— Na swój sposób, ale cieszy mnie, że on żyje w tobie.
— Tak mało rozumiesz z tego, co tkwi we mnie.
Jessika spostrzegła, że jego głos przepełniony jest goryczą. Podniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy.
— Babciu, Ghanima jest tobą. Jest tobą tak zupełnie, że twoje życie nie ma dla niej żadnych tajemnic aż do chwili, gdy urodziłaś naszego ojca. I ja! Ja również jestem katalogiem cielesnych zapisów. Są chwile, gdy to brzemię staje się zbyt ciężkie, by je znieść. Zjawiłaś się tu, by nas osądzać? By osądzać Alię? To my powinniśmy cię osądzać.
Jessika starała się zdobyć na jakąś odpowiedź, ale nie znalazła żadnej. Dlaczego ciągle podkreślał swoją odmienność? Czy skrywa chęć odrzucenia jej? Czy osiągnął stadium Alii? Czy stał się Paskudztwem?
— Wiem, co cię niepokoi — powiedział.
— Wiesz — zgodziła się. — Tak, to mnie niepokoi z przyczyn, które są ci dokładnie znane. Jestem pewna, że powtórzyłeś moje szkolenie Bene Gesserit. Ghanima przyznała się do tego. Wiem, że Alia… to zrobiła. Znasz konsekwencje swojej odmienności.
Spojrzał na nią z niepokojącą intensywnością.
— Prawie nie podejmowaliśmy takich prób wobec ciebie — powiedział, a w jego głosie wyczuła coś z własnego zmęczenia. — Znamy drżenie warg tak, jak je znał twój kochanek. Na życzenie możemy przypomnieć sobie każdą sypialnianą pieszczotę, którą obdarzył cię twój książę. Bez wątpienia zaakceptowałaś nas intelektualnie, ale ostrzegam cię, że intelektualna akceptacja to za mało. Jeżeli ja lub Ghanima staniemy się Paskudztwem — przyczyną tego możesz być ty! Albo nasz ojciec… albo matka! Lub twój książę! Każde z was może nas opętać, a rezultat będzie zawsze ten sam.
Jessika poczuła palenie w piersiach i wilgoć w oczach.
— Leto… — zdołała powiedzieć, używając w końcu tego imienia. Zorientowała się, że ból był mniejszy, niż sobie wyobrażała. Zmusiła się do kontynuowania: — Czego chcesz ode mnie?
— Chciałbym cię czegoś nauczyć.
— Czego?
— Tej nocy Ghania i ja odegraliśmy role matki i ojca prawie do samozniszczenia, ale wiele się nauczyliśmy. Zachowując świadomość, można dowiedzieć się tego i owego. Można przewidzieć pewne wydarzenia. Alia… No więc, mamy prawie pewność, że spiskuje, by cię porwać.
Jessika zmrużyła oczy, wstrząśnięta nagłym oskarżeniem. Znała dobrze tę sztuczkę, używała jej wiele razy: naprowadzić osobę na jedną ścieżkę rozumowania i wtedy zaszokować ją wnioskiem wyprowadzonym z innej. Odzyskała spokój, raptownie zaczerpnąwszy powietrza.
— Wiem, co zrobiła Alia… czym jest, ale…
— Babciu, współczuj jej. Użyj swego serca tak, jak rozumu. Czyniłaś to już przedtem. Stanowisz zagrożenie, a Alia pragnie Imperium na własność, albo przynajmniej to, czym się stała, pragnie władzy.
— Skąd mogę wiedzieć, że nie mówi do mnie kolejne Paskudztwo?
Wzruszył ramionami.
— Właśnie w tym przejawia się twe serce. Ghania i ja wiemy, że ona upadła. Niełatwo przywyknąć do zgiełku wewnętrznych tłumów. Zduś te jaźnie, a będą wracać, kłębiąc się w tle za każdym razem, gdy przywoływać będziesz wspomnienia. Pewnego dnia ktoś silny z tej wewnętrznej bandy zadecyduje, że już czas dzielić z tobą ciało.
— I nic nie można na to poradzić? — zapytała Jessika, choć bała się odpowiedzi.
— Wierzymy, że jest coś… Tak. Nie możemy uzależnić się od przyprawy, to najistotniejsze, i nie wolno nam tłumić przeszłości. Musimy jej używać, uczynić z niej część nas samych. W końcu wszyscy oni staną się naszą domieszką. Nie będziemy dłużej pierwotnymi osobowościami — ale nie będziemy też opętani.
— Mówiłeś o jakimś spisku.
— Oczywiście. Wensicja żywi ambicje co do swego syna. Alia żywi ambicje co do siebie, a…
— Alia i Farad’n?
— Nic się jeszcze wyraźnie nie rysuje — powiedział — ale Alia i Wensicja poruszają się teraz po równoległych kursach. Wensicja ma siostrę w domu Alii. Cóż prostszego, niż przesłać wiadomość dla…
— Wiesz coś o takiej wiadomości?
— Jakbym ją widział i czytał każde słowo.
— Ale jej nie widziałeś?
— Bo nie było takiej potrzeby. Wystarczyło, że dowiedziałem się, iż wszyscy Atrydzi są tu, razem, na Arrakis. Cała woda w jednym zbiorniku. — Wykonał gest, jakby chciał objąć całą planetę.
— Ród Corrinów nie odważy się zaatakować!
— Gdyby jednak, Alia skorzystałaby z tego…
Szyderstwo w głosie Leto sprowokowało Jessikę.
— Nie pozwolę, by mój wnuk traktował mnie protekcjonalnie! — powiedziała.
— Zatem przestań, do diabła, kobieto, myśleć o mnie jako o wnuku. Myśl o mnie jako o swoim księciu Leto! — Jego ton, wyraz twarzy, nawet nagły gest ręką były jej tak znajome, że zmieszana zamilkła.
— Starałem się cię przygotować. Przyznaj mi przynajmniej tyle — powiedział Leto suchym, nieobecnym głosem.
— Dlaczego Alia miałaby mnie porwać?
— By obarczyć winą ród Corrinów.
— Nie wierzę. Nawet jak na nią, to byłoby… potworne! Zbyt niebezpieczne. Jak mogłaby zrobić coś takiego, bez… nie mogę w to uwierzyć!
— Uwierzysz, gdy to się stanie. Aaach, Ghania i ja podsłuchiwaliśmy wewnątrz siebie, więc wiemy. To prosta samoobrona, bo skąd dowiedzielibyśmy się o błędach, jakie popełnia się dokoła nas?
— Nawet przez chwilę nie uwierzę, że porwanie może być dla Alii…
— Na Boga! Jak możesz ty, Bene Gesserit, być taka niepojętna? Całe Imperium wie, dlaczego tu jesteś. Wszyscy propagandyści Wensicji są gotowi, żeby cię zdyskredytować. Alia nie może czekać, aż to się stanie. Jeżeli znikniesz ze sceny, dla rodu Atrydów mógłby to być śmiertelny cios.
— A co podejrzewa Imperium?
Wycedziła słowa tak zimno, jak tylko mogła, wiedząc, że nie może zwieść tego nie-dziecka żadną sztuczką Głosu.
— To, że lady Jessika planuje skrzyżowanie bliźniąt ze sobą! — wypalił. — Właśnie tego pragnie zakon żeński. Kazirodztwa!
Jessika drgnęła.
— Czcza pogłoska. — Przełknęła ślinę. — Bene Gesserit nie pozwolą, żeby ta plotka szerzyła się bez kontroli w Imperium. Wciąż mamy pewne wpływy. Pamiętaj o tym.
— Plotka? Jaka plotka? Z pewnością rozważałaś pomysł skrzyżowania nas ze sobą. — Potrząsnął głową w chwili, gdy zaczęła mówić. — Nie zaprzeczaj. Niech byśmy tylko spędzili okres dojrzewania z tobą pod jednym dachem, zobaczyłabyś, że twój wpływ okazałby się niczym więcej jak szmatą, którą macha się przed czerwiem.
— Wierzysz, że możemy być aż tak głupie? — zapytała Jessika.
— I owszem. Wasz zakon to nic innego, jak tylko kółko przeklętych, starych, głupich bab, nie potrafiących myśleć o niczym innym poza cennym programem hodowlanym! Ghania i ja znamy dźwignię, jaką chcecie się posłużyć. Czy ty sądzisz, że my jesteśmy głupcami?
— Dźwignię?
— One wiedzą, że pochodzisz z Harkonnenów! Pewnie w ich hodowlanych zapiskach stoi: Jessika, córka Tanidii Nerus i barona Vladimira Harkonnena. Gdyby ten zapis przypadkowo stał się powszechnie znany, przyprawiłoby cię to o niezłe…
— Myślisz, że zakon zniży się do szantażu?
— Wiem, że mogą to zrobić. Och, wiedźmy owinęły swoje słowa w pozłacany papierek, powiedziały ci, byś sprawdziła plotki krążące o córce. Podsycają twoją ciekawość i twoje obawy. Odwołały się do twojego poczucia odpowiedzialności, sprawiły, że poczułaś się winna, iż uciekłaś na Kaladan. I ukazały ci perspektywę ocalenia wnuków. Jessika patrzyła na niego w milczeniu. Mówił, jak gdyby był świadkiem naładowanych emocjami spotkań z Cenzorkami zakonu żeńskiego. Poczuła się doszczętnie pokonana siłą jego argumentów i zaczęła na poważnie rozważać możliwość, że Leto mówi prawdę, twierdząc, iż Alia planuje porwanie.
Читать дальше