Fritz Leiber - Wędrowiec
Здесь есть возможность читать онлайн «Fritz Leiber - Wędrowiec» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Stawiguda, Год выпуска: 2006, ISBN: 2006, Издательство: Solaris, Жанр: Фантастика и фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Wędrowiec
- Автор:
- Издательство:Solaris
- Жанр:
- Год:2006
- Город:Stawiguda
- ISBN:83-89951-56-8
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Wędrowiec: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wędrowiec»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Wędrowiec — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wędrowiec», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Autobus i furgonetka zawróciły na moście. Margo zauważyła, że poziom wody w zalewie podniósł się o metr. Nadciągnęła niewielka fala zwieńczona pianą. Plaża, na którą Margo zestrzeliła głaz, też była zalana. Jaszcze w nocy morze było prawie o kilometr od szosy, teraz zaledwie sto metrów dzieliło szosę od fal.
Brecht usadowił się w strategicznym miejscu, które sobie zarezerwował — naprzeciw Huntera i tuż przy drzwiach. Położył nogę na wolnym siedzeniu obok siebie.
— Kierunek: góry Santa Monica — powiedział do kierowcy. — Niech pan jedzie pięćdziesiątką i uważa na głazy. Po sześciu kilometrach szosa nadbrzeżna skręca w góry, mamy więc dość czasu, żeby uciec od Pacyfiku, gdyby zechciał nas wchłonąć. Pamiętajcie — zwrócił się do wszystkich — że pływy na wybrzeżu Pacyfiku są zmienne. Całe szczęście, że dziś rano przypływ nie jest zbyt duży. Harry! — zawołał przez ramię — będziesz naszym oficerem łącznikowym. Pilnuj, żeby furgonetka nie znikła nam z oczu. Hej, nie tłoczcie się wszyscy po stronie morza I Autobus ma być równo obciążony, kiedy wjedziemy w góry. Przypływ już nas nie dogoni — nie grozi nam to.
— Chyba że nastąpią nowe… — zaczęła Margo, ale zaraz ugryzła się w język. Chciała powiedzieć: „nowe fale wywołane trzęsieniem” albo „tsunamii”.
Hunter uśmiechnął się do niej.
— Masz rację. Lepiej nie wywoływać wilka z lasu — szepnął jej do ucha, a potem niewiele głośniej powiedział do Brechta: — Rudolfie, skąd wytrzasnąłeś te stusześćdziesięciometrowe fale?
— Dwumetrowa amplituda pływu w Los Angeles razy osiemdziesiąt — odparł. — Szczerze pragnę, aby się okazało, że przesadzam, ale musimy wiedzieć, czego się z grubsza spodziewać. Ach, życie na fali, dom w wirującej głębi, lalalalala…
Margo wzdrygnęła się, słysząc ochrypły głos Brechta, który śpiewał, chcąc dodać wszystkim otuchy — jak śpiewał, to zupełnie inna sprawa — i zaczęła żałować, że to nie jest głos Paula. Złożyła ręce na piersi i spojrzała na oparcie siedzenia kierowcy. Chociaż było świeżo wyszorowane, mogła na nim odczytać różne napisy typu: „Ozzie to śmierdziel”, „Jo-Ann ma sztuczne cycyki” i „Dziadek ma trzynaście zębów”.
Mimo zapewnień Brechta, że nic im nie grozi, w autobusie panował niepokój, napięcie rosło — pasażerowie pilnie obserwowali ścigające ich fale, patrzyli na zamglony horyzont: Margo poczuła, że napięcie osłabło w chwili, kiedy autobus skręcił na czarną, dwupasmową szosę, która pięła się w górę, ale potem znów wzrosło, gdy wszyscy natychmiast zaczęli obserwować drogę, wypatrując na niej osypisk i wyrw. Przypomniała sobie nagle niezwykle sugestywny opis pani Hixon i zdanie: „Góry bulgotały jak gulasz”. Ale przynajmniej pierwszy odcinek drogi, prowadzący pod niezbyt wysokie wzgórze, był pusty i gładki.
— Furgonetka skręca za nami! — zawołał z tyłu McHeath niczym żołnierz, który zdaje raport.
— W porządku, Harry! — krzyknął do niego Brecht, a potem zadowolony zwrócił się do Huntera i Margo i głośno, tak żeby wszyscy słyszeli, powiedział:
— Liczę na tę szosę górską. Niewiele o niej pisano w prasie, ale prawdę mówiąc jest to olbrzymi krok naprzód w historii budownictwa dróg.
— Hej, Brecht! — zawołał Wojtowicz. — Gdyby ta szosa była nie uszkodzona aż do Doliny, nie byłaby taka pusta.
— Jesteś dziś spostrzegawczy — zauważył Brecht. — Ale nam chodzi o to, żeby była nie uszkodzona tylko przez pięć kilometrów. Wtedy będziemy już dwieście metrów nad poziomem morza. A pozostałe trzydzieści pięć kilometrów już nas nie obchodzi. Właściwie byłoby lepiej dla nas, gdyby dalej droga rzeczywiście była zatarasowana.
— Rozumiem. W przeciwnym razie ugrzęźniemy wśród pięćdziesięciu milionów wozów.
— Mamusiu, przed nami niebo jest czarniejsze — powiedziała Anna, która wraz z Ramą Joan siedziała za Brechtem. — Wielki pióropusz dymu.
— Jesteśmy między ogniem a wodą — oznajmił Drągal, którego znów ogarnął marzycielski nastrój. — Ale bądźcie dobrej myśli. Ispan wróci.
— Tego się właśnie obawiam — rzekł półgłosem Hunter do Margo i patrząc na jej zapiętą na suwak kurtkę, dodał tym samym tonem: — Może byś mi pokazała to, co ci zrzuciła ta kocica? Widziałem, jak złapałaś jakiś szary przedmiot, dziś rano wypróbowałaś go, prawda? Dobrze działa?
Margo nie odpowiedziała, ale Hunter ciągnął dalej:
— Możesz nic nie mówić, jeżeli przez to czujesz się bezpieczniej. Słyszałem twoją rozmowę z Brechtem i z całego serca cię popieram. W przeciwnym razie natychmiast bym ci to odebrał.
Margo nawet nie spojrzała na niego. Może i uczesał brodę, ale wciąż Jeszcze zalatywało od niego piżmem i potem.
Autobus wjechał na pierwsze wzniesienie, wziął powolny zakręt w dół i zaczął się piąć pod następną, bardziej stromą górę. Na drodze wciąż nie było widać żadnych skał ani nawet kamieni.
— Szosa przez góry Santa Monica — powiedział głośno Brecht — biegnie niemal po samych ich szczytach. Zbudowana jest ze wzmocnionego asfaltu, przez co jest bardziej solidna i wytrzymała na wstrząsy tektoniczne. Dowiedziałem się tego wszystkiego myszkując po różnych pismach technicznych. Nie ma to jak wszechstronny geniusz.
— Wszechstronny gaduła — mruknął ktoś z tyłu. Brecht obejrzał się, uśmiechając się ozięble, i spojrzał podejrzliwie na Ramę Joan.
— Jesteśmy już sto metrów nad poziomem morza — oznajmił.
Autobus skręcił i zaczął się piąć pod drugą górę — stąd rozciągał się ostatni widok na szosę nadbrzeżną. Szosa była zalana. Fale rozbijały się o krzaczaste zbocza.
Dai Davies z lekceważącą obojętnością, niczym zafascynowany poezją syn Posejdona w bibliotece swojego ojca, obserwował szeroki, szary Kanał Bristolski, który w zamglonym, srebrzystym świetle zachodzącego słońca lśnił gdzieniegdzie jak stal, podczas gdy woda powoli podnosiła się, zalewając porośnięte głogiem zbocze po drugiej stronie ulicy.
Kiedy po raz ostatni wyglądał przez okno, dwa frachtowce i jeden statek płynęły w dół kanału, zmagając się z powodzią. Teraz już ich nie było: na powierzchni unosiły się jedynie pojedyncze deski, o w oddali mała łódź — Dai uznał, że nie warto się jej nawet przyglądać.
Przed półgodziną włączył radio i słuchał wygłaszanych załamującym się głosem komunikatów o monstrualnych plywach; nerwowo powtarzanych wyjaśnień, że pływy spowodowane zostały olbrzymimi wstrząsami, które nawiedziły skorupę ziemską podczas ostatnich kilku godzin; rozpaczliwych instrukcji dla marynarzy, kierowców autobusów i maszynistów, żeby robili to, owo i co tylko w ich mocy; i ponurych, histerycznych nawoływań, skierowanych do mieszkańców całej Anglii, żeby — z tego, co zdołał wywnioskować — udali się gdziekolwiek, a.najlepiej na szczyt góry Snowdon.
Pomyślał, że wcześniejsza seria rozpaczliwych ostrzeżeń kazała tutejszym tchórzliwym mieszkańcom pozamykać bary i uciec z miasta, ale po chwili odzyskał humor i zaczął tańczyć i śpiewać głośno: „Kto się boi przypływu i fali? Na pewno nie ja, Dail”.
W tym.momencie z zielonkawobiałym błyskiem zgasło światło, a wraz z nim umilkło radio. Chcąc stworzyć weselszy nastrój, Dai poszukał świec i roztopioną stearyną przykleił artystycznie aż siedem do lady baru.
Spojrzał na nie — wszystkie pięknie płonęły, płomyki tańczyły niczym siedem srebrzystozłotych dziewic, rzucając ciepły blask na wspaniałe, zielone i bursztynowe książki, starannie oznakowane etykietami.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Wędrowiec»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wędrowiec» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Wędrowiec» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.