Poul Anderson - Nazywam się Joe
Здесь есть возможность читать онлайн «Poul Anderson - Nazywam się Joe» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1990, Издательство: Radwan, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Nazywam się Joe
- Автор:
- Издательство:Radwan
- Жанр:
- Год:1990
- Город:Warszawa
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Nazywam się Joe: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Nazywam się Joe»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Nazywam się Joe — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Nazywam się Joe», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Nie jesteś już półżywym kaleką na Piątym. Jesteś Joe… Joe Angleseyem.
— Hm, bodaj cię diabli — odparł Joe. — Masz rację.
Wyłączył Angleseya, brutalnym impulsem wyrzucił Corneliusa ze swojej psychiki i pobiegł w dół na spotkanie statku kosmicznego.
Cornelius wstał kilka minut później. Rozsadzało mu czaszkę, czuł, że za chwilę rozleci się w kawałki. Sięgnął po omacku do głównego wyłącznika naprzeciw siebie, pstryknął nim w dół, zerwał hełm z głowy i rzucił go ze szczękiem na podłogę. Trzeba było jednak trochę czasu, by zebrać siły i wykonać te same czynności za Angleseya. Tamten człowiek nie był w stanie zrobić dla siebie czegokolwiek.
Siedzieli przed izbą chorych i czekali. Była tu niemile oświetlona jałowość metalu i plastyku tchnących antyseptyką — głęboko w pobliżu serca satelity, pod milami skaty przesłaniającej straszliwe oblicze Jowisza.
Tylko Viken i Cornelius przebywali w tym ciasnym pomieszczeniu. Reszta załogi krzątała się dla zabicia czasu wokół własnych spraw, nim będzie wiadomo, co się stało. Za drzwiami trójka biotechników stanowiących również personel medyczny stacji walczyła z aniołem śmierci o stworzenie, które było Edwardem Angleseyem.
— Dziesięć statków przedostało się na dół — powiedział głucho Viken. — Dwa samce i siedem samic. Wystarczy do założenia kolonii.
— Ze względów genetycznych pożądane byłoby mieć więcej — zauważył Cornelius. Starał się mówić szeptem wbrew wyczuwalnej w jego głosie pogodzie ducha. Był w tym wszystkim odcień niesamowitości.
— Ja w dalszym ciągu nie rozumiem — przyznał Viken.
— Och, to całkiem jasne — teraz. Być może powinienem odgadnąć to wcześniej. Znaliśmy wszystkie fakty, problem w tym, że nie potrafiliśmy dokonać prostej, oczywistej interpretacji. Nie, my musieliśmy wywołać ducha potwora Frankeinsteina.
— No i zabawiliśmy się we Frankeinsteina, prawda? — Słowa Vikena zabrzmiały jak zgrzyt. — Ed walczy tam ze śmiercią.
— To zależy, jak pan definiuje śmierć. — Cornelius długo zaciągał się cygarem, potrzebując czegokolwiek, co pozwoliłoby mu odzyskać równowagę. Jego głos był rozmyślnie wyprany z emocji.
— Proszę posłuchać. Rozważyć fakty. Czym jest Joe właściwie? Stworzeniem z mózgiem o pojemności ludzkiego mózgu, lecz nie mającym psychiki — jakaż doskonała tabula rasa Locke’a dla piszącej na niej wiązki psi Angleseya. Wywnioskowaliśmy zupełnie prawidłowo — może tylko trochę późno — że kiedy napisze się dostatecznie dużo, powstanie osobowość. Ale czyja? Ponieważ ze zwykłego ludzkiego lęku przed nieznanym, tak mi się wydaje, przypuszczaliśmy, że każda osobowość w takim obcym ciele musiała być straszna. A w związku z tym — wroga Angleseyowi; na pewno go wchłania…
Otworzyły się drzwi. Obaj mężczyźni zerwali się z miejsc.
Naczelny chirurg pokiwał głową. — To na nic. Typowe urazy po głębokim wstrząsie, już bliski zejścia. Gdybyśmy mieli lepsze wyposażenie, to może…
— Nie — wtrącił się Cornelius. — Nie da się uratować człowieka, który nie chce dłużej żyć.
— Wiem. — Lekarz ściągnął maskę z twarzy. — Marzę o papierosie. Czy któryś z panów mógłby mnie poczęstować? — Jegd~ęce lekko drżały, gdy sięgał do papierośnicy Vikena.
— Lecz jak on może… nie chcieć… czegokolwiek — wykrztusił fizyk. — Jest stale nieprzytomny, odkąd Jan wyciągnął go z tego… z tego stwora.
— To było zdecydowane wcześniej — odparł Cornelius. — W gruncie rzeczy tamten kadłubek na stole operacyjnym nie posiada już psychiki. Wiem o tym. Byłem tam. — Wzdrygnął się trochę. Tylko silna dawka środka uspokajającego odpędzała od niego koszmar. Później będzie musiał wymazać to wspomnienie.
Lekarz zaciągał się głęboko, przytrzymywał dym w płucach i wydmuchiwał go gwałtownie.
— To chyba kładzie kres projektowi — powiedział. — Nie zdobędziemy drugiego espmena.
— Żebyście wiedzieli, że nie. — Głos Vikena zabrzmiał złowieszczo. — Zamierzam osobiście rozwalić tę szatańską maszynerię.
— Stop, zaczekaj pan chwilę! — wykrzyknął Cornelius. — Nie rozumie pan? To nie jest koniec! To dopiero początek!
— Lepiej wrócę do siebie — powiedział lekarz. Zgasił papierosa i wszedł do ambulatorium. Drzwi zamknęły się za nim ze śmiertelną ciszą.
— Co pan ma na myśli? — Viken wypowiedział to tak, jakby stawiał mur obronny.
— Nie może pan nie rozumieć! — wrzeszczał Cornelius. — Joe ma wszystkie myśli Angleseya, zwyczaje, całą pamięć, fobie, zainteresowania. Ach tak, inne ciało i inne środowisko — to oczywiście wywołuje pewne zmiany, ale nie większe od tych, jakie mógłby przechodzić każdy człowiek na Ziemi. Gdyby wyleczyć pana nagle z wyniszczającej choroby, to czy nie stałby się pan człowiekiem trochę wybuchowym i szorstkim? Nie ma w tym niczego nienormalnego. Ani w tym. że chce się być zdrowym — prawda? Rozumie pan?
Viken usiadł. Poświęcił trochę czasu na milczenie.
Naraz rzeki bardzo powoli i ostrożnie:
— Czy to znaczy że Joe jest Gilem?
— Albo odwrotnie. Jak pan woli. Sądzę, że teraz nazywa siebie imieniem Joe — jako symbolem wolności — chociaż nadal pozostaje sobą. Czym jest jaźń. jeśli nie ciągłością egzystencji?
— On sam nigdy nie pojąc tego do końca. Wiedział tylko — mówił mi to, a ja powinienem był mu uwierzyć — że na Jowiszu był silny i szczęśliwy. Dlaczego oscylowały lampy K? Objaw histerii! Podświadomość Angleseya nie bała sio porastania na Jowiszu — ona się bała powrotu!
A potem, dziś rano, podłączyłem się do niego. Do tej pory cale życie Eda koncentrowało się na Joem. Chodzi mi o to, że głównym źródłem energii emocjonej i umysłowej było męskie ciało Joego, a nie chore ciało Angleseya. To oznaczało odmienny wzorzec impulsów mózgowych — nie nazbyt obcych, by zostały odfiltrowane, choć wystarczająco obcych, by spowodować interferencję. W rezultacie on wyczuł moją obecność. I zrozumiał prawdę, tak samo jak ja.
Wie pan, jakie było ostatnie uczucie, z którym Joe wyrzucał mnie ze swojej duszy? Już nie złość. Postąpił brutalnie, ale były w nim pokłady radości.
Wiedziałem, jaką silną osobowość ma Anglesey. Licho wie, dlaczego przyszło mi na myśl, że mózg przerośniętego dziecka, taki jak u Joego, mógłby ją zdruzgotać? Tutaj, w gabinecie, lekarze — ciach! Ulitują ratować powlokę. którą odrzucono, bo jest niepotrzebna!
Cornelius umilkł. Zaschło mu zupełnie w gardle od mówienie. Przemierzał korytarz i puszczał wokół kłęby dymu z cygara, nie zaciągając się nim.
Po kilku minutach Viken rzekł nieśmiało:
— Zgoda. Pan wie najlepiej: jak pan twierdzi — był pan tam. Ale co teraz? Jak się skontaktujemy z Edem? Czy on w ogóle będzie zainteresowany nawiązaniem łączności z nami?
— O tak, ma się rozumieć — odparł Cornelius. — On jest wciąż sobą, proszę o tym pamiętać. Powinien być trochę sympatyczniejszy, skoro uwolnił się od wszelkich frustracji kaleki. Kiedy przejdzie mu zaciekawienie nowymi przyjaciółmi będzie potrzebował kogoś, z kim może porozmawiać jak równy i równym.
— A ściśle mówiąc, kto poprowadzi następnego pseudo — zapytał ironicznie Viken. — W mojej skórze jest mi całkiem dobrze, nie ma głupich!
— Czy Anglesey był jedynym nieuleczalnym kaleką na Ziemi? — szepnął Cornelius.
Viken wytrzeszczył oczy.
— Starzejący się ludzie także się znajdą — mówił psionik, częściowo do samego siebie. — Któregoś dnia, mój przyjacielu, kiedy pan i ja poczujemy, że życie ubywa, a tyle będzie się wokół nas dziać — może i nam spodoba się perspektywa przedłużenia życia w ciele Jowiszanina. — Pokiwał głową nad swoim cygarem. — Surowe, pełne wigoru, burzliwe życie, na pewno — niebezpieczne, awanturnicze, gwałtowne — ale takie, którego być może nikt nie przeżył od czasów Elżbiety I. O, nie będzie większego kłopotu ze znalezieniem Jowiszan.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Nazywam się Joe»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Nazywam się Joe» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Nazywam się Joe» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.