— Musiałam wykazać się czymś oryginalnym, zanim mianowano mnie na uzdrowicielkę. Dlatego stworzyłam Wiewióra. Nikt przede mną nie wyizolował tego genu.
Zdała sobie sprawę, że Melissa nie ma pojęcia, o co jej chodzi. Zastanawiała się teraz, czy nie ucierpiała w tej bójce bardziej, niż przypuszczała.
— To ty go stworzyłaś?
— Stworzyłam… lek… który sprawił, że Wiewiór ma właśnie taką maść. Musiałam zmienić żywą istotę, nie raniąc jej, aby dowieść, że umiem zmieniać węże. Dzięki temu możemy leczyć więcej chorób.
— Chciałabym umieć robić coś takiego.
— Melisso, ty umiesz jeździć na koniach w taki sposób, o jakim ja nie mogę nawet zamarzyć.
Dziewczynka nie odpowiedziała.
— Co się stało?
— Miałam zostać dżokejką.
Była małym, chudym dzieckiem i z pewnością mogłaby jeździć prawie na każdym koniu.
— No to dlaczego… — Wężyca urwała, ponieważ zdała sobie sprawę, że Melissa nie może zostać dżokejką w Podgórzu.
Po chwili dziewczynka odpowiedziała:
— Burmistrz chce, żeby dżokeje byli równie piękni jak jego konie.
Wężyca delikatnie ścisnęła dłoń Melissy.
— Przepraszam.
— Nic się nie stało, panienko.
Widziały już światła dziedzińca. Kopyta Strzały stukały o kamienie. Melissa ześliznęła się z grzbietu klaczy.
— Melisso?
— Proszę się nie martwić, panienko. Ja odprowadzę konia. Hej!
krzyknęła. — Otwórzcie bramę!
Wężyca zsiadła powoli i odwiązała od siodła torbę z wężami. Była cała zesztywniała i czuła ostry ból w stłuczonym kolanie.
Brama rezydencji otwarła się i wysunął się z niej służący w nocnym stroju.
— Kto tam?
— To panienka Wężyca — powiedziała pogrążona w ciemności Melissa. — Jest ranna.
— Nic mi nie jest — rzekła Wężyca, ale zaszokowany służący odwrócił się, krzyknął i pobiegł w głąb dziedzińca.
— Dlaczego nie wjechałyście do środka? — wyciągnął rękę, żeby pomóc Wężycy, ale ta łagodnie go odepchnęła. Nadbiegli inni ludzie, tłocząc się wokół uzdrowicielki.
— Zabierz konia, głupi dzieciaku!
— Zostawcie ją! — rzuciła Wężyca ostrym tonem. — Dziękuję ci, Melisso.
— Nie ma za co, panienko.
Kiedy znalazła się w sklepionym holu, Gabriel zbiegał właśnie po ogromnych, krętych schodach.
— Wężyco, co się stało? Dobrzy bogowie, co się dzieje?
— Nic mi nie jest — powtórzyła Wężyca. — Wdałam się w bójkę z niekompetentnym złodziejem. — Mówiąc to, wiedziała jednak, że to tylko część prawdy.
Podziękowała służącym i poszła z Gabrielem na górę, do południowej wieży. Stał potem obok niespokojnie, podczas gdy ona troskliwie oglądała Mgłę i Piaska; chciał, żeby najpierw zajęła się sobą. Oba węże miały się dobrze, toteż Wężyca zostawiła je w torbie i poszła do łaźni.
Dostrzegła swoje odbicie w lustrze — miała zakrwawioną twarz, a włosy przykleiły się do skóry. Patrzyło na nią dwoje szeroko otwartych, niebieskich oczu.
— Wyglądasz, jakbyś o włos uniknęła śmierci.
Gabriel odkręcił wodę. Przyniósł też gąbki i ręczniki.
— Nie da się ukryć, że masz rację.
Gabriel przemył szramę na jej czole, a Wężyca oglądała swoją ranę w lustrze — było to wąskie i płytkie rozcięcie, zrobione pewnie jakimś pierścieniem, bo raczej nie kłykciem.
— Chyba powinnaś się położyć.
— Rany na głowie zawsze tak krwawią — rzekła Wężyca. — W rzeczywistości nie jest tak źle, jak się wydaje. — Spojrzała na siebie i zaśmiała się smutno. — Nowe koszule nigdy nie są zbyt wygodne, ale wolałabym, żeby znosiły się w nieco inny sposób.
Koszula była rozdarta na ramieniu i łokciu, podobnie jak spodnie na kolanie. Stało się to podczas upadku z konia. Poza tym wszystko było brudne. Przez dziury w ubraniu widziała tworzące się siniaki.
— Przyniosę ci coś nowego — powiedział Gabriel. — Trudno mi uwierzyć, że do tego doszło. W Podgórzu nie zdarzają się napaści. Do tego wszyscy wiedzą, że jesteś uzdrowicielką. Kto chciałby atakować uzdrowiciela?
Wężyca wzięła od niego kawałek płótna i sama dokończyła obmywanie szramy. Gabriel czyścił ją zbyt delikatnie, a Wężyca nie chciała, żeby rana zabliźniła się z okruchami ziemi i żwiru.
— To nie był nikt z Podgórza — powiedziała.
Gabriel przetarł gąbką spodnie w okolicach kolana, chcąc rozluźnić materiał przyklejony do skóry zakrzepłą krwią. Wężyca opowiedziała mu o szaleńcu.
— Dobrze, że nie był to ktoś z naszych — stwierdził Gabriel.
— Poza tym obcego będzie łatwiej znaleźć.
— Może.
Przecież szaleniec uciekł przed ludźmi pustyni, a w mieście znajdowało się więcej kryjówek.
Wstała. Z kolanem było coraz gorzej. Pokuśtykała do ogromnej wanny i odkręciła gorącą wodę. Gabriel pomógł jej zdjąć resztę ubrań i siedział tuż obok, gdy ona próbowała zmyć z siebie ból. Denerwował się na myśl o tym, co się wydarzyło.
— Gdzie byłaś, kiedy ten wariat na ciebie napadł? Poślę tam miejskich strażników, by przeszukali teren.
— Och, Gabrielu, nie zajmujmy się tym dzisiaj. Minęła już godzina albo i więcej. Jego już dawno tam nie ma. Powyciągasz tylko ludzi z ich przytulnych łóżek, a oni rozbiegną się po mieście i zbudzą resztę mieszkańców Podgórza.
— Chcę coś zrobić.
— Wiem. Ale teraz nic nie da się zrobić.
Położyła się i zamknęła oczy.
— Gabrielu — odezwała się nagle po kilkuminutowej ciszy.
— Co się stało Melissie?
Spojrzała na niego. Marszczył czoło.
— Komu?
— Melissie. Tej małej pomocnicy stajennego z bliznami po poparzeniu. Ma dziesięć, może jedenaście lat i rude włosy.
— Nie wiem… Chyba nigdy jej nie widziałem.
— Jeździ na twoim koniu.
— Na moim koniu? Dziesięcioletnie dziecko? Chyba żartujesz.
— Tak mi powiedziała. Nie wyglądało na to, że kłamie.
— Może siedzi na grzbiecie mojego konia, kiedy Ras wyprowadza go na pastwisko. Nie jestem nawet pewien, czy stajenny by się na to zgodził. Przecież on sam nie umie na nim jeździć, a co dopiero dziecko.
— A zresztą… nieważne — powiedziała Wężyca. Może Melissa chciała po prostu jej zaimponować; nie zdziwiłaby się, gdyby to dziecko żyło w krainie fantazji. Nie mogła jednak tak łatwo odrzucić słów małej. — To nie ma znaczenia — rzekła do Gabriela.
— Jestem tylko ciekawa, jak i gdzie nabawiła się tych oparzeń.
— Nie wiem.
Była wyczerpana i poczuła, że zaśnie, jeśli zostanie w wodzie nieco dłużej. Wygramoliła się zatem z wanny, a Gabriel obwiązał ją dużym ręcznikiem. Pomógł wytrzeć plecy i ciągle jeszcze bardzo obolałe nogi.
— W stajni był pożar — powiedział nagle. — Cztery albo pięć lat temu. Myślałem, że nikomu nic się nie stało. Rasowi udało się nawet wyprowadzić wszystkie konie.
— Melissa ukrywała się przede mną — rzekła Wężyca. — Może ukrywała się przez te cztery lata?
Gabriel przez moment milczał.
— Jeżeli ma blizny… — Wzruszył niespokojnie ramionami.
— Nie myślę o tym w ten sposób, ale ja od trzech lat ukrywam się prawie przed wszystkimi. Sądzę, że to możliwe.
Pomógł jej wrócić do sypialni i nagle zatrzymał się w drzwiach, jakby poczuł się zakłopotany. Wężyca zdała sobie sprawę, że znowu go podekscytowała, choć tym razem zupełnie niechcący. Żałowała, że nie może zaproponować mu miejsca w swoim łóżku, a miała ochotę na towarzystwo. Z drugiej strony jej siły były na wyczerpaniu. Brakowało jej teraz energii na seks, a nawet na okazanie mu sympatii. Nie chciała zaś jeszcze bardziej go drażnić, każąc mu leżeć przy sobie niewinnie przez całą tę noc.
Читать дальше