Alia poczuła nagle chłód paniki; spojrzała w lustro, by dać sobie chwilę na odzyskanie równowagi. Leto nie wypuściłby się w nocy z siczy dla takiego nonsensu. Czyżby spisek?
Idaho położył dłoń na oczach, by nie patrzeć na twarz żony i rzekł:
— Stilgar powiedział mi, że poszedł z Leto, bo wciąż wierzy w Muad’Diba. Wierzy w niego, ponieważ Muad’Dib zawsze był otwarty dla maluczkich.
— Co odpowiedziałeś? — zapytała Alia. Jej głos zdradzał lęk. Idaho opuścił dłoń. Spojrzał na żonę.
— Powiedziałem: „To znaczy, że jesteś jednym z nich „.
— Duncan! Zacząłeś niebezpieczną grę. Igraj z tym Fremenem, a możesz obudzić bestię, która zniszczy nas wszystkich.
— On wciąż wierzy w Muad’Diba — rzekł Idaho. — To nasza ochrona.
— Co odpowiedział?
— Powiedział, że zna samego siebie.
— Rozumiem.
— Nie… Nie sądzę, że rozumiesz. Rzeczy, które gryzą, mają dłuższe zęby niż Stilgar.
— Nie pojmuję cię dzisiaj, Duncan. Proszę cię, byś zrobił bardzo ważną rzecz, niezbędną dla… Po co więc całe to kręcenie?
Jakże rozdrażniony był jej głos! Ghola odwrócił się plecami do okna we wnęce.
— Kiedyś ćwiczono mnie na mentata… Bardzo trudno jest nauczyć się, jak pracować nad własnym umysłem. Najpierw musisz zrozumieć, że należy mu pozwolić pracować samodzielnie. To bardzo dziwne. Możesz pracować mięśniami, ćwiczyć je, wzmacniać, ale umysł działa sam z siebie. Czasami, gdy się już tego nauczyłeś, pokazuje ci rzeczy, których nie chcesz widzieć.
— I dlatego starałeś się obrazić Stilgara?
— Stilgar nie zna własnego umysłu, nie pozwala mu działać samodzielnie.
— Z wyjątkiem siczowej orgii.
— Nawet wtedy nie. To czyni go naibem. By być przywódcą ludzi, kontroluje i ogranicza swe reakcje. Robi wszystko, czego się po nim spodziewają. Jeśli to wiesz, znasz Stilgara i możesz zmierzyć długość jego zębów.
— Zwykły fremeński obyczaj — powiedziała. — Dobrze, Duncan, wykonasz to polecenie, czy nie? Ona musi zostać porwana, i trzeba to zrobić tak, by akcja wyglądała na robotę rodu Corrinów.
Nie odzywał się, rozważając w milczeniu — w mentacki sposób — jej ton i argumenty. Plan porwania mówił mu o zimnie i okrucieństwie, którego rozmiary wstrząsnęły nawet nim. Ryzykować życiem własnej matki? Alia kłamała. Być może plotki o Alii i Dżawidzie były prawdziwe? Myśl ta sprawiła, że poczuł lodowatą twardość w żołądku.
— Jesteś jedynym, komu mogę ufać — rzekła Alia.
— Wiem o tym — odparł.
Pomyślała, że Duncan się zgadza, i uśmiechnęła się do siebie w lustrze.
— Wiesz — powiedział Idaho — mentat uczy się patrzeć na każdą istotę ludzką jako na ciąg międzyludzkich stosunków.
Alia nie odpowiedziała. Siedziała pogrążona w intymnym wspomnieniu, które nadało jej obliczu nieobecny wyraz. Idaho, spoglądając na nią sponad jej ramienia, ujrzał twarz żony i zadrżał. Wyglądała tak, jakby obcowała z głosami słyszanymi tylko przez nią samą.
— Międzyludzkich stosunków… — powtórzył szeptem.
„Trzeba odrzucić minione cierpienie, tak jak wąż zrzuca skórę, po to tylko, by przyjąć nowe wraz ze wszystkimi jego ograniczeniami — pomyślał. — Tak samo jest z rządami. Dawne rządy są podobne do odrzuconych wylinek. Muszę wykonać ten plan, ale nie tak, jak rozkazała Alia”.
Po chwili Alia potrząsnęła ramionami i powiedziała:
— Leto nie powinien obecnie wychodzić. Udzielę mu napomnienia.
— Nawet ze Stilgarem?
— Nawet z nim.
Wstała sprzed lustra, podeszła do miejsca, w którym stał Idaho, i położyła dłoń na jego ramieniu.
Stłumił dreszcz, zredukował go w mentackiej kalkulacji. Coś pchało go do buntu.
Nie mógł się zmusić do podniesienia oczu. Kaszlnął, poczuwszy zapach melanżu w kosmetykach.
— Będę dziś zajęta badaniem darów Farad’na — powiedziała Alia.
— Strojów?
— Tak. Nic, co on robi, nie jest tym, czym się wydaje. Musimy pamiętać, że jego baszar, Tyekanik, jest adeptem chaumurky, chaumas i wszystkich innych zawiłości królobójstwa.
— To cena władzy — powiedział, odsuwając się. — Ale my wciąż mamy swobodę ruchu, a Farad’n nie.
Wpatrzyła się w jego jakby wyrzeźbiony dłutem profil. Czasami z trudem była w stanie przeniknąć myśli męża. Czyżby sądził, że władza militarna utrzymuje się tylko dzięki swobodzie działań? Dobrze, więc życie na Arrakis było zbyt długo bezpieczne. Zmysły, kiedyś wyostrzone przez wszechobecne niebezpieczeństwo, nieużywane, mogły się zdegenerować.
— Tak — powiedziała — wciąż mamy Fremenów.
— Swoboda ruchu — powtórzył. — Nie możemy degenerować piechoty. To byłoby głupie z naszej strony. Jego ton zdenerwował ją, więc rzekła:
— Farad’n chwyci się każdego sposobu, żeby nas zniszczyć.
— Ach, o to właśnie chodzi — odparł. — Przejął inicjatywę, ma swobodę posunięcia, której brak nam było w dawnych czasach. Mieliśmy kodeks, kodeks rodu Atrydów. Zawsze płaciliśmy za wszystko i pozwalaliśmy wrogom być rabusiami. Ale, oczywiście, ograniczenia już nas nie obowiązują. Mamy równą swobodę: ród Atrydów i ród Corrinów.
— Porwiemy matkę, by ocalić ją przed niebezpieczeństwem — powiedziała Alia. — Wciąż żyjemy zgodnie z kodeksem!
Spojrzał na nią z góry. Alia znała niebezpieczeństwa pobudzania mentata do kalkulacji. Czy nie uświadamiała sobie, do czego doszedł? A mimo to… wciąż ją kochał. Na chwilę zasłonił dłonią oczy. Jak ona młodo wygląda! Lady Jessika mówiła prawdę: Alia nie postarzała się ani o dzień w czasie tych wspólnie spędzonych lat. Wciąż miała łagodne rysy swojej matki — Bene Gesserit, lecz jej oczy były jak u Atrydów: oceniające, żądające, jastrzębie. Teraz błyskało w nich coś opętanego przez okrutną kalkulację.
Idaho zbyt wiele lat służył rodowi Atrydów, by nie znać zarówno silnych, jak i słabych jego stron. Lecz to „coś” w Alii było nowe. Atrydzi mogli prowadzić niszczące rozgrywki wobec nieprzyjaciół, lecz nigdy wobec przyjaciół i sprzymierzeńców, czy w stosunku do rodziny. Taka była podstawa atrydzkiego zachowania: popierać swych poddanych ze wszystkich sił, okazywać im, o ile lepiej żyje się pod rządami Atrydów. Demonstrować przyjaźń dla sojuszników przez otwartość wobec nich. Jednakże prośba Alii nie miała nic wspólnego z duchem Atrydów. Czuł to całym ciałem i strukturą nerwów. Jego istota stanowiła niepodzielną jedność i dzięki temu czuł w Alii czyjąś obecność, obcą wolę.
Nagle jego mentacki sposób postrzegania przeszedł w stan pełnej świadomości, a umysł popadł w trans, w którym nie istniał Czas: istniała jedynie kalkulacja. Alia rozpozna, co się z nim dzieje, nie mógł tego w żaden sposób uniknąć. Oddał się kalkulacji:
Lady Jessika „odbita” w świadomości Alii, istniała tam wyłącznie pseudo-życiem. Widział ją tak, jak widział odbitego pragholę Duncana Idaho, będącego stałą wartością w jego umyśle. Alia, jako jedna z przed-urodzonych, miała zakodowaną tę świadomość już od dzieciństwa. On wyniósł pamięć z regeneracyjnych zbiorników Tleilaxan. Mimo to Alia odrzuciła owo odbicie i ryzykowała życiem matki. Zatem nie była w kontakcie z pseudo-Jessiką. A więc Alię opanowało inne pseudo-życie, eliminując pozostałe świadomości.
Była Opętana!
Obca!
Była Paskudztwem!
W obojętny, mentacki sposób przyjął efekt rozumowania i zwrócił się ku innym aspektom problemu. Wszyscy Atrydzi przebywali na Diunie. Czy ród Corrinów zaryzykuje atak z kosmosu? Pracujący umysł momentalnie przywołał z pamięci konwencje, które położyły kres prymitywnym formom działań wojennych.
Читать дальше