Fritz Leiber - Wędrowiec
Здесь есть возможность читать онлайн «Fritz Leiber - Wędrowiec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wędrowiec
- Автор:
- Издательство:Solaris
- Жанр:
- Год:2006
- Город:Stawiguda
- ISBN:83-89951-56-8
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wędrowiec: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wędrowiec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wędrowiec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wędrowiec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Stary Kettering jęknął cicho i zaczął coś mamrotać. Barbara głaskała go po suchym, pomarszczonym policzku, ale mamrotanie nie ustało. Palce, które trzymał modlitewnie przy piersi, poruszały się lekko. Barbara sięgnęła pod łóżko, podniosła lalkę w czarnej bieliźnie i podała mu ja. To go uspokoiło. Barbara uśmiechnęła się.
Pokój się zakołysał.
Sally włożyła naszywaną perłami obcisłą suknię wieczorowa, którą znalazła w bogato zaopatrzonej szafie w sypialni przylegającej do sypialni Hasseltinea. Jake wystroił się w granatowy, wełniany, nieco przydługi garnitur, w którym wyglądał jak elegant z lat pięćdziesiątych. Siedzieli przy fortepianie, na którym stały niskie kieliszki do wina i dwie butelki szampana.
Pokój oświetlały dwadzieścia trzy świece — wszystkie, jakie udało się Sally znaleźć — i dwie latarki. Ciemne kotary zasłaniały okna, zepsutą windę, a przede wszystkim drzwi balkonowe.
Przez kotary sączyła się złowroga, przejmująca cisza — kładła się ciężarem na sercu, ściskała za gardło, mroziła płomyki świec. Po chwili jednak Jake uderzył mocno w klawisze i głośna, żywa przygrywka rozproszyła ciszę. Sally wstała i kołysząc się rytmicznie, zaczęła śpiewać głośno i wyraźnie:
Jestem dziewczyną w Arce Noego
Tyś mym starym Królem Mórz,
Nasza miłość jest większa niż ocean szeroki,
Drabina Józefa czy Ara rat wysoki,
Uwiłeś mi gniazdko pośrodku zatoki!
Kochamy się, no i już…
Lewą ręką Jake improwizował akompaniament, drugą podał Sally kartkę papieru.
— Zaśpiewaj drugą zwrotkę — powiedział.
— Rety, Jake! — zawołała Sally. — Tu są jakieś zwariowane słowa. I jak mam śpiewać twoje kleksy?
— Te zwariowane słowa znalazłem w ciekawej „liście najważniejszych obiektów niebieskich” w jednej z tych grubych ksiąg twojego przyjaciela intelektualisty. Musimy stworzyć odpowiedni nastrój,!który by pasował do tej nowej planety.
— Planety-szmaniety. Gdyby nie Hugo, byłbyś już dawno pod wodą. Ciekawa jestem, gdzie on teraz jest? No dobrze, Jake, graj.
Trzymając kartkę przed oczami, zaczęła znów śpiewać:
Jestem dziewczyną w Arce Noego
Tyś mym starym Królem Burz,
Nasza miłość jest większa niż wszystkie słońca,
Niż Orion czy Messiera gwiazda lśniąca,
Dałeś mi wieżowiec, co szczyty chmur tracą,
Kochamy się, no i już…
Jake uśmiechną! się promiennie.
— To będzie przebój! Zbierzemy gorące oklaski!
— To dobrze — powiedziała Sally, wyciągając rękę po szklankę… — Bo pewnie będziemy występować w zimnym, wilgotnym teatrze.
Richard Hillary czuł dziwne podniecenie, kiedy maszerował — kierując się na zachód od Islip — poboczem drogi, na której wysychały kałuże słonej wody. Przed sobą, na zabłoconej, mokrej trawie ujrzał dwie srebrzyste rybki i małego, zielonego raka pełznącego niezdarnie po zwoju mokrej, czarnej tkaniny, który mógł być togą studencką. Patrząc na południe, widział szare wieże Oxfordu, a na nich wyraźny brunatny ślad pozostawiony przez wodę w czasie przypływu. Wstrzymał oddech, podniósł do góry ręce i stanął tak, jakby zamierzał skoczyć i trampoliny — wyobraził sobie, że płynie jak szalony po wodach Morza Północnego lub Irlandzkiego, które przed kilku godzinami zalało okolice Oxfordu.
Wciąż podniecony, roześmiał się drwiąco, opuścił ręce i zaczął iść normalnie. Czasami niedobrze mu się robiło na widok tego, co wyrzuciła na brzeg woda, zwłaszcza na widok zwłok ludzkich czy trupów koni i psów. Twardo jednak trzymał się zasady, którą bodajże stosowali również inni piechurzy:,,nie patrzeć na to, co się nie rusza”. Podczas ostatniego kilometra musiał kilkakrotnie przypominać sobie o niezłomności tej zasady. Jak dotychczas, żadna z mokrych, leżących postaci nie poruszyła się.
Richard miał szczęście, bo niedaleko pola na skraju Chiltern Hilis, gdzie spał, udało mu się zatrzymać samochód, który go podwiózł spory kawałek drogi. Wyruszył w nocy, oj razu po tym, jak na wschodzie zobaczył wodę; z szosy zabrała go para małżeńska jadąca Bentleyem z Letchwork. Jechali do Oxfordu po syna, o którego się niepokoili. Nie widzieli powodzi, toteż skłonni byli ja. bagatelizować. Poczęstowali Richarda kanapką. Po pewnym czasie na drodze znalazło się mnóstwo samochodów i jazda stała się wolniejsza, a kiedy nad ranem dojechali wreszcie do zalanej równiny pod Oxfordem i ugrzęźli na zabłoconej drodze w korku ulicznym, Richard podziękował przygodnym znajomym i wysiadł. Korek ciągnął się bez końca, a Richard nie mógł już patrzeć bez współczucia na właścicieli Bentleya, którzy siedzieli oszołomieni i zrozpaczeni, nie wiedząc, co począć.
Trzeba mieć plan — myślał, maszerując szybko w grupie innych podróżnych i patrząc na podwójny sznur opryskanych błotem samochodów, sunących wolno na zachód. Przeszedł przez zatłoczony most, który dzielił niecały metr od wzburzonej wody, na drugą stronę rzeki Cherwell. Zastanawiał się, czy woda jest słona, ale nie zatrzymał się, żeby sprawdzić.
Zastanawiał się również, czy woda, która spowodowała powódź w nocy, wpłynęła w głąb lądu korytem Tamizy, czy może dotarła tu z odległej o sto pięćdziesiąt kilometrów zatoki Wash na zachodnim wybrzeżu Anglii, gdzie przypływ zazwyczaj sięga dziesięciu metrów, zalewając po drodze nizinę Fenlands, wzniesienie między Daventry i Bicester, a nawet wąwozy w górach Cotswolds. Ale podobne rozważania nie przyczyniały się do obmyślenia planu, a słońce paliło go w plecy.
Rozległ się cichy, stłumiony warkot i ludzie przysunęli się bliżej drogi: dwieście metrów dalej mały helikopter zniżył się do lądowania. Pilot, młoda kobieta w zabłoconym fartuchu pielęgniarki; wysiadła i podbiegła do jedynej żywej osoby, której nie przestraszyła lądująca maszyna: do młodej kobiety siedzącej w błocie z dzieckiem na rękach. Zabrała dziecko, zmusiła kobietę, żeby wstała, zaprowadziła Ją pośpiesznie do helikoptera i pomogła jej wsiąść. Po czym, nie odpowiadając na krzyki i pytania ludzi z tłumu, sama szybko wsiadła i helikopter odleciał.
Richard, zły na siebie, potrząsnął głową i ruszył naprzód. Podobne sceny napawały go smutkiem i wcale nie zbliżały dc powzięcia decyzji.
Wkrótce jednak obmyślił pewien plan. Postanowił, że zanim znów wzbierze woda, musi dojść do gór Cotswolds, tam przeczekać przypływ, ruszyć podczas odpływu w kierunku Tewkesbury, przemierzyć równinę Severn i dotrzeć do gór Malvern; tak, krok po kroku, dobrnie wreszcie do Black Mountains w Walii, gdzie nie dosięgnie go chyba największy nawet przypływ. Ożywienie, które chwilowo osłabło, teraz znów powróciło.
Oczywiście, byłoby może rozsądniej wrócić do Chiltern Hills albo wspiąć się na niezbyt wysokie góry, znajdujące się na wschód od Islip. Richard doszedł jednak do wniosku, że miejsca te będą zajmować tłumy uciekające wciąż na zachód z Londynu. Poza tym największą niechęć budziła w nim myśl, że miałby się teraz gdzieś zatrzymać, choćby w bezpiecznym miejscu na górze, i tam czekać bezczynnie. Byłoby to nie do zniesienia — czuł, że musi wciąż iść, iść przed siebie. Ponadto chciał przecież wykonać plon, który z takim wysiłkiem ułożył.
Powiedział o zamierzonej trasie Cotswolds-Malvern Hills-Black Mountains dwóm starszym mężczyznom, z którymi szedł od paru godzin. Pierwszy orzekł, że plan jest całkowicie nierealny, wariacki pomysł i tyle; drugi stwierdził, że w ten sposób można by uratować pół Anglii, wobec czego trzeba natychmiast powiadomić odpowiednie władze (zaczął też gwałtownie dawać znaki laską w kierunku krążącego nad nimi helikoptera).
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wędrowiec»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wędrowiec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wędrowiec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.