Poul Anderson - Pieśń pasterza
Здесь есть возможность читать онлайн «Poul Anderson - Pieśń pasterza» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1990, ISBN: 1990, Издательство: Iskry, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pieśń pasterza
- Автор:
- Издательство:Iskry
- Жанр:
- Год:1990
- Город:Warszawa
- ISBN:83-207-1192-4
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pieśń pasterza: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pieśń pasterza»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pieśń pasterza — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pieśń pasterza», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Zjeżdżamy w dół. W pewnym momencie, jak mi się wydaje, przekraczamy rzekę. Słyszę szum nurtu i echo w pustej przestrzeni i na wizjerach widzę rozpryśnięte, połyskujące krople, odcinające się od mroku. Znikają niemal natychmiast: być może to ciekły tlen, utrzymujący temperaturę pewnych Jego części w pobliżu absolutnego zera?
Dużo później zatrzymujemy się i pokrywa odsuwa się do tyłu. Wstaję wraz z Nią. Jesteśmy w pokoju lub jaskini, w którym niczego nie mogę zobaczyć, gdyż nie ma tu światła z wyjątkiem bladej, błękitnej fosforescencji, wydobywającej się z każdego stałego obiektu, również z Jej skóry i z mojej. Oceniam jednak, że to pomieszczenie jest ogromne, gdyż odgłos pracujących maszyn jest bardzo odległy, jakby słyszany przez sen, a nasze głosy są połykane przez przestrzeń. Powietrze jest przepompowywane, ani zimne, ani gorące, zupełnie bez zapachu — martwy wiatr.
Schodzimy na podłogę. Ona stoi przede mną z rękoma skrzyżowanymi na piersi, z oczyma na wpół zamkniętymi pod osłoną kaptura, nie patrząc na mnie ani nie odwracając ode mnie wzroku.
— Rób, co ci zostanie powiedziane, Harfiarzu — mówi głosem, który nigdy nie drżał — i dokładnie tak, jak ci zostanie powiedziane.
Odwraca się i odchodzi równym, spokojnym krokiem. Patrzę za Nią, aż nie mogę już odróżnić płynącego z Niej światła od bezkształtnych wirów wewnątrz mych własnych oczu.
Kleszcze szarpią moją tunikę. Spoglądam w dół i jestem zaskoczony widząc, że karłowaty robot przez cały ten czas na mnie czekał. Jak długo to trwało, nie wiem.
Przysadzisty, metalowy kształt wiedzie mnie w inną stronę. Rozlewa się po mnie zmęczenie. Moje stopy potykają się, usta pieką, na powiekach wiszą ciężarki i w każdym z mięśni tkwi jego własny ból. Od czasu do czasu czuję ukłucie strachu, lecz też stępione. Jestem wdzięczny, gdy robot wskazuje: “Połóż się tutaj”.
Pudło dobrze do mnie pasuje. Pozwalam, aby podłączono mi różne przewody, by wbito we mnie połączone z rurkami igły. Niewielką zwracam uwagę na tłoczące się wokół mnie, mruczące maszyny. Robot odchodzi. Tonę w błogosławionej ciemności.
Budzę się z odnowionym ciałem. Między moim przodomózgowiem a starymi, zwierzęcymi częściami jakby wyrosła skorupa. Czuję odległe przerażenie i z daleka słyszę krzyki i miotanie się moich instynktów, lecz świadomość jest chłodna, spokojna, logiczna. Mam również uczucie, że spałem przez tygodnie, miesiące, że w tym czasie liście zostały zdmuchnięte i na leżący w górze świat spadł śnieg. Ale to może być nieprawda i zupełnie nie ma to znaczenia. Właśnie mam być poddany osądowi SUM-a.
Niewielki, pozbawiony twarzy robot prowadzi mnie przez pełne szmerów czarne korytarze, w których wieją martwe wiatry. Odpinam moją harfę, mego jedynego przyjaciela i jedyny oręż, i przytulam ją do siebie. A więc spokój umysłu, który został dla mnie zarządzony, nie może być całkowity. Stwierdzam, że prawdopodobnie On po prostu nie chce być niepokojony przez rozterki i boleść. (Nie, nieprawda, nic tak człowieczego. On nie ma chęci, pod potęgą logiki kryje się nicość).
Wreszcie ściana otwiera się dla nas i wchodzimy do pokoju, w którym Ona siedzi na tronie. Świecenie metalu i skóry nie jest tutaj tak wyraźne, gdyż jest tu światło — biała nieokreślona poświata bez wyraźnego źródła. Biały jest również zduszony odgłos pracy maszyn, które otaczają Jej tron. Białe są Jej szaty i twarz. Odwracam wzrok od rojowiska oczu czujników, patrzących bez mrugnięcia i spoglądam w Jej oczy, ale Ona zdaje się mnie nie poznawać. Czy w ogóle mnie widzi? SUM sięgnął niewidzialnymi palcami elektromagnetycznych wzbudzeń i zabrał Ją z powrotem do siebie. Nie pocę się ani nie drżę — nie mogę — ale układam ramiona, uderzam jeden jękliwy akord i czekam, aż On przemówi.
Mówi z jakiegoś niewidzialnego miejsca. Poznaję głos, który wybrał, by się nim posługiwać: mój własny. Brzmienie, modulacje są prawdziwe, normalne, takie, jakich sam bym używał rozmawiając jak jeden rozsądny człowiek z drugim. Czemu nie? Licząc i kalkulując, co ze mną zrobić, i odpowiednio do tego się programując, SUM musiał użyć tak wielu miliardów bitów informacji, że odpowiedni akcent jest nieistotnym podproblemem.
Nie… tu znowu się mylę… SUM nie robi niczego z założeniem, że równie dobrze może to zrobić, jak i nie. Ta rozmowa ze mną samym ma na mnie w jakiś sposób wpłynąć. Nie wiem tylko w jaki.
— No cóż — odzywa się miło — zrobiłeś niezły kawałek drogi, prawda? Cieszę się. Witaj.
Moje instynkty szczerzą kły, słysząc tak ludzkie słowa, wypowiedziane przez coś, co nie czuje i nie żyje. Mój rozum rozważa odpowiedzenie ironicznym: „Dziękuję”, decyduje, że nie i każe mi milczeć.
— Widzisz — ciągnie SUM po chwili — jesteś jedyny w swoim rodzaju. Wybacz mi, jeśli będę mówił nieco zbyt otwarcie. Twoja seksualna monomania jest jednym z przejawów atawistycznej, podatnej na przesądy osobowości. A jednak, w odróżnieniu od klasycznych przypadków nieprzystosowania, jesteś zarówno dostatecznie silny, jak i wystarczająco trzeźwo myślący, aby radzić sobie ze światem. Szansa spotkania się z tobą, analizowania cię, gdy odpoczywałeś, pozwoliła mi wyrobić sobie nowe spojrzenie na ludzką psychofizjologię. A to może prowadzić do ulepszonych technik sterowania nią i jej rozwijania.
— Jeśli tak jest — odpowiadam — to daj mi moją nagrodę.
— Daj spokój — mówi łagodnie — ty najlepiej powinieneś wiedzieć. że nie jestem wszechmocny. Zostałem zbudowany, aby pomóc w zarządzaniu cywilizacją, która stała się zbyt złożona. Stopniowo, w miarę postępów programu mojej samorozbudowy, przejmowałem coraz więcej i więcej funkcji decyzyjnych. One były mi przekazywane. Ludzie byli szczęśliwi, mogąc uwolnić się od odpowiedzialności. Jednocześnie sami mogli się przekonać, o ile lepiej od jakiegokolwiek śmiertelnika ja wszystkim kieruję. Jednak aż po dzień dzisiejszy mój autorytet zależy od mającego podstawowe znaczenie porozumienia. Jeżeli zacząłbym się bawić w faworyzowanie kogokolwiek, na przykład odtworzyłbym twoją dziewczynę, wtedy, no cóż, miałbym kłopoty.
— To porozumienie opiera się bardziej na mistycznym lęku niż na rozumie — mówię. — Ty nie zniosłeś religii, po prostu utożsamiłeś bogów ze sobą. Jeśli zdecydujesz się uczynić cud dla mnie. Twego proroka-pieśniarza — a będę Twoim prorokiem, jeżeli to zrobisz — wzmocni to tylko wiarę wszystkich innych.
— Ty tak uważasz. Ale twoje opinie nie opierają się na dokładnych informacjach. Historyczne i antropologiczne zapisy dotyczące poprzedzającej mnie przeszłości są bardzo nieliczne. Już je wycofałem z programów nauczania. W końcu, gdy kultura dojrzeje do takiego posunięcia, każę je ostatecznie zniszczyć. Są zbyt bałamutne. Spójrz tylko, co zrobiły z tobą.
Szczerze się do oczu czujników.
— Zamiast nich — mówię — ludzie będą zachęcani do myślenia, że zanim powstał świat, był SUM. W porządku. Wszystko mi jedno, jeżeli dostanę z powrotem moją dziewczynę. Uczyń dla mnie cud, a zapewniam Cię, że dobrze się odpłacę.
— Ale ja nie czynię cudów. Nie w tym znaczeniu, jakiego ty używasz. Wiesz przecież, jak działa dusza. Metalowa bransoleta zawiera w sobie pseudowirusa, zestaw ogromnych molekuł proteinowych, połączonych bezpośrednio z krwiobiegiem i systemem nerwowym. One zapisują w sobie układ chromosomów, pracę złączy nerwowych, stałe zmiany w organizmie, wszystko. W chwili śmierci właściciela bransoleta jest odłączona. Skrzydlate Koła przynoszą ją tutaj i zawarta w niej informacja jest przekazywana do jednej z komórek mojej pamięci. Owszem, mogę użyć tej informacji do sterowania wzrostem nowego ciała w inkubatorach: młodego ciała, w które wprowadzone są wszystkie poprzednie nawyki i wspomnienia. Ale ty nie rozumiesz, Harfiarzu, jak skomplikowany jest to proces. Co siedem lat poświęcam całe tygodnie i każde dostępne urządzenie biochemiczne, aby odtworzyć mego ludzkiego łącznika. Ten proces również nie jest doskonały. Wzory ulegają uszkodzeniom podczas składowania. Można by powiedzieć, że to ciało, które widzisz przed sobą, pamięta każdą śmierć. A to były krótkie okresy niebytu. A dłuższe… człowieku, użyj swego rozsądku. Wyobraź sobie. Mogę to zrobić. I tarcza między rozumem a uczuciami zaczyna pękać. Kiedyś śpiewałem o mej ukochanej zmarłej:
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pieśń pasterza»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pieśń pasterza» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pieśń pasterza» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.