali przed Nią i przed sobą swe uczucia, przyjmując Ją ogromnie uroczystymi ceremoniami. Teraz uciekliby, gdyby starczyło im odwagi. Podniosłem ich maski.

Rydwan zatrzymuje się na ulicy. Ona schodzi, wysoka i ocieniona kapturem. Ludzie rozstępują się przed Nią jak woda przed rekinem.

Wchodzi na schody i staje przede mną. Przez krótką chwilę widzę, że Jej usta wcale nie są spokojne, a oczy błyszczą łzami. Szepcze, zbyt cicho, aby ktokolwiek inny mógł usłyszeć:

— Och, Harfiarzu, tak mi przykro.

— Przyłącz się do mnie — zapraszam. — Pomóż mi wyzwolić świat.

— Nie. Nie mogę. Zbyt długo byłam z Nim. — Prostuje się. Spływa na Nią majestat. Jej głos nabiera siły, aby być słyszalnym dla każdego. Małe roboty telewizyjne przemykają w pobliżu jak nietoperze. Cała planeta ma być świadkiem mojej porażki.

— Czym jest ta wolność, o której tyle mówisz? — pyta.

— Czuć — odpowiadam. — Ryzykować. Zachwycać się. Stać się znowu człowiekiem.

— Stać się znowu bestią, chcesz powiedzieć. Zniszczyłbyś maszyny, które utrzymują nas przy życiu?

— Tak. Musimy to zrobić. Kiedyś były one dobre i użyteczne, ale pozwoliliśmy, aby rozrosły się na nas jak rak. I teraz już nic poza zniszczeniem i nowym początkiem nie może nas ocalić.

— Czy wziąłeś pod uwagę chaos, jaki potem nastąpi?

— Tak. On również jest konieczny. Nie będziemy ludźmi, jeśli nie posiądziemy prawa do zaznawania cierpień. W cierpieniu jest oświecenie. Przez cierpienie wychodzimy poza granice siebie samych, poza ziemie i gwiazdy, poza czas i przestrzeń, ku Tajemnicy.

— A więc utrzymujesz, że poza poznawalnym wszechświatem istnieje coś, co nie poddaje się definicjom, coś ostatecznego i nieuchwytnego? — Uśmiecha się ku oczom nietoperzy. Każdy z nas został w dzieciństwie nauczony śmiać się, słysząc takie uwagi. — Daj mi proszę chociaż mały dowód.

— Nie — mówię. — To Ty mi udowodnij, ponad wszelką wątpliwość, że to coś, czego nie potrafimy uchwycić słowami i równaniami, nie istnieje. Udowodnij mi również, że nie mam prawa tego poszukiwać. — Ciężar dostarczenia dowodów spoczywa na was dwojgu, gdyż zbyt często nam kłamaliście. W imię racjonalnego myślenia wskrzesiliście mit. Aby nas lepiej kontrolować! W imię wyzwolenia zakuliście w kajdany nasze wewnętrzne życie i wykastrowaliście nasze dusze. W imię służenia nam spętaliście nas i ogrodziliście. W imię osiągnięć trzymaliście nas w zagrodach ciaśniejszych niż ma każda świnia. W imię dobroczynności wprowadziliście ból i strach i najciemniejszą z ciemności. — Odwracam się ku ludziom. — Poszedłem tam. Zstąpiłem w podziemia. Ja wiem!

— Dowiedział się, że SUM nie nastręczy mu okazji do zaspokojenia jego specjalnych żądań, nie kosztem wszystkich innych — krzyczy Ciemna Królowa. Czy słyszę echo histerii w Jej głosie? — I w związku z tym twierdzi, że SUM jest okrutny.

— Widziałem moją zmarłą — mówię im. — Ona już się nie odrodzi. Wasi zmarli również nie ani wy. Nigdy. SUM nie wskrzesi ich, nie potrafi. W Jego domu rzeczywiście mieszka śmierć. Życia i odrodzenia musimy szukać gdzie indziej, pomiędzy tajemnicami.

Ona śmieje się głośno i wskazuje moją bransoletę, połyskującą delikatnie w gęstniejącym, szarobłękitnym zmierzchu. Czy musi cokolwiek dodawać?

— Czy ktoś może dać mi nóż i siekierę? — pytam.

Tłum faluje i szepcze. Czuję ich strach. Lampy uliczne zapalają się, jakby mogły rozproszyć coś więcej niż tylko ten fragment nocy, który na nas spływa. Zakładam ręce na piersiach i czekam. Ciemna Królowa coś do mnie mówi. Ignoruję Ją.

Narzędzia wędrują z ręki do ręki. Ten, który wnosi je po schodach, nadchodzi jak płomień. Klęka przede mną i unosi to, czego zażądałem. To są dobre narzędzia — szeroki myśliwski nóż i siekiera o podwójnym ostrzu i długim trzonku.

Przed całym światem biorę nóż w prawą dłoń i tnę pod bransoletą na mym lewym ramieniu. Połączenia z wnętrzem mego całego ciała są przecięte. Tryska krew, nieprawdopodobnie lśniąca w świetle lamp. Nie czuję bólu, jestem natchniony.

Ciemna Królowa krzyczy.

— Ty naprawdę tak myślisz! Harfiarzu, Harfiarzu!

— Nie ma życia w SUM-ie — mówię. Wyjmuję rękę z bransolety i rzucam ją na ziemię. Dźwięczy upadając.

Głos ze spiżu: “Aresztować tego maniaka. Jest śmiertelnie niebezpieczny”.

Roboty obserwacyjne, które stały na obrzeżach tłumu, próbują się przezeń przepchnąć. Napotykają opór. Na tych, którzy usiłują im pomóc, spadają pięści i paznokcie.

Podnoszę siekierę i uderzam. Bransoleta rozpada się. Organiczna substancja w jej wnętrzu, głodna wydzielin mego ciała, wystawiona na działanie nocnego powietrza, więdnie i umiera.

Unoszę w górę narzędzia, siekierę w prawej ręce, nóż w krwawiącej lewej.

— Szukam wieczności tam, gdzie można ją znaleźć — krzyczę. — Kto idzie ze mną?

Tuzin lub więcej osób wyrywa się ze skłębionego tłumu, który już sięga po broń i domaga się krwi. Otaczają mnie swymi ciałami. Ich oczy są oczami proroków. Spiesznie szukamy jakiejś kryjówki, gdyż już się pojawił robot bojowy, a i na następne nie trzeba będzie długo czekać. Wielka maszyna podjeżdża, by stanąć na straży Naszej Pani. I tak widzę Ją po raz ostatni.

Ci, którzy idą za mną, nie robią mi wyrzutów, że stracili przeze mnie wszystko, co posiadali. Oni są moi. We mnie widzą bóstwo, które nie może się mylić.

Toczy się już otwarta wojna między mną i SUM-em. Moi przyjaciele są nieliczni, wrogowie potężni i jest ich wielu. Wędruję po świecie jak uciekinier. Ale zawsze śpiewam. I zawsze znajduję kogoś, kto chce słuchać, kto się do nas przyłącza, obejmując śmierć i cierpienie jak kochanek.

Nożem i siekierą biorę ich dusze. Potem odprawiamy dla nich rytuał odrodzenia. Niektórzy stają się wyjętymi spod prawa misjonarzami, większość wkłada fałszywe bransolety i wraca do domów, aby szeptać moje słowo. Dla mnie to bez znaczenia. Nie muszę się spieszyć, gdyż moja jest wieczność.

Moje słowo jest tym, co trwa mimo czasu. Moi wrogowie twierdzą, że przywołuję z powrotem starożytne bestialstwa i obłędy; że nic dla mnie nie znaczy, iż wojna, głód i epidemie znowu będą nękać ziemię. Jestem zadowolony z tych oskarżeń. Ich język wskazuje, że również w nich udało się obudzić gniew. A to uczucie należy do nas, tak samo jak wszystkie inne. Może nawet bardziej niż inne, teraz, w jesieni ludzkości. Potrzebna nam burza, by uderzyć w SUM-a i wszystko, co On reprezentuje. A potem nastąpi zima barbarzyństwa.

A jeszcze później wiosna nowej i (być może) bardziej ludzkiej cywilizacji. Moi przyjaciele zdają się wierzyć, że nastąpi to jeszcze za ich życia: pokój, braterstwo, oświecenie umysłów, oczyszczenie. Ja wiem, że tak nie będzie. Byłem w głębinach. Pełnia człowieczeństwa, którą ja przywracam, niesie w sobie własne demony.

Gdy pewnego dnia
Pożeracz bogów powróci,
Wilk zerwie łańcuchy,
Jeźdźcy wyruszą w pole,
Wiek dobiegnie końca,
Bestia się odrodzi…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Pieśń pasterza»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pieśń pasterza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Poul Anderson - The Shield of Time
Poul Anderson
libcat.ru: книга без обложки
Poul Anderson
Poul Anderson - Flandry of Terra
Poul Anderson
Poul Anderson - Delenda est
Poul Anderson
Poul Anderson - Az egyetlen játék
Poul Anderson
Poul Anderson - De Tijdpatrouille
Poul Anderson
libcat.ru: книга без обложки
Poul Anderson
Poul Anderson - Komt Tijd
Poul Anderson
Poul Anderson - Le bouclier du temps
Poul Anderson
Poul Anderson - Pod postacią ciała
Poul Anderson
Отзывы о книге «Pieśń pasterza»

Обсуждение, отзывы о книге «Pieśń pasterza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x