— Nie jesteś jeszcze moim księciem! Jesteś dzieckiem!
— Jestem dorosłym w ciele dziecka — powiedział Leto. Wskazał w dół na małą rozpadlinę wśród skał. — Jeżeli umrę, stanie się to w tym miejscu. Zabierz moją siostrę i…
— Podwoję straże — rzekł Stilgar. — Nie przyjdziesz tu więcej. Idziemy stąd, a ty…
— Stil! Nie możesz mnie zatrzymać. Przypomnij sobie raz jeszcze, jak to było pod Granią Habbanja. Pamiętasz? Kombajn gąsienikowy stał zepsuty na piasku, a zbliżał się wielki Stworzyciel. Nic nie mogło uratować sprzętu. Mój ojciec obserwował to zdenerwowany, wiedząc, że nie ocali maszyny. Gurney myślał tylko o ludziach, których straciłby w piaskach. Pamiętasz, co powiedział? „Twój ojciec bardziej by się przejął ludźmi, których nie udało się ocalić”. Stil, nakazuję ci ratować ludzi. Są ważniejsi niż rzeczy. A Gnania jest najcenniejsza ze wszystkich, bo beze mnie jest jedyną nadzieją Atrydów.
— Nie będę tego więcej słuchał — rzekł Stilgar. Odwrócił się i zaczął schodzić ze skał w stronę oazy po drugiej stronie piasków. Usłyszał, że Leto podąża za nim. Po chwili chłopiec dołączył do niego i oglądając się, powiedział:
— Zauważyłeś, Stilgar, jak piękne są młode kobiety tego roku?
Życie pojedynczej istoty ludzkiej, tak jak życie rodziny bądź całych narodów, kontynuuje swe trwanie jako pamięć. Ludzie muszą pojąć, że jest to część procesu ich dojrzewania. Lud jest organizmem gromadzącym coraz więcej doświadczeń w podświadomych zasobach zbiorowej pamięci. Rodzaj ludzki ma nadzieję, że zdoła przywołać je wszystkie, jeżeli okażą się potrzebne w zmiennym wszechświecie, lecz wiele z tego, co zostało nagromadzone, może zostać utracone w losowej grze, którą nazywamy przeznaczeniem. Wiele może nie zostać włączone w procesy ewolucyjne i w ten sposób okazać się nieprzydatne w nieustających zmianach środowiska, które odciskają się na społecznościach. Gatunki mogą zapominać! To właśnie jest wyjątkową wartością Kwisatz Haderach, której Bene Gesserit nigdy nie podejrzewały: Kwisatz Haderach nie potrafi zapomnieć.
„Księga Leto” według Harq al-Ady
Stilgar nie bardzo rozumiał rzuconej przez Leto od niechcenia uwagi, lecz wiedział, że jest głęboko niepokojąca. Nurtowała jego świadomość przez całą drogę powrotną do siczy Tabr, wypierając wszystko, co usłyszał od Leto na Świadku.
Rzeczywiście, młode kobiety na Arrakis prezentowały się wyjątkowo pięknie tego roku. Młodzi mężczyźni również. Ich oblicza lśniły pogodnie obfitością wody. Ich oczy patrzyły prosto przed siebie, w dal. Twarzy nie szpeciły ślady po maskach filtrfraków i wężykowe odciśnięcia po chwytowodach. Kobiety nawet na otwartym terenie nie nosiły filtrfraków, preferując stroje, które — gdy się poruszały — oferowały znikającą w okamgnieniu sugestię spowitych w nie młodych kształtów.
Tego rodzaju ludzkie piękno wtapiało się w tło nowego krajobrazu. W odróżnieniu od dawnej Arrakis można było się na przykład natknąć na czarującą, drobną kępkę zielonych gałązek, wyrastającą spośród czerwonobrunatnych skał. Dawne siczowe drążnie kultury jaskiń-metropolii, hermetyczne dzięki wyszukanym grodziom i pułapkom na wilgoć w każdym wejściu, przeżywały się, ustępując miejsca otwartym osadom, często budowanym z cegieł. Cegieł z mułu!
„Dlaczego pragnąłem zniszczenia tej osady?” — zastanowił się Stilgar. Nastąpił nogą na kamień, na moment tracąc równowagę.
Wiedział, że należy do wymierającej rasy. Starzy Fremeni tracili dech ze zdziwienia nad rozrzutnością nowych mieszkańców planety — marnować wodę na wolnym powietrzu dla niczego więcej, tylko utwardzania produkowanych cegieł! Zasób dla pojedynczej rodziny kiedyś utrzymałby przy życiu całą sicz przez rok.
Budynki miały przezroczyste okna, by wpuszczać do środka gorąco dnia i osuszać ciała ludzi w środku! Takie okna otwierały się na zewnątrz.
Nowi Fremeni, mieszkający w domach z błota, mogli oglądać krajobraz. Nie byli już stłoczeni w zamknięciu siczy. Tam, dokąd podążała wizja, podążała i wyobraźnia. Stilgar to czuł. Wizja łączyła Fremenów z resztą imperialnego wszechświata, przygotowywała ich do życia w nieograniczonej przestrzeni. Byli ongiś przywiązani do ubogiej w wodę Arrakis przez swe zniewolenie, przez gorzkie wymogi codzienności. Nie mieli tej otwartości umysłu, jaka charakteryzowała mieszkańców większości planet Imperium.
Stilgar orientował się, jak zachodzące zmiany kontrastują z jego własnymi lękami i wątpliwościami. Za dawnych czasów Fremen, który rozważał możliwość opuszczenia Arrakis, by zacząć życie na jednej z bogatych w wodę planet, był rzadkością. Nie pozwalano nawet na marzenie o ucieczce.
Obserwował plecy Leto, gdy chłopiec wysunął się naprzód. Leto mówił o ograniczeniu międzyplanetarnych migracji. Dobrze, ale migracja zawsze była rzeczywistością dla większości mieszkańców innych światów. Planetarne zniewolenie osiągnęło szczyt tu, na Arrakis. Fremeni odwrócili się do wszechświata plecami, zabarykadowali w swych umysłach tak, jak zamykali się w jaskiniach-drążniach.
Samo znaczenie pojęcia siczy — miejsca zbiórki w przypadku zagrożenia — stało się symbolem okrutnego ograniczenia swobody całego narodu.
Leto mówił prawdę: Muad’Dib zmienił wszystko.
Stilgar poczuł się zagubiony. Widział, jak rozsypują się dawne wierzenia. Nowa wizja, zwrócona na zewnątrz, stworzyła życie, które pragnęło wyrwać się z więzów.
„Jak piękne są młode kobiety tego roku „.
Dawne obyczaje („moje obyczaje” — przyznawał) zmuszały ludzi do ignorowania całej historii, z wyjątkiem tej, która zwracała się do wewnątrz, ku ich męczeństwu. Fremeni odczytywali historię poprzez straszliwą tułaczkę, ucieczkę przed prześladowaniem, zakończoną kolejnym prześladowaniem. Dawny rząd planetarny działał według ustalonej polityki Imperium. Tłumił zmysł twórczy i wszelkie idee postępu, ewolucji. Rozwój był niebezpieczny dla Imperium i tych, którzy dzierżyli w nim władzę.
Nagle Stilgar uświadomił sobie, że te rzeczy były równie niebezpieczne dla kursu, który wybrała Alia.
Znowu się potknął i został jeszcze bardziej w tyle za Leto.
W dawnych obyczajach i dawnych religiach nie znano pojęcia przyszłości, było tylko nieskończone teraz. Stilgar pojmował, że przed Muad’Dibem Fremeni wierzyli tylko w klęskę, nigdy w możliwość wygranej. No, dobrze… Wierzyli Liet-Kynesowi, ale ten zakładał okres zmian obejmujący czterdzieści pokoleń. Jeszcze jedno eskapistyczne marzenie, a nie żadne osiągnięcie.
Muad’Dib to zmienił!
Podczas Dżihad Fremeni wiele się dowiedzieli o starym Padyszachu Imperatorze, Szaddamie IV. Osiemdziesiąty pierwszy Padyszach z rodu Corrinów, zajmujący Tron Złotego Lwa i władający Imperium złożonym z niezliczonej liczby planet, używał Arrakis jako próbnego poletka dla tych politycznych posunięć, które miał nadzieję wprowadzić wobec reszty Imperium. Jego gubernatorzy planetarni na Arrakis gorliwie popierali pesymizm ogółu, by podeprzeć podstawy swojej władzy. Dokładali wszelkich starań, by wszyscy na Arrakis, nawet wolno żyjący Fremeni, zaznajamiali się z licznymi przypadkami niesprawiedliwości i nierozwiązywalnych dylematów. Nauczono ich myśleć o sobie jako o ludziach nie mających szans na pomoc, dla których nie było wsparcia.
„Jak piękne są młode kobiety tego roku!”
Kiedy tak patrzył na oddalające się plecy Leto, zaczął się zastanawiać nad sposobem, w jaki chłopiec skierował jego myśli na ten tor — wyłącznie przez wypowiedzenie pozornie prostego stwierdzenia. Stilgar spostrzegł, że w zupełnie nowy sposób ujrzał Alię i własną rolę w Radzie.
Читать дальше